Artykuły

Teatr potrzebuje zmiany. Dyrektor BTL chce odejść

- Jaki jest mój przywilej, by być dyrektorem do śmierci? Trzeba dać szanse młodym - mówi MAREK WASZKIEL, szef Białostockiego Teatru Lalek. Dyrektorem planuje być jeszcze tylko przez pół roku.

Monika Żmijewska: Dlaczego rezygnuje pan ze stanowiska dyrektora Białostockiego Teatru Lalek - placówki w bardzo dobrej kondycji artystycznej? Otrzymał pan jakąś interesującą propozycję?

Marek Waszkiel : Nie mam żadnej propozycji. Nie ma żadnego gotowego miejsca, do którego mam zamiar się przemieścić w sensie zawodowym. Nie mam pojęcia, co będę robił. Ale myślę, że raczej nadal będę się zajmował teatrem. Nie wierzy pani?

Szczerze mówiąc, w to, że nie ma pan żadnej propozycji, trudno uwierzyć. Bo jeśli oferty nie ma, to gdzie pana tak gna?

- Myślę, że teatrowi potrzebna jest zmiana. Nie chodzi o to, że się wypaliłem czy też jakoś szczególnie znudziła mi się instytucja. Wierzę, że można i trzeba iść do przodu. W takiej instytucji jak Białostocki Teatr Lalek, gdzie pracuje duży zespół ludzi, w pewnym momencie za dobrze się rozpoznajemy, za dobrze się znamy. Z jednej strony to znakomicie, bo taka sytuacja oznacza dobrą komunikację. Z drugiej strony można by pomyśleć, parafrazując Goethego: "chwilo trwaj, jesteś taka piękna". A jakiś ruch być musi. Po prostu. Albo ja wymienię pracowników, co byłoby absurdalne, albo wymienię się sam [śmiech - red.]. Potrzebujemy nowych wyzwań. Mam taką naturę, że jestem nastawiony na przyszłość. To w sumie dość ciekawe, bo zawodowo jestem historykiem, zajmuję się więc przeszłością. Ale żyję w przyszłości. A historia nauczyła mnie, i innych też powinna uczyć, że zmiany są konieczne. Nie musi być przecież wyłącznie jedna opcja teatru, prawda? Może naszym teatrem powinien się zająć teraz ktoś, kto spojrzy na niego inaczej? Przychodzi czas, że na pewien mój rodzaj wizji teatralnej potrzeba nowego zespołu. Ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że siedem lat kierowałem Akademią Teatralną, siedem - teatrem. Taka biblijna magiczna cyfra. Wystarczy.

Co będzie pan robił?

- Mam tyle pomysłów, tylu fascynujących rzeczy tylko dotknąłem. W samym Białymstoku ile się dzieje - czasem mam wyrzuty sumienia, że nie oglądam dziesiątków rzeczy, które z racji pracy mi przepadają - czy to w filharmonii, czy innych teatrach, galeriach, młodzieżowej niszy. Łapię się na tym, że codziennie sprawdzam w necie, co mnie ominęło. Może będę miał teraz więcej czasu? Chcę czytać, będę dalej pisał, zwłaszcza że właśnie jedną rzecz skończyłem, na dniach wyjdą moje "Dzieje teatru lalek w Polsce 1944-2000". Jest tyle możliwości. Z żoną dzieci mamy już odchowane, możemy wreszcie poświęcić czas sobie i własnym zainteresowaniom. Teraz jest czas dla mnie. Nie mogę całe życie czuć odpowiedzialności za instytucję, cudze byty, bo przecież zarządzanie teatrem to też odpowiedzialność za byt finansowy ludzi. Do emerytury mam jeszcze naście lat. Widziałem wielu, którzy przed emeryturą zębami trzymają się swoich stanowisk. A jak mnie też to spotka?

Z drugiej strony jaki jest mój przywilej, by być dyrektorem do śmierci? Trzeba dać szanse młodym.

Zainteresowania, czas dla siebie... A z czego będzie pan żył?

- No właśnie [śmiech]... Ale współpraca z Akademią Teatralną, gdzie uczę studentów, bardzo dobrze mi się układa. Mam nadzieję, że nadal będę mógł tam pracować. Na pewno nie myślę jednak o ponownym zarządzaniu tą placówką. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.

O tym, że chce pan odejść, mówi się już od jakiegoś czasu. Co zespół teatralny na taką decyzję?

- Chęć odejścia w 2012 r. zespołowi ogłosiłem w grudniu 2010 r. Oczywiście nikt nie dał temu wiary. Latem 2011 r. powiedziałem o tym prezydentowi Białegostoku, jako mojemu zwierzchnikowi. Oczywiście też nie wierzył. Wszyscy myśleli: Waszkiel tylko tak mówi, może będzie się handryczył? Ja jednak cały czas byłem pewien swojej decyzji.

Kogo widziałby pan na swoim miejscu?

- Jest ktoś taki. Parę miesięcy temu przedstawiłem kandydaturę tej osoby zespołowi, odbyliśmy nawet głosowanie kto jest za, kto przeciw. Zdecydowana większość zespołu była za. Ale nie powiem, kto to jest.

Aktorzy go znają?

- Tak.

To reżyser?

- Tak. Myślę, że również pod tym względem powinna nastąpić zmiana. Ja jestem menedżerem, nie wyreżyserowałem żadnego spektaklu, w swojej pracy więc, chcąc nie chcąc, stawiam akcenty trochę inaczej. Reżyser jest na bieżąco z zespołem, rozmawia z nim. A zespół tego potrzebuje.

Jaki jest pana kandydat, poza tym, że jest młody i jest reżyserem? Jakie ma, powinien mieć cechy?

- To człowiek mający talenty dyplomatyczne, umiejący się porozumiewać z ludźmi. Jest na tyle twórczy, mądry, z doświadczeniem, znajomością teatru, że sobie poradzi.

Chodzą słuchy, że to Jacek Malinowski (31-letni dyrektor artystyczny Teatru Maska w Rzeszowie, absolwent białostockiej Akademii Teatralnej, w BTL reżyserował m.in. obsypaną nagrodami "Nibylandię" i "Żołnierzyka").

- Nie powiem. Ode mnie nazwiska mego kandydata pani nie usłyszy.

Zaproponował pan prezydentowi kandydata na swojego następcę?

- Tak. Ale prezydent jest zwolennikiem konkursów, których ja z kolei jestem wrogiem. Do konkursu stają ci, którzy szukają gwałtownie pracy. A papier jest bardzo cierpliwy i przyjmie wszystko. Uważam, że konkurs jest potrzebny tylko w sytuacji, gdy wokół mamy tak dużo ciekawych kandydatur, że już naprawdę nie wiadomo, którą wybrać - tak dobre są wszystkie. Ale konkurs zorganizowany jedynie po to, by wybierać na podstawie piękna papieru - nie ma sensu. Pamiętam sytuację, gdy poprzedni prezydent zaprosił mnie do siebie, by poinformować, że teatr ma życzenie, bym został dyrektorem. Prezydent powiedział, że sam też się zgadza, ale powinienem stanąć do konkursu. Odpowiedziałem: skoro pan, panie prezydencie, się zgadza, teatr też, to po co taki konkurs? I go nie było. Konkurs jest wygodną furtką, by nie podejmować stanowczej decyzji w konkretnej chwili.

Jaka była odpowiedź prezydenta?

- Cóż, mimo mojej jasnej deklaracji, że odchodzę ze stanowiska, i propozycji kandydata - odpowiedzi nie mam do tej chwili. To dla mnie duży dyskomfort. Władze Białegostoku są świetne. Znam takie miasta, gdzie dyrektorzy teatrów muszą się bardzo często meldować na dywaniku. Ja tak nie muszę. Układ z miastem mam komfortowy, to praktycznie nieograniczony kredyt zaufania. Czuję tu fantastyczną wolność. Być może dlatego, że miasto, jak dotąd, się na mnie nie zawiodło... I właśnie w kontekście takich, a nie innych relacji, sytuacja dotycząca przyszłości teatru staje się dyskomfortowa. Nie bardzo rozumiem, na czym polega problem. Zgłaszałem konieczność jak najszybszego ustalenia co dalej. Parę razy. I cisza. A im szybciej, tym lepiej dla teatru. Nie wiem, jak to tłumaczyć. Może są naciski od jakichś zacnych osób na miasto?

