Artykuły

"Teatrzyk" stał się teatrem

Zaczęły się ostatnio tu i ówdzie rozlegać po Bydgoszczy dość głośne westchnienia do WIELKIEJ LITERATURY DRAMATYCZNEJ, której jak dotąd skąpi teatromanom nowa dyrekcja. Czy słuszna to jednak nostalgia? Mam jeszcze w pamięci sprzed nie tak znowu dawna sromotne na scenie bydgoskiej klęski owej wielkiej klasyki. Do tego bowiem, żeby współczesnego widza nie zamordować "Antygoną", "Wyzwoleniem", czy nawet "Weselem", trzeba naprawdę wielkich artystów nawet w epizodach. A tak bogatych w charyzmatyczne osobowości teatrów jest w Polsce niewiele. Znacznie pewniejszym można być sukcesu lansując teatr reżyserski, inscenizatorski, a więc taki, na jaki postawił właśnie Wiesław Górski.

Tymczasem w minioną niedzielę obejrzeliśmy na dużej scenie Teatru Polskiego Teatrzyk "Zielona Gęś" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. A więc teksty stworzone przed bez mała półwiekiem. Wówczas - bardzo "na czasie", bo przepełnione licznymi aluzjami do tamtejszej społeczno-politycznej rzeczywistości. Ta skonstruowana w postaci miniscenek, drukowana na łamach "Przekroju" satyra polityczna cieszyła się ogromnym powodzeniem czytelników. Była swego rodzaju kontaminacją kabaretu i szopki satyrycznej, a jej sentencje wychowawcze przypominały nawet nieco bajkę oświeceniową. Poprzez absurdalny humor odsłaniał Gałczyński groteskową powierzchnię zjawisk życia powojennej Polski. Drwił z narodowego absurdu, z biurokracji, bierności, jałowego cierpiętnictwa, czy zamiłowania do pustych gestów ówczesnej inteligencji, z jej pogardy dla praktycyzmu, z życia przeszłością i przebrzmiałymi pojęciami. Wypowiadane przez kukiełkowych bohaterów "Zielonej Gęsi" dowcipy z pogranicza czystego nonsensu czy arcyzabawne parodie literackie miały na celu kompromitowanie pewnego stylu życia Polski końca lat czterdziestych.

Dziś otacza nas zupełnie inna rzeczywistość. Zupełnie za czymś innym niż Gżegżółka tęskni współczesny polski inteligent. Choć wiele jest w "Gęsi" i tekstów uniwersalnych. Te właśnie powybierali z ponad 300 scenek "Teatrzyku" realizatorzy bydgoskiego przedstawienia. Próbując bardziej tekst uaktualnić, czy raczej przybliżyć bydgoskiej publiczności, przywołują też w przedstawieniu lokalne nazwy i nazwiska bardziej lub mniej znanych postaci związanych z tutejszym środowiskiem politycznym, kulturalnym. Mimo to zabieg ten nie wypada zbyt zręcznie. Przypomina tanie chwyty estradowe. Na pewno aktualna pozostaje jednak forma - zmieszana z liryzmem groteska, wyrafinowane poczucie humoru, aluzje literackie, kulturowe.

Ten "najmniejszy teatr świata" - jak brzmi podtytuł "Zielonej Gęsi" Ryszard Major zdecydował się wystawić na dużej scenie, sytuując na jej środku małą kurtynkę, zza której wyłaniają się artyści.

Poza ową "kurtynką" oraz błękitnie od czasu do czasu pod świetlaną tiulową zasłoną, stanowiącą tylną ścianę "Teatrzyku", za którą odbywa się np. bardzo malowniczo wyglądająca biesiada - nie ma tu właściwie scenografii. A szkoda; przydałaby się bogatsza oprawa plastyczna. Niewiele jest też, z wyjątkiem - Gęsi, Herkulesa, Hermenegildy Adama i Żydówki ciekawych kostiumów.

W spektaklu sporo słyszymy muzyki i śpiewu; tak indywidualnego jak i zespołowego. I trzeba przyznać, że nieźle to wszystko brzmi, (w tym miejscu ukłony w kierunku Janusza Stalmierskiego i Piotra Salabera). W partiach solowych najznakomiciej prezentują się - Witold Szulc i Beata Gołębiewska. Oboje są też bardzo dobrzy ruchowo, w czym stanowią wyjątek. Ruch nie jest bowiem najmocniejszą stroną choreografa. Zbyt często na scenie zdaje się panować niezamierzony chaos, a gestom artystów i ustawieniu tańców brakuje precyzji. Nierówne jest też tempo przedstawienia. Kilka scenek zanadto się dłuży, np. "śmierć w kawiarni" czy "0czekiwanie na dyrektora", w niektórych za słabo wybija się pointa - "Skarga Julka" czy kolejna wersja "Pożegnanie z bronią". Po brawurowych, kuglarskich wręcz zapowiedziach Małgorzaty Witkowskiej (!) następują przeważnie nie odpowiadające im absolutnie temperamentem scenki, którym brakuje dynamizmu, żywiołowości i energii. Całość można by nieco skrócić, przydać jej tempa i grać bez przerwy.

Jest to zdecydowanie najsłabsze (wyjąwszy stronę wokalną) przedstawienie aktualnego sezonu, co wcale nie znaczy, że publiczność nie będzie się na nim dobrze bawiła. Nawet na premierze śmiech i oklaski brzmiały nierzadko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji