Artykuły

Jubileuszowa inscenizacja "Horsztyńskiego" w Toruniu

Na swoje pięćdziesięciolecie Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu wystawił w reżyserii dyr. Hugona Morycińskiego tragedię Juliusza Słowackiego pt. "Horsztyński". Piszę: "tragedia", chociaż niemal do naszych czasów ten wydany po raz pierwszy w 1866 r. nie dokończony i niekompletny utwór nazywano dramatem. Ale sam Słowacki w swym liście z 24.V.1835 r. do matki z Genewy, gdzie napisał tę sztukę, nazywa utwór właśnie tragedią, co oczywiście musi decydująco wpłynąć na charakter inscenizacji dzieła.

Istnieje wiele wątpliwości nasuwających się przy odczytywaniu tragedii. "Horsztyński", nie ma ani tytułu, ani zakończenia, brak szeregu scen, które albo zaginęły, albo nie zostały nigdy napisane, autor zmieniał w czasie pisania koncepcję całości, co zaważyło na konstrukcji tragedii i na jej ciągłości chronologicznej.

Nadany przypadkowo przez pierwszego wydawcę, Małeckiego, tytuł nie jest niczym usprawiedliwiony i nie zmienia się go tylko ze względu na tradycję teatralną. Słowacki był w okresie pisania tego utworu mimo swych niespełna 26 lat, już autorem dramatów: "Mindowe", "Maria Stuart", "Kordian", "Mazepa", prawdopodobnie również "Balladyny", i zawsze imię lub nazwisko głównego bohatera stanowiło tytuł każdej z tych sztuk. Tak więc historia rodziny Kossakowskich: ojca - wielkiego hetmana litewskiego, Szymona, i jego syna Szczęsnego powinna nosić właściwie tytuł "Szczęsny", gdyż ten "polski Hamlet" jest tutaj postacią centralną wydarzeń scenicznych.

Rzecz dzieje się w 1794 r., a więc w początkach insurekcji kościuszkowskiej, a główne jej fakty historyczne rozegrały się 24.IV.1794 r., kiedy to hetman, wyniesiony na ten urząd przez konfederację targowicką powieszony został w Wilnie przez lud powstający pod dowództwem Jakuba Jasińskiego, podobnie jak w dwa tygodnie później w Warszawie jego starszy brat, biskup inflancki Józef Kossakowski.

Słowacki sugeruje, że smutny los zdrajcy, głównego przywódcy Targowicy na Litwie, został bezpośrednio spowodowany przez ujawnienie znajdujących się w posiadaniu Horsztyńskiego dowodów zdrady Kossakowskiego jeszcze z czasów konfederacji barskiej a więc z okresu wcześniejszego o całe ćwierć wieku. Ale jest to tylko jeden z kamieni wyzwalających lawinę tragicznych wydarzeń. Na pierwszy plan tragiczny wysuwa się zaś niewątpliwie Szczęsny daremnie poszukujący swej drogi życiowej i przede wszystkim niezdolny do opowiedzenia się ani po stronie obozu postępu, ani po stronie ojca i Targowicy. Decyzja Szczęsnego trwania w absolutnej bezczynności i zrezygnowania z usług stronników hetmana, nad którymi miał objąć dowództwo i pójść na odsiecz do Wilna, przyczyniła się głównie do śmierci jego ojca.

"Horsztyńskl" jest więc przede wszystkim tragedią polityczną, ukazuje nam obraz zdrady interesów narodowych. Jednocześnie w postaci Szczęsnego ucieleśnił jednak Słowacki inne rodzaje zdrady: sprzeniewierzenie się swym autentycznym uczuciom, co widoczne jest w jego niezbyt świadomej miłości do żony Horsztyńskiego, Salomei, i w jego zmiennych nastrojach wobec swojej kochanki, chłopki Maryny; wreszcie sprzeniewierzenie się więzom rodzinnym i zwłaszcza zdrada swoich przekonań społecznych, gdyż jak wynika z jego spotkań z Nieznajomym, emisariuszem powstańców, łączą go zrazu żywe kontakty z obozem postępu.

Oczywiście tragedia Szczęsnego polega na tym, że wybierając jakiekolwiek rozwiązanie zawsze znalazłby się w konfliktowej sytuacji, nic więc dziwnego, że autor dosyć wyraźnie zapowiada końcową katastrofę - prawdopodobną śmierć bohatera pod gruzami wysadzonego prochami zamku. Przygotowują nas na to zakończenie liczne rozsiane w sztuce aluzje, podobnie jak charakterystyka Salomei i jej matki miała bez wątpienia zapowiedzieć końcowe obłąkanie żony Horsztyńskiego.

Co prawda dosyć trudno ukazać na scenie jednoznaczny przebieg wydarzeń, próbowano więc temu zaradzić bądź to dopisując brakujące sceny i zakończenie, bądź też dokonując skreśleń i odpowiednio przesuwając akcenty logiczne. Wzorem takiej adaptacji było świetne przedstawienie "Horsztyńskiego" w warszawskim Teatrze Polskim w 1953 r. Reżyser Edmund Wierciński wraz z Leonem Kruczkowskim dzięki drobnym przestawieniom w tekście - nie dopisując Słowackiemu ani jednego słowa, wprowadzili do sztuki prawie całkowitą jednoznaczność treści i nie pozostawili żadnej wątpliwości co do końcowego wydźwięku tragedii.

Towarzystwo Miłośników Torunia wydało na jubileusz teatru piękną książkę zawierającą historię sceny w Toruniu. Nie ma tutaj jednak wzmianki o pierwszej premierze "Horsztyńskiego" w toruńskim teatrze w 1927 r. Grano wtedy tę sztukę, podobnie jak na krakowskiej prapremierze w 1879 r., w opracowaniu Juliusza Miena, francuskiego tłumacza dzieł Słowackiego, który zrekonstruował dosyć logicznie brakujące sceny, na koniec jednak zbliżył Szczęsnego do obozu Targowicy. Fakt ten miał lepiej umotywować samobójstwo głównego bohatera, jest jednak sprzeczny z charakterem Szczęsnego, niemożnością dokonania przez niego jakiegokolwiek wyboru.

W toruńskim przedstawieniu widzieliśmy obecnie trzecią, zgoła odmienną próbę podejścia do tekstu Słowackiego. Polegała ona na skreśleniu wszystkich bardziej kłopotliwych scen. Nie było więc ani rozstrzygnięcia losów Salomei, nie było podpisów szlachty pod aktem jej podporządkowania się Szczęsnemu, nie wprowadzono Maryny jako "polskiej Joanny d'Arc" zgodnie z zawartą w tekście zapowiedzią, nie spróbowano nawet wyraźniej zinterpretować końcowej wypowiedzi Szczęsnego, wobec czego publiczność mogła ze spektaklu wyjść raczej z przekonaniem, że bohater wysadzi zamek w powietrze na złość powstańcom, a sam spróbuje się uratować. Finał ten kłóciłby się jednak z całą linią rozwojową utworu Słowackiego.

Dyr. Hugon Moryciński dołożył wiele starań, by dzieło przemawiało wyraziście w sensie ideowym i odsłaniało wszystkie elementy rozkładu w środowisku magnackim wśród zbliżonej do arystokracji szlachty. W tym świecie nawet patriota Horsztyński żyje tylko przeszłością, a np. rewolucyjnie usposobiony Nieznajomy ma także pewne wątpliwości co do celowości nadania rewolucji charakteru ludowego. Był to ponadto spektakl monumentalny jako widowisko, w czym pracę reżysera wspierała zarówno sugestywna scenografia Stanisława Bąkowskiego, jak i muzyka Floriana Dąbrowskiego. Charaktery poszczególnych postaci zostały także nakreślone wszechstronnie i z dbałością o jednolitość społecznej wymowy sztuki.

Anonimowe opracowanie tekstu przysporzyło jednak inscenizatorowi niemało trudności w zarysowaniu akcji. Przedstawienie miało luki w konstrukcji dramatycznej i odsłaniało zbyt jaskrawe sprzeczności w logice wydarzeń. Nic dziwnego, że aktorzy nie zawsze czuli się najlepiej w swych rolach i zwalniali tempo akcji lub słabli stopniowo w motywacji psychologicznej swych działań scenicznych.

Najlepiej wywiązał się ze swego zadania Marek Bargiełowski ukazujący nie tyle zanik woli u Szczęsnego, ile jego rozdarcie wewnętrzne i świadomość własnego tragizmu. Witold Tokarski w roli okrutnego hetmana demonstrował doskonale wybitną mimo wszystko indywidualność tego człowieka, lecz przygasł nieco w ostatnich swych scenach. Tatiana Pawłowska była przejmującą w uczuciowych rozterkach Salomeą, przywiązaną do męża i ledwie uświadamiającą sobie drzemiące w niej jeszcze namiętności. Nierówny natomiast wydawał się Jerzy Śliwa, który w roli Horsztyńskiego miał kilka mocnych dramatycznie momentów, ale przyczynił się poważnie do zwolnienia tempa akcji, zwłaszcza w scenach przygotowania swego samobójstwa.

Dobrze na ogół swe role ujęli: Tadeusz Tusiacki (Świętosz), Hieronim Konieczka jako ojciec Prokop, Kazimierz Kurek (Ksiński), Tadeusz Pelc jako nader ironiczny Karzeł i zwłaszcza, Władysław Jeżewski w roli Sforki, a także Wanda Rucińska jako nad wyraz komiczna jego żona, Małgorzata, oraz Piotr Wysocki (Nieznajomy). Natomiast Tomasz Witt nie wydobył całego komizmu tkwiącego w postaci "Trombonisty", słabą zaś Amelią była Marta Woźniak, nie próbująca zarysować wyraźniej charakteru tej postaci.

W pełnym sukcesie artystycznym przeszkodziła może nieco zespołowi jubileuszowa trema, za to jednak spotkanie Sekcji Krytyki Teatralnej SDP i przedstawicieli władz z kierownictwem teatru mogło dać toruńskiemu zespołowi sporą dozę satysfakcji. Oceniono bardzo pozytywnie rolę teatru jako głównej instytucji artystycznej Torunia, promieniującej nie tylko swą działalnością na całe województwo, ale mającej poważny udział w rozwoju polskiego życia teatralnego.

Gdyby jeszcze - jak stwierdzono - w swych różnorodnych poczynaniach teatr znalazł sposób na wzbudzenie większego oddźwięku w środowisku uniwersyteckim, a jednocześnie mógł w pełni pogodzić tę swoją rolę z tak ważnym zadaniem pozyskiwania sobie nowych miłośników sztuki teatralnej w krzepnącym środowisku robotniczym i technicznym Torunia, prowokując do dyskusji nad prezentowaną przez siebie problematyką lub rozpalając nawet do żywego wyobraźnię społeczną - mógłby w pełni być zadowolony ze spełnienia swej misji kulturalnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji