Straszne dworskie mordy
"Majestat", najnowszy spektakl Andrzeja Strzeleckiego, może być dla fanów Rampy sporym zaskoczeniem. Przede wszystkim nie ma w nim piosenek. Jest to... No, właśnie, kłopoty zaczynają się już z gatunkowym zakwalifikowaniem spektaklu. Komediodramat? Tragifarsa? Krótki, 80-minutowy spektakl, zdaje się być pastiszem szczególnie krwawych wątków dramaturgicznych, jakby żywcem przeniesionych z Szekspirowskich kronik królewskich czy co bardziej mrocznych dramatów Słowackiego. Wrażenie "klasyczności" pogłębia zastosowany przez autora zabieg pisania tekstu ośmio- i jedenastozgłoskowym wierszem.
Zza drzwi królewskiej komnaty dochodzą odgłosy kolejnych mordów, dokonywanych w tempie zaiste wideoklipowym. Ledwo poznajemy jakąś postać, już się udaje za nią z zamiarem zgładzenia specjalny wysłannik tej lub innej opcji dworskiej, choć najczęściej samej królowej. Niestety, jak to już bywa w przypadku krwawych despocji, egzekutorzy wyroków sami niechybnie stają się ofiarami. Stąd też obok spirali śmierci, rozkręca się i druga - wielopiętrowych zdrad. Morderstwa i próby ocalenia swej głowy poprzez ucieczkę na stronę przeciwnika, zdają się tu być jedynym sposobem uprawiania polityki. Rzecz dzieje się w nieokreślonym państwie, choć niektóre zawarte w tekście aluzje, czy szczegóły scenograficzne (umieszczony na drzwiach szafy herb państwa polskiego z czasów panowania naszego ostatniego króla) każą miejsce akcji lokować nad Wisłą.
Utworowi Strzeleckiego zaszkodziło zbyt długie spoczywanie w szufladzie. Wtedy, kiedy rzecz powstała (jeszcze prozą), nie mogła się ukazać ze względów cenzuralnych. Dzisiaj problemy zwyrodnień władzy nie wyzwalają już w nas tak jednoznacznych emocji, jak np. w stanie wojennym. Mogą też się zdarzyć pomyłki interpretacyjne. Dzisiejszemu widzowi wszechwładny i wszechobecny Wielki Szaman kojarzy się prędzej z kręgami episkopalnymi, niż - jak chce autor - z... Wielkim Bratem.
"Majestatowi" brak dziś adresata. Młodzież, przyzwyczajona do muzycznych przedstawień w Rampie, nie zawsze nadąża za tempem wydarzeń spektaklu stricte dramatycznego. Utwór Strzeleckiego przypomina nieco poetyką "Bajki dla potłuczonych" - prezentowane wielokrotnie na tejże samej scenie Rampy przez zielonogórski kabaret "Potem". Siłą świetnie odbieranych skeczy tego kabaretu były surrealistyczne skojarzenia, aluzyjność tekstów, bogactwo wyobraźni i spontaniczność gry niezawodowych artystów. "Majestat" oczywiście dysponuje tymi samymi cechami, ale - paradoksalnie - w profesjonalnym wykonaniu i w doborowo zakomponowanych scenach, ujawnia swą treściową miałkość.
Z grona sprawnych wykonawców wyróżniłbym zdystansowaną do swych poczynań Agnieszkę Paszkowską (Maria) - dla nauki powinny ją obejrzeć wszystkie potencjalne Balladyny i Lady Mackbet oraz Mieczysława Morańskiego (Król, Ślepy Garbus), którego wcześniej (w Teatrze Dramatycznym) nie mieliśmy okazji oglądać w komediowym emploi.