W tym sensie, że zacne osoby mogą mieć propozycje innego kandydata?

- Niewykluczone. Po raz pierwszy czuję rodzaj pewnej blokady. Trudno mi zrozumieć, że przy tych wszystkich znakomitych relacjach mam poczucie, że coś się zdarzyło między nami - prezydentem a mną. Prezydent chce konkursu. Może musi mieć czas, by pomyśleć? Tymczasem jest mi potrzebna albo taka świadomość, że możemy rozmawiać o przyszłości teatru, albo świadomość, że zacznie się trudna batalia o spadek po teatrze. A czas nas goni. Od 1 września teatr powinien przejąć już nowy dyrektor. Swoją decyzję i propozycję kandydata zgłosiłem już dawno nie dlatego, że to ja mam jakiś ustalony prywatny grafik, ale że machina naszego teatru jest tak rozpędzona, że już w tym momencie muszę wiedzieć, czy nasze projekty, planowane choćby na rok 2014 po drugiej stronie oceanu, mają szansę realizacji. W miejscu takim jak teatr większość kontaktów powstaje dzięki indywidualnym rozmowom, prowadzonym na różnych poziomach, w różnych miejscach. Takie rozmowy nie są łatwe, czasem trwają długo, nawet lata. Potem takie kontakty procentują, ale niektóre rzeczy trzeba załatwiać dużo, dużo wcześniej. Muszę wiedzieć, na ile intensywnie możemy ustalać choćby terminarz wyjazdowy czy zaproszenie twórców do nas. A teraz wszystko to jest w zawieszeniu. Zaczynam mieć dyskomfort, że przez taką próżnię postępuję nieuczciwie wobec naszych ewentualnych partnerów teatralnych. Chciałbym się już dzielić pewną wiedzą ze swoim potencjalnym następcą, porozmawiać z nim, czy nasze obecne plany według niego mają jakiś sens. On musi się wypowiedzieć. Do tego na początku lipca zaczynamy gruntowny remont dużej sceny, pierwszy remont od ponad 30 lat. Trzeba to wszystko komuś przekazać.

Może następca będzie kontynuował pańską wizję teatru?

- Byłoby fatalnie, gdyby on szedł wyłącznie moją drogą i tylko kontynuował to, co ja robiłem. Musi iść w swoją stronę, mieć własny pomysł. Bardzo bym tego chciał. A i zespół potrzebuje zmiany. Mam świadomość, że rodzaj tempa, które założyłem i narzuciłem teatrowi ja wytrzymuję świetnie, ale inni niekoniecznie. Może mój rytm jest za duży. Sam terminarz wyjazdowy jest bardzo napięty. W ciągu roku wyjeżdżamy mniej więcej 30 razy, w tym połowa wyjazdów wiedzie za granicę. Plany, o ile wyjdą - też są intensywne - Tajwan, Korea, Chiny, Rosja, Syberia, Hiszpania. To jak rzucanie się - na prawo i lewo.

Mam świadomość, że w teatrze dysponuję świetnym zespołem. W jego tworzeniu dałem coś od siebie, ale też przejąłem go w świetnej kondycji teatralnej. Mam dla niego olbrzymi szacunek. Ale też choćby nie wiem jak dobry był to zespół, to jest to też zespół, który się starzeje, taka jest kolej rzeczy. Który zmienia emploi, swoje możliwości. Taka jest natura teatru. W balecie utrzymanie cały czas doskonałej formy jest niemożliwe. Podobnie jest w lalkarstwie. To praca bardzo specyficzna. A publiczność ciągle chce czegoś nowego. Może nowy dyrektor będzie miał nowy pomysł.

A jeśli w jakiś sposób zepsuje zespół?

- Nie mam wątpliwości, że żaden następca, jaki tu po mnie przyjdzie, go nie zepsuje. To jest zbyt dobry zespół, mający swój kręgosłup. On wie, że nawet jakieś codzienne niesnaski, antypatie - bo przecież w każdym zespole zdarzają się tarcia - nie mogą mieć wpływu na to, co widzi widz. To, co nas wiąże na scenie, jest święte.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji