Artykuły

Teatr w Toruniu ma 50 lat!

Jedna z kilku scen naszego kraju, której siedziba znajduje się w mieście powiatowym. Można, oczywiście, powiedzieć, że Toruń to przede wszystkim miasto uniwersyteckie, a więc pod tym względem jedyne w Polsce; miasto o szczególnej tradycji (w tym także teatralnej), głośne tym, że odbywają się tam i poważne konferencje naukowe i - coroczne, głośne już dziś Festiwale Teatrów Polski Północnej. Wreszcie - gród to Kopernika, szykujący się właśnie do obchodów 500-lecia urodzin genialnego polskiego astronoma. A mimo wszystko, zadziwia ciągle fakt istnienia stałego teatru w mieście przecież niewielkim, zdumiewa to także, że tu podobnie jak w miastach dysponujących niewspółmiernie większym zasobem sił i środków - rodzą się spektakle, o których - rodzą się głośno na krajowej teatralnej giełdzie. Ot, choćby ubiegłoroczny "Hamlet" w reżyserii Jana Maciejowskiego z Markiem Bargiełowskim w roli tytułowej.

Z okazji Jubileuszu - teatr w Toruniu skończył właśnie 50 lat swej zawodowej działalności - specjalne jubileuszowe wydawnictwo przypomina, że tradycje teatralne Torunia są nie tylko znacznie dłuższe, ale także pasjonujące... Oto w tymże albumie można znaleźć słowa zaczerpnięte z mowy profesora Nizoliusa, który w roku 1954 powiadał: ..."widowiska teatralne mają najwięcej elementów dydaktycznych i wychowawczych, kształcą i zaostrzają sąd młodzieży, podnoszą inteligencję, dają jej bystrość, a pamięć czynią usłużniejszą i ruchliwszą. Udział w widowiskach teatralnych urabia młodzież moralnie, nabywa ona uprzejmości w stosunkach między ludźmi, uczy rzetelności i skromności w posługiwaniu się gestami, wyrabia dykcję i umiejętność modulowania głosu, używania odpowiedniej mimiki i gestykulacji - słowem takie ćwiczenia teatralne są zarówno szkołą życia i wyrobienia obywatelskiego..."

Cytat to przydługi, świadomie tu jednak użyty, by przypomnieć, że umiłowanie i potrzeba teatru w tym grodzie rodziła się już w wieku XVI i - że wiele celnych uwag z tego fragmentu mowy profesorskiej nie utraciły nic ze swej aktualności.

Znał i widział więc, Toruń w swej historii teatry szkolne, teatry zakonne, gościły tu w czasach po rozbiorowych różne zespoły objazdowe, a nawet 18 października 1896 roku powstał w Toruniu Teatr Prowincjonalny kierowany przez Eugeniusza Majdrowicza i Mieczysława Skirmuta. Nie posiadając własnego budynku teatralnego, działając w niezwykle trudnych warunkach, spełniał ten teatr, podobnie jak inne goszczące tu zespoły, zadania nie tylko artystyczne, ale przede wszystkim obywatelskie i patriotyczne. Podtrzymywał ducha polskości!

W dniu 30 września 1934 zaborca pruski otwierał nowy, wspaniały, jak na owe czasy, gmach teatru w Toruniu zapowiadając, że nigdy z tej sceny nie padnie polskie słowo. Nie minęło lat dwadzieścia, gdy w tym mieście powołano pierwszy stały zespół zawodowego polskiego teatru: ,,Państwowego Teatru Narodowego w Toruniu". Uroczysta inauguracja przypadła na dzień 28 listopada 1920 roku; tego dnia wieczorem dawano "Zemstę" Aleksandra Fredry w reżyserii ówczesnego dyrektora teatru Franciszka Fręczkowskiego.

Jak każda scena i ta, toruńska przeżywała do wojny i po wojnie (tej drugiej) swe lata świetności i lata chwilowych załamań, zmiany kierownictw artystycznych, zespołu, próby prezentowania różnorodnego repertuaru, wizyty największych artystów, którzy nie omijali tzw. prowincji - choćby za czasów dyrekcji zasłużonego dla Torunia Mieczysława Szpakiewicza, który objął swe stanowisko w roku 1921, sprowadzając do Torunia na artystyczne wizyty aktorki tej miary, jak Stanisława Wysocka, czy Maria Dulębianka.

Po wojnie - teatr w Toruniu przeżywał okresy swej całkowitej samodzielności, a także całe lata sojuszu personalno - gospodarczego ze sceną bydgoską.

Najświetniejszy okres toruńskiego teatru przypada wówczas na czasy dyrekcji Wilama Horzycy, który przybył do tego miasta 1 grudnia 1945 roku samotnie, zastając teatr ubogi zarówno w zasoby materialne, jak i zespół aktorski. A jednak już w niewiele miesięcy później zadziwił wszystkich prezentując spektakle wielkiej artystycznej miary - jak choćby najwcześniej prezentowane przedstawienie "Szkoły żon" Moliera! A później, także we własnej inscenizacji i w reżyserii L. Jabłonkówny "Sen nocy letniej" Szekspira.

Pobyt Wilama Horzycy w Toruniu to lata znamienne dla tej sceny, a także dla jej kierownika, który tu właśnie pokazuje swych "wielkich" dramaturgów, m. in. także - "Za kulisami" Cypriana Kamila Norwida! Było to 21 grudnia 1946 roku. Trzy lata działalności artystycznej Horzycy nie pozostały bez echa - widomym i nie jedynym tego dowodem jest fakt, że teatr w Toruniu nosi jego imię i że z okazji swego pięćdziesięciolecia zdobył się na ufundowanie w foyer teatru popiersia wielkiego artysty, swego patrona. Warto w tym miejscu, dodać, że już za czasów dyrekcji Horzycy powstała w kręgach teatralno-naukowych Torunia myśl powołania do życia katedry teatrologii przy Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika, zrealizowana w wiele lat później i prowadzona krótko, zbyt krótko przez zmarłego niespodziewanie znanego krytyka i teatrologa Edwarda Csato! Dziś znów gród Kopernika katedry teatrologii nie ma.

Po wielu reorganizacjach - samodzielny żywot scena toruńska tak na prawdę (wyłączając pierwsze lata dyrekcji Wilama Horzycy) rozpoczęła 1 lipca 1961 roku pod dyrekcją sprawującego tę funkcję do dziś Hugona Morycińskiego. Za jego rządów powstawały tu głośne spektakle, zrodziła się idea Festiwali Toruńskich, które nie tylko ożywiają atmosferę miasta, ale także stają się cenną konfrontacją dla pracy i osiągnięć wielu scen. Warto przypomnieć, że na kolejnych dziesięciu festiwalach Teatr im. Horzycy zawsze otrzymywał jakieś trofeum w postaci nagrody za reżyserię, kreację aktorską, muzykę, czy scenografię.

Swój jubileusz uczcił teatr aż dwoma premierami, co w warunkach braku odpowiedniego zaplecza, jest wyczynem nie lada! Prezentowano własnej publiczności i zaproszonym gościom: "Horsztyńskiego" Juliusza Słowackiego w reżyserii Hugona Morycińskiego i scenografii Stanisława Bękowskiego, oraz "Króla mięsonusta" Jarosława Marka Rymkiewicza, w reżyserii Krzysztofa Rościszewskiego i scenografii Ryszarda Strzembały.

Przedstawienie "Horsztyńskiego" wywarło na widzach w wrażenie niemałe. Ten nieukończony przez Słowackiego fresk historyczny niesie w sobie problem dyskutowany od lat, a także aktualny do dziś: konflikt między postawą aktywną, uczestnictwem w tym, co nazywamy codziennością, a pełnym wyobcowaniem, wyłączeniem się ze świata zewnętrznego. Tak chciał przedstawić rozterki Szczęsnego reżyser przedstawienia i jeżeli nie w pełni mu się to udało, to zapewne dlatego, że fascynowały go wielkie, zbiorowe sceny z "Horsztyńskiego", które zrealizował z rozmachem, polotem, w efektownym ujęciu.

W spektaklu toruńskim rolę Szczęsnego kreował Marek Bargiełowski, aktor niewątpliwie uzdolniony. Horsztyńskiego zagrał Jerzy Śliwa, a Szymona Kossakowskiego - Witold Tokarski. Salomeą była Tatiana Pawłowska. "Króla miesopusta" (tego spektaklu nie oglądałam) rozegrano pod batutą młodego i pełnego inwencji reżysera.

Oba spektakle cieszyć się będą zapewne powodzeniem u wiernych toruńskich widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji