Artykuły

Na chwilę DOŚĆ

Ostatnio była gościem w domu. Grała w czterech serialach naraz,do tego występowała w Teatrze. W Warszawie, Krakowie, Zakopanem. Niekiedy nie wiedziała nawet ,gdzie się budzi. Miałam bolesne poczucie, że brakuje mi czasu na sprawy najważniejsze - mówi KATARZYNA GNIEWKOWSKA,aktorka

LISTY DO ŻYCIA

Krakowski taksówkarz bardzo dobrze kojarzy Katarzynę Gniewkowską: "Widziała ją pani w Braciach Karamazow Lupy? Ach, co to była za rola!". I pyta: "Ona mieszka na Woli Justowskiej? Przepiękna dzielnica, spokój, zieleń". Przez lata miała jedno marzenie: zamieszkać w Krakowie. W dzieciństwie często przyjeżdżała tutaj z ukochaną babcią, potem studiowała w krakowskiej PWST, po dyplomie dostała etat w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, potem w Starym. Ale to w rodzinnych Katowicach mąż miał firmę, tam byli rodzice, którzy pomagali w wychowywaniu dzieci: Pauli i Maćka.

Marzenie o przeprowadzce spełniło się dziesięć lat temu. Zielono-pomarańczowy, obrośnięty winem dom stoi na wzgórzu. Przez wielkie okna widać z jednej strony las, z drugiej parę budynków. W ogromnej kuchni stary drewniany stół. Lubi usiąść tam przy kawie, zapalić papierosa. Jest samotnikiem. Jeśli do wyboru ma kolację ze znajomymi albo rodzinny, spokojny wieczór, zawsze wybiera to drugie. Wyniosła to z rodzinnego domu. Tata Jerzy Gniewkowski, aktor znany śląskiej publiczności, i mama Aleksandra zawsze pielęgnowali zwyczaj bycia tylko ze sobą. Przez ostatnie dwa lata mało miała tego czasu dla siebie. W ogóle mało jej było w domu. Grała w kilku serialach jednocześnie, m.in. w "Czasie honoru", "Układzie warszawskim", "Majce", "Szpilkach na Giewoncie". Po dwadzieścia dni zdjęciowych w miesiącu. - Pomyślałam, że czas nieubłaganie ucieka, a skoro nie dostaję szansy na ciekawe role w fabule, to będę grała w telewizji - mówi. Do tego teatry: Kraków i dwa w Warszawie. Krążyła po Polsce. Czasem po przebudzeniu w jakimś hotelowym pokoju z przerażeniem zastanawiała się: "Boże, gdzie jestem?". - Za dużo na siebie wzięłam. Pojawiły się zmęczenie, frustracja. Zaczynało brakować sił, pasji, a ja nie potrafię grać na pół gwizdka - dodaje. Postanowiła: "Na chwilę dość". Szczególnie że w tym najbardziej intensywnym zawodowo okresie dowiedziała się o ciężkiej chorobie taty. - Miałam bolesne poczucie, że brakuje mi czasu na sprawy najważniejsze.

MATKA: NADOPIEKUŃCZA

Czuła już kiedyś podobne rozdarcie, tę dręczącą świadomość, że gra, a powinna być gdzie indziej. To było w latach 80., gdy została mamą. Dziś jej dzieci są już dorosłe. Do kuchni wpada na chwilę Maciej, przystojny blondyn. Wyższy od Gniewkowskiej prawie o głowę obejmuje ją opiekuńczo. - Jestem w stanie zamęczać swoje dzieci - uśmiecha się aktorka. - Krzyczą na mnie, że wszystkim się zamartwiam. Mam ogromną potrzebę miłości, opiekowania się: "Masz przygotowane kanapki?", "Zrobiłaś badania krwi?". One mówią: "Mamo, my jesteśmy dorośli". Kiwa głową, a za chwilę znowu robi to samo. - Bo jak nie przypomnę, to oni o wszystkim zapomną - tłumaczy. Tej nadopiekuńczości nauczyła się od ojca. - Podobno mama musiała czekać z kąpaniem mnie na tatę, mimo że wracał późno po spektaklach. W pierwszą ciążę zaszła na trzecim roku studiów. O tamtym czasie mówi: "Boski, cudowny". Nie musiała brać urlopu. Paulę urodziła w październiku, po miesiącu zaczęła próby do przedstawienia dyplomowego "Trzy siostry" w reżyserii Jerzego Stuhra, opiekuna jej roku. Pracę magisterską pisała z córeczką na kolanach. Paulusia - jak o niej mówi - była aniołem: spokojna, radosna, niewymagająca uwagi. Mimo to połączenie macierzyństwa z pracą artystyczną okazało się trudne. Na początku mama poświęciła się i mieszkała z nią w Krakowie. Ale później trasę Katowice - Kraków Katarzyna znała na pamięć. Najwyraźniejsze wspomnienia ma z dworców PKP: nocne pociągi, bary, w których pośpiesznie jadła coś po spektaklu. - Krakowskiego baru Smok nigdy nie zapomnę. W życiu nie jadłam tak pysznego bigosu - wspomina. W tym czasie powstały filmy, które przyniosły Gniewkowskiej popularność, m.in. "Pomiędzy wilki" (reż. Juliusz Janicki) i "Między ustami a brzegiem pucharu" (reż. Zbigniew Kuźmiński). - To od mamy dowiadywałam się, że Pauli wyrósł ząb, że miała ospę - opowiada.

Gdy dziewięć lat później zaszła w kolejną ciążę, chciała uniknąć tego rozdarcia. Zresztą syn był znacznie bardziej absorbujący niż córka.

- Do pracy wróciłam dopiero wtedy, gdy Maciek skończył dziewięć miesięcy, a i tak wciąż tęskniłam za domem. W tamtym czasie grała tylko w teatrze. - Owszem, dostawałam też jakieś propozycje filmowe, ale żadna nie była warta rozłąki z dziećmi - przyznaje aktorka.

PRACA: WCIĄŻ ZA MAŁO

Ani razu nie zadzwoniła do nikogo z prośbą o pracę. Unika bankietów, bywania. - Nie lubię tego rodzaju kreowania się - stwierdza. Agata Duda-Gracz, reżyserka, dodaje, że w Katarzynie Gniewkowskiej nie ma ani odrobiny gwiazdorskiej pychy, tak typowej dla artystów odmieniających ,ja" przez wszystkie przypadki. Duda-Gracz zachwyciła się Gniewkowską, gdy w 2001 r. w Starym Teatrze zobaczyła jej rolę Gruszy w "Braciach Karamazow" Krystiana Lupy (aktorka dostała za nią Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza). Przygotowując swoją sceniczną interpretację "Romea i Julii", od razu pomyślała o niej. Gniewkowska miała zagrać jedną z trzech Julii - tę starszą o dwadzieścia lat od szekspirowskiej. Pijaną, nieszczęśliwą, rozczarowaną, która stoi na balkonie i mówi do swojego mężczyzny - Romea - tak jak w młodości. Duda-Gracz wspomina, że wszyscy byli w szoku, bo już za pierwszym razem zrobiła to genialnie. Reżyserka popłakała się, z wrażenia nie mogła wykrztusić słowa. Kasia popatrzyła na nią i w końcu powiedziała: "No tak, tak, wiem, byłam beznadziejna". Gniewkowska śmieje się, że na początku starała się po prostu podporządkować uwagom reżysera, odpowiedzialnie wypełniała powierzone jej zadania. - Brakowało mi wiary w siebie, zresztą walczę z tym do dziś. Kiedy tuż po studiach miała zagrać jednocześnie Heloizę - słynną zakonnicę, oraz Salome - biblijną femme fatale w przedstawieniu "Plaisirs d'Amour" Zofii Kalińskiej, aktorki Kantora i wielkiej osobowości teatralnej, przestraszyła się. Myślała, że nie podoła roli kobiety rozpasanej i uwodzicielskiej. - Długo miałam problem ze znalezieniem w sobie pewnego rodzaju drapieżności - przyznaje.

- Pracowałam z wieloma aktorami na całym świecie, od Londynu po Hongkong, jednak bez wątpienia Kasia była najlepsza z nich. Bo jest genialna i niejednowymiarowa - uważa Kalińska.

Jan Frycz do tej pory pamięta krótki tekst, który mówiła jako Grusza w "Braciach Karamazow" w trakcie ostatniej rozmowy z Mitią. On go słyszał tylko za kulisami, ale zrobiła na nim ogromne wrażenie. Gdy po długim okresie grania w teatrach w 2003 r. pojawiła się na dużym ekranie w "Nienasyceniu" (reż. Wiktor Gródecki), niektórzy dziwili się, gdzie była przez te lata. Film uznany przez krytyków za porażkę dla niej okazał się podwójnie ważny. Zawodowo, bo za swoją rolę otrzymała wiele pochlebnych recenzji, i prywatnie, bo pobyt w Wilnie, gdzie kręcono zdjęcia, był podróżą sentymentalną - jej tato pochodzi ze wschodu.

MĘŻCZYŹNI: NIEZBĘDNI

Ze względu na swoje warunki często jest obsadzana w rolach delikatnych kobiet, a w rzeczywistości ma w sobie dużo męskiej siły. Nie lubi rozmów o niczym, plotkowania, zakupów. Jedyną jej słabością są perfumy. Nie wysługuje się mężczyznami. Nie jest też z tych kobiet, które mówią: "Nie wyobrażam sobie życia bez przyjaciółek". W tych rolach ważniejsi byli mężczyźni. - Ma w sobie umiejętność otwierania najtwardszych - mówi Jan Frycz, wieloletni przyjaciel aktorki. - Jest osobą, do której można zadzwonić z każdym problemem. Nigdy mi nie powiedziała: "Nie mogę, odezwę się później". Podziwia mężczyzn. Wzorem zawsze był tata. To dzięki niemu została aktorką, skończyła szkołę muzyczną i potrafi grać na skrzypcach, chociaż kiedyś nienawidziła żmudnych ćwiczeń. Dla niej tata to cudowne wakacje nad Soliną, pływanie własnoręcznie przygotowaną łajbą "Kaśka", wielka bezgraniczna miłość. Dzięki niemu zrozumiała, jaki powinien być partner. Odpowiedzialny, wspierający, stanowczy, czasem wariat o szalonych pomysłach. Przyszłego męża Andrzeja poznała jeszcze w liceum. - To była fascynacja od pierwszego wejrzenia. Imponował mi. Rajdowiec o stalowych nerwach, pragmatyk. Wielokrotny mistrz Polski w różnych grupach samochodowych. Po latach często słyszała pytanie (najczęściej od adorujących ją kolegów): "Kaśka, co ty robisz z facetem tak innym od ciebie?". Zaczęły się wątpliwości, które rozwiała Anna Polony, jej ówczesna profesor ze szkoły teatralnej: "Będziesz przynajmniej stąpała twardo po ziemi i miała normalny dom. On nie da ci oszaleć". Wtedy jeszcze się zastanawiała: "Jak będzie się żyło z kimś, kto nigdy nie zrozumie pewnej części mojej osobowości?". Ale on rozumiał. A przynajmniej próbował, gdy pracując nad rolą stawała się niedostępna, nie do wytrzymania, wyłączała się i zamykała w sobie. Tak, kłócą się. Czasem myśli: "Jak to działa?". Wśród znajomych w Katowicach krąży anegdota o ich sprzeczce o to, ile żyje komar. Scena jak z filmu: tak ją poniosły emocje, że wyskoczyła z auta, trzaskając drzwiami. - To mama głównie krzyczy - przyznaje Maciek. - Tata patrzy spokojnie, próbuje przeczekać. Elżbieta Bobuła, wieloletnia przyjaciółka Gniewkowskiej: - Uwielbiam z nimi przebywać. Zachowują się jak "włoska rodzina". Kaśka ze swoimi rozedrganymi emocjami, Andrzej racjonalnie stanowczy, ale przez wszystko przebijają się miłość i przywiązanie.

EMOCJE: ROZEDRGANE

Jednego dnia jest hiperaktywna - cisy i kosodrzewinę w ogrodzie zasadziła w ciągu niecałej doby. Od świtu, kiedy przywiozła z giełdy 250 drzewek, aż do nocy. Innym razem budzi się w nastroju nostalgicznym i kiedy nie ma żadnych obowiązków zawodowych, po wyjściu Maćka i męża wraca do łóżka, głośno włącza muzykę, czyta książki. Często sięga po lektury sprzed lat, żeby sprawdzić, jak zmienia się jej odbiór i ogląd świata. Męczy ją przewidywalność. Nie znosi rutyny i powtarzalności.

Elżbieta Bobuła: - Ci, którzy jej dobrze nie znają, nie spodziewają się nawet, jak silna jest w niej ta analizująca część osobowości, rozbierająca wszystko na czynniki pierwsze. Dużo się śmieje, mnóstwo w niej energii. Gniewkowska wzrusza ramionami. - Lubię, kiedy udaje mi się żartem rozładować złe emocje, śmiech może zagłuszyć wszystko: niepokój, wewnętrzny ból, strach, który w sobie nosimy. Bobuła dodaje: - Zawsze wydawało mi się, że Kasia z łatwością potrafi wyrzucać z siebie negatywne emocje, że jest ponad nimi. Raz, dwa i wyczyszczone. Nawet miałam do niej o to żal. Rozwalił mi się świat, małżeństwo. Próbowała stawiać mnie do pionu. "Kasia, co ty wiesz o problemach", mówiłam. Kilka lat temu Katarzyna, ta kobieta bez problemów, sama wpadła w czarną dziurę. - Skumulowały się jakieś wewnętrzne kłopoty, rozdarcia duszy. Dlaczego człowiek nie docenia tego, co ma? - zastanawia się. Depresja zjawiła się nie wiadomo skąd. Nikt nie rozumiał. Bo przecież aktorka, matka, zdrowe dzieci i tak dalej. - A ja leżałam w łóżku i nie mogłam wstać, dopadło mnie totalne poczucie bezsensu. Opowiada o tym, bo chciałaby, żeby ludzie wiedzieli, że to się zdarza każdemu, że o tym powinno się mówić. Walczyła dwa lata. Były leki, psychoterapia.

- Mam nadzieję, że już nigdy nie poczuję tamtego stanu, tamtych emocji - mówi. Choroba wiele ją nauczyła. Kiedyś miała do ludzi więcej dystansu, czasem surowo ich oceniała. Dziś jest ich ciekawa.

- Człowiek z gruntu nigdy nie jest zły - twierdzi.

PLANY: MUSZĄ POCZEKAĆ

Patrzy przez okno na opadające liście. - Smutno to wszystko wyszło, co? No ale trudno. Nie będę silić się na coś, czego akurat nie czuję. Za chwilę jedzie do taty do szpitala. Poruszają atmosfera cierpienia, bólu, niepewności jutra.

Pragnęłaby, żeby tato wyzdrowiał. Żeby było jak dawniej, kiedy wpadał i mówił: "I co tam, córeczko?". Żeby spoglądał przez okno w kuchni i podjadał czekoladkę. - Niekiedy nie chciało mi się gadać. Człowiek myśli: będzie na to czas. Coraz więcej ostatnio tych nostalgicznych dni. Co chciałabym jeszcze w życiu zrobić? Na razie na chwilę się zatrzymałam. Trwamy z moją mamą w nadziei, że stanie się cud.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji