Artykuły

Ale kino

Po poprzedniej premierze w tea­trze Rampa - sztuce "Majestat" - pisałem, że ktoś podszywa się pod prawdziwego Andrzeja Strzeleckie­go, robiąc teatrowi złą renomę. Po najnowszej mam przyjemność zawia­domić, że twórca i dyrektor Rampy wrócił na swoje miejsce i jest w zna­komitej formie artystycznej.

Autorskie widowisko Strzeleckiego "Film" to prawie godzina doskonałej zabawy konwencją filmową, przenie­sioną pomysłowo do teatru. Rymowana historia nieszczęśliwego małżeństwa Zuzi i Romana, którą recytuje ze sceny reżyser, to wprawdzie piramidalny ba­nał, ale jak pokazany!

Gra toczy się w przypominającym ekran oknie, ograniczonym ruchomy­mi parawanami. Akcja podzielona jest zgodnie z zasadami sztuki filmowej na ujęcia, zbliżenia i jazdy kamerą. Oglą­damy bohaterów w planie amerykań­skim, mamy zbliżenia na przerwaną fo­tografię ślubną i talerz z zatrutymi grzybkami oraz jazdę kamerą po wesel­nym stole. Kamery jednak nie ma. To aktorzy z rekwizytami i scenografią przesuwają się między czarnymi para­wanami, które pełnią rolę nożyczek montażysty.

Od zwyczajnego filmu "Film" Strze­leckiego różni się symultanicznością ujęć: dzięki podwójnej obsadzie widzi­my bohaterów jednocześnie z przodu i z tyłu, z góry i z boku. W scenie wesela po prawej stronie ekranu patrzymy na siedzących przy stole weselników, po lewej widzimy z góry ich zmierzwione czupryny i zastawiony stół. W obu ka­drach te same ręce unoszą się z kielisz­kami do ust, poruszają się te same gło­wy.

Złudzenie jest niewiarygodne. Zmon­towane perfekcyjnie kadry przesuwają się przed oczami jak prawdziwy film i dopiero, gdy któryś z aktorów wyska­kuje z ekranu, na przykład aby przejść się po gzymsie lub przejechać tramwa­jem, odkrywamy z zaskoczeniem, że to ludzie z krwi i kości, a nie z celuloidu.

By nie marnować przyjemności, nie zdradzę najlepszych gagów, chwytów i pomysłów, a zwłaszcza tego, w jaki sposób pokazano jazdę samochodem nocą, jak rozwiązano sceny łóżkowe, jak bohaterzy pływali w basenie i jak dyrektor Strzelecki osobiście wskoczył do filmu. Powiem tylko, że oprócz tragicznej historii Zuzi i Romka "Film zawiera przezabawne pastisze melodramatu, amerykańskiego musicalu i kryminału. Andrzej Strzelecki w pięć minut pokazuje też stuletnią historię kina od czarno-białego filmu niemego po dubbingowany technikolor i tylko za jedną scenę należy mu się przynajmniej Złota Palma. "Film" jest żartobliwym i sympatycznym hołdem złożonym sztuce filmowej przez teatr. W trawestacji szlagieru "Ninon" aktorzy Strzeleckiego śpiewają "Kino, ach uśmiechnij się, urok filmu opromienia życie me". Kiedy na ekranie pojawia się napis "The End", żal ściska, że zabawa trwała tylko 50 minut.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji