Artykuły

Rampa na Targówku

Andrzej Strzelecki kłania się łaskawej publiczności, syty oklasków. Długich i serdecznych. Był wyraźnie zadowolony z tego iż zadowolenie tak szczodrze okazali widzowie.

Tak. Otrzymaliśmy w darze prze­szło godzinę dobrej zabawy, ze szczyptą gorczycy. I dużo śmiechu - tak niezbdnego w szarości, brzy­docie i zmęczeniu. Radośnie śmiał się sąsiad z prawa i sąsiad z lewa. Za mną huczał Tomasz Raczek, naj­głośniej przy piosence o Buddzie, z pod tekstem męsko-damskim.

Myślę, iż ten budynek rzadko by­wał świadkiem tak gorącej aprobaty ze strony publiczności. Teatr Na Targówku jakoś nie miał szczęścia do dyrektorów? do twórców? W każdym razie nie wypracował swo­jego własnego stylu. Trochę muzyczno-rozrywkowy trochę poetycki, trochę z ambicjami dramatycznymi przez duże D. Ni to, ni sio. Pamię­tam, że po obejrzeniu tu "Pierwsze­go dnia wolności" przysięgałam so­bie, że nigdy więcej... Tak więc An­drzej Strzelecki musi, to znaczy wła­ściwie już dokonał pewnego wyboru, by ta scena miała swoje autonomicz­ne miejsce wśród 20 scen warszaw­skich. Bo przecież - jak podkreślił w rozmowie ze mną - mapa te­atralna miasta powinna być klarow­na, aby ludzie wiedzieli, gdzie przy­chodzą, czego mogą się spodziewać w danym miejscu, jakiego rodzaju estetyki teatralnej.

"Cabaretro" nie jest pierwszym przedstawieniem Strzeleckiego, za­tem możemy domyślać się, w jakim kierunku twórca podąży. Wszystkie robione przez niego spektakle mają pewien wspólny mianownik - mimo różnych wypowiedzi teatralnych. I kabaret "Kur" i adaptacja ."Alicji w Krainie Czarów", przygotowana w warszawskich "Rozmaitościach", "Karnawał" oraz "Kazanie" - trzy ostatnie sam napisał i wyreżyserował - wszystkie te przedstawienia nawiązują w jakimś sensie do naj­lepszych tradycji teatrów studenc­kich. Znamienne więc było zapro­szenie Stanisława Tyma, który za­prezentował godzinny monolog "Ka­wałek szczęścia", przywołujący wy­śmienite teksty kabaretu "Owca"'.

ZAJMUJE się też Strzelecki na­uczaniem piosenki aktorskiej w PWST, gdzie z grupą studen­tów przygotował swego czasu dyp­lomowe przedstawienie "Złe zacho­wanie". To była bomba! Pojawiły się głosy, że narodził się polski Bob Foss.

Do uroczych melodii Fatsa Wal­tera z lat 20. i 30. napisał Strzelecki zbuntowane, agresywne słowa - wyrażające postawę młodych współ­czesnych lat 70. Teksty były zna­komite i równie wspaniałą choreog­rafię opracował Janusz Józefowicz.

Młody zespół nie tylko perfekcyjnie tańczył, ale też doskonale śpiewał. Stare melodie - z nowymi treściami - przepuścił, przez filtr własnej dzisiejszej wrażliwości. W rezultacie powstał spektakl świeży i żywy, od­powiadający estetycznym oczekiwa­niom widza.

Do tej pory "Złe zachowanie" cie­szy się kompletem widzów. Pamię­tam, jak zdobywszy wejściówkę, siedziałam z koleżanką na jednym fotelu. Mimo całej niewygody wy­szłam z "Ateneum" oczarowana. Po sukcesach krajowych i zagranicz­nych zaczęto mówić i pisać, że ze­spół powinien mieć warunki rozwo­ju i stałą siedzibę. Mówiono: szkoda, by się to wszystko rozpierzchło, roz­wiało, więc... Ale w Polsce rzadko szansa chwytana jest w lot. Zatem przez lata zdolni, pełni energii i in­wencji młodzi aktorzy grali wciąż tylko "Złe zachowanie". Coraz bar­dziej rozczarowani, że oszałamiający sukces nie przynosi żadnych ofert, zawrotnych propozycji.

Wreszcie dostał Strzelecki swój teatr, najpierw Buffo, a potem "Na Targówku", który nazwał: "Rampa". Określenie niezbyt udane, sam dźwięk tego słowa jest - dla moich uszu - odpychający i jakiś zgrzytliwy. Ale z nazwą jest tak jak z imieniem człowieka: im bardziej darzy się go sympatią, tym łatwiej zaaprobować jego imię przedtem nielubiane.

Zafascynowana "Złym zachowa­niem'' oczekiwałam następnej pro­pozycji Strzeleckiego. Z niepokojem: czy nie zawiedzie... Otóż "Cabaretro", czyli po prostu kabaret retro, jest na pewno jednym z lepiej zre­alizowanych ostatnio w kraju przed­stawień rozrywkowych. Czy dorasta do "Złego zachowania"? Raczej nie. Ale okazało się, że to spektakl pełen wdzięku, zrobiony inteligentnie i z dużym wyczuciem potrzeb współ­czesnego widza. Jest w nim i humor i liryzm i nostalgia za tym, co pięk­ne a już minęło, i próba wzbudzenia przez Strzeleckiego refleksji, znajdującej pointę w jego piosence "Ma­lejemy". Piosenka wcale niezła, ale słowo wiażące Strzeleckiego-konferansjera mało finezyjne, uproszczone i nazbyt mentorskie.

Kabaret retro powstał na podstawie tekstów XX-lecia międzywojennego. Usłyszeliśmy zatem Własta, Boya, Minkiewicza. Czy ich słowa trąciły ,,myszką", nużyły? Nie. Jest to zasługa autorów, których ,, kawałki" do dziś świetnie się sprzedają. Kto nie zna daty ich powstania, nie zgadnie, iż tworzone były na zamówienie tamtych czasów. Choćby Minkiewicza:

Zapewniali, że mają poważanie

w narodzie

Że lud miejski i wiejski stoi przy nich

zwarcie

W końcu sami zostali na lodzie...na lodzie

Jedyny lud, w jakim znaleźli oparcie

Ale nie w tym jedynie rzecz. Według Andrzeja Strzeleckiego tylko pojęcie "teraz" jest w teatrze sen­sowne. Jeśli sięga się nawet po teksty stare, to ich realizacja musi być adresowana do widzów współ­czesnych -przez odpowiedni wybór języka teatralnego, skrótu myślowe­go, rozwiązań scenicznych. A wiec twórcze nawiązanie do tradycji. Elementem, który chyba najbardziej na­daje spektaklowi określoną konwencję jest specyficzna choreografia Ja­nusza Józefowicza. To jego poetyka gestu, ruchu, umiejętne wprowadzenie gagu aktorskiego, opartego na pantomimie podsuwa nowe znaczenie, przyczynia się w dużej mierze do rozbicia stereotypu ich prezentowa­nia, chroni przed ckliwym senty­mentalizmem, wystrzegając się jed­nocześnie wulgaryzmu i natręctwa. No i humor! Przepyszne są "kawał­ki" mimiczno-slapstickowe - ro­dem... bo ja wiem, z Disneya, na pewno nie z dwudziestolecia. Wy­konanie Mariusza Czajki - perfek­cyjne. Słowem - "jasne z pianką" najwyższego gatunku.

Nie dziwi zatem, że na festiwalu małych form teatralnych w Arezzo we Włoszech zespół obdarzono trze­ma nagrodami; za reżyserię, scenog­rafię, choreografię oraz czwartą - za wystawę pamiątek po arty­stach dawnych teatrzyków warszaw­skich. Z przymrużeniem oka opisano tę sprawę w folderze przedstawie­nia: "Sądzimy jednak, że rzecz po­legała na nieporozumieniu. Po pier­wsze, nikt z jurorów nie znał języka polskiego, po drugie - nie mieliśmy w jury "naszego" człowieka, a po trzecie - znudzeni programami "z myszką" sędziowie byli przekonani, że nagradzają ciekawy, awangardowy spektakl, a on był po prostu jeszcze niegotowy".

No właśnie - programy z "myszką". Od kilku już lat teatr współczesny od­krywa na nowo urok kabaretów międzywojnia. Te propozycje sce­niczne trafiają - i jak bardzo! - do widowni młodej, złaknionej elegancji i błyskotliwości, ale i sku­pienia. Potwierdza to również ogromna popularność "Hemara", wystawionego w Ateneum. Z pew­nością "Cabaretro" gromadzić będzie głównie publiczność młodą. I o to Strzeleckiemu chodzi. "Gdybym w działaniach swoich określony, został jako taki profesjonalny Studencki Teatr Satyryków '88, to nie byłoby źle. - powiedział. - STS tworzyło epicentrum poglądu pokoleniowego, które emanowało na świat arty­styczny i nie tylko artystyczny. Coś takiego przestało funkcjonować. Mo­że uda mi się tę Inko wypełnić. Źródłem moich aspiracji jest chęć porozumienia się z pokoleniem, które w 85 procentach wypełnia salę teatralną. I nie rzecz w gatunkach, jakie będę uprawiał, ale w zasto­sowaniu pewnej konwencji, pewne­go skrótu myślowego, służących kontaktowi z widzem".

Być głosem pokolenia - tak zrozumiałem ambicje dyrektora. No, ży­czę powodzenia.

Chciałabym zwrócić uwagę na jesz­cze jeden kierunek działań "Ram­py", wbrew pozorom wcale nie tak marginalnych - na próbę wypra­cowania charakteru teatru, jego toż­samości, zauważanej także z ze­wnątrz. Dyrektor zadbał o dobre plakaty z identyfikującym znakiem, który zaprojektował doskonały gra­fik Stasys Eidrigevicius. Ta sama maska, umieszczona na budynku Rampy, zdobi bilety teatralne.

"Podnosi to z pewnością koszty - mówi Strzelecki - ale zysk, ten niewymierny, jest nie do przecenie­nia. Bilet to pierwszy osobisty ko­ntakt z widzem. Może być pamiątką jakiegoś fajnego przedstawienia, ale także śladem, przejawem interesu­jącego myślenia graficznego. Mam pięknie wydane bilety z wielu spe­ktakli zagranicznych".

Nadto z wyjątkową starannością przygotowany został program "Ca­baretro". Nawet zamieszczone tam - w celach zarobkowych - ogło­szenia wkomponowano ze smakiem. Zgodnie z konwencją teatru zapla­nowano wystawy w foyer - rysunki satyryczne Stanisława Tyma oraz ciekawe "fotosyntezy" Krzysztofa Pruszkowskiego. Wszystko to nie jest obojętne dla przychodzącej pub­liczności - i mam nadzieję, że w miarę nabierania przez teatr roz­machu nie zostanie zaniedbane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji