Artykuły

Miłość w Rampie

"Autor scenariusza przeprasza Kompozytorów i Autorów piosenek za doko­nanie manipulacji ich utworami i ma nadzieję, że cel tego zabiegu okaże się artystyczny, co może złagodzi wymiar ewentualnej kary." (z programu do spektaklu "Love").

Andrzejowi Strzeleckiemu z pewnością nie należy się żadna kara. Na pre­mierze publiczność w Rampie bawiła się świetnie. Nie zgłosili również żad­nych pretensji twórcy piosenek, przynajmniej ci obecni na sali (Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski). Bo "Love" gwarantuje ponad godzinę doskona­łej zabawy.

Scenariusz jest prosty. Spektakl składa się z piosenek o miłości. Piosenek rozmaitych: są i te mniej lub bardziej współczesne - Krajewskiego, Niemena, Przybory i Wasowskiego - i te stare przeboje z dwudziestolecia - Tuwima, War­sa. Znane, lubiane, piękne. Zapewniły już sukces niejednemu przedsięwzię­ciu teatralnemu, by wspomnieć choćby kilka lat obecności Hemara na scenie Ateneum. Ale w Rampie nie tylko one przesądzają o jakości przedstawienia. Powodzenie "Love" jest także zasługą wykonawców: Leszka Abrahamowicza, Piotra Furmana, Cezarego i Jacka Poksów, Wojciecha Paszkowskiego, Wie­sława Stefaniaka i akompaniatora - Jana Raczkowskiego. Muzykalność, po­czucie humoru - oto najważniejsze cechy charakteryzujące ich grę. Największe poczucie humoru wykazał jednak Strzelecki. Już sam fakt, że o miłości śpiewają na scenie sami tylko mężczyźni, jest prowokacją. Nie dość na tym. Panowie są delikatni, czuli dla siebie, przewrażliwieni, płaczliwi i wy­stępują w domowych kapciach, co już wystarcza, by podważyć ich męskość. Na dodatek prezentują niemęskie stroje - kuchenny fartuszek, damski szla­froczek, podtatusiałą podomkę. Dwuznaczności dopełnia i potęgują jeszcze przytulna scenografia z kredensem w tle i rekwizyty: ptaszek w klatce, ko­szyk z robótką i drutami, dmuchane baloniki.

Można sądzić, że przedstawienie jest kpiną z homoseksualizmu. Ale to tyl­ko jedna z wielu interpretacji. Równie prawdopodobna jest ta, która na plan pierwszy wysuwa czysto użytkowe walory "Love". Profesjonalne, doskonałe aktorstwo, urok tekstów i piękno melodii, poczucie humoru reżysera, który zapewnił publiczności lekką, żartobliwą, dowcipną zabawę, sprawiają, że spektakl zasługuje na miano "godziwej rozrywki". A może jest to przedsta­wienie po prostu o miłości, o tym, o czym mówi finałowa piosenka - że "każ­demu wolno kochać". Jedno jest pewne: warto zobaczyć "Love" w Rampie. Tym bardziej że Andrzej Strzelecki przygotował tę premierę - co dziś rzadko się zdarza - w błyskawicznym tempie, niemal w ostatniej chwili ratując swój teatr przed dziurą w repertuarze.

Rampa od kilku miesięcy przygotowuje "Film" - duży spektakl, wymagający nie tylko nakładu sił, ale - i przede wszystkim - środków. Tych jednak brakuje. Strzelecki wiedząc, że jeszcze długo nie uda mu się wystawić "Filmu", "doko­nał manipulacji" kilkoma tekstami miłosnych piosenek i zaprezentował swej publiczności inną premierę. Cel tego zabiegu z całą pewnością okazał się artystyczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji