Prowincja to mentalność
Czy w 2012 roku czeka nas koniec świata? Co go może zwiastować? I co robić, by nie dać się kryzysowi? - "Gazeta" przepytuje radomskiego aktora JAROSŁAWA RABENDĘ z noworocznych nadziei i obaw
Agnieszka Kępka: Będzie koniec świata w 2012?
Jarosław Rabenda: Koniec świata to będzie, jak wybudują autostradę A2 albo jak Polska na Euro 2012 wyjdzie z grupy. Tak, to na pewno będą sygnały, że zbliża się koniec świata. Wtedy powinniśmy zacząć się obawiać...
A jeśli w czasie mistrzostw wyjdziemy z grupy i jeszcze wygramy jakiś mecz?
- To ja już sam nie wiem, to będzie jak niespodziewany przelot komety. Ale bądźmy spokojni, tak się nie zdarzy, jakiś porządek we wszechświecie musi przecież być.
A z naszego radomskiego podwórka jakie sygnały mogą zwiastować koniec świata?
- Hm... Trudno powiedzieć... Może jak ludzie zaczną przyjeżdżać z Warszawy do Radomia do pracy, to będzie taki sygnał...
Wszędzie słyszymy: kryzys, kryzys...
- Ja tam się kryzysu nie boję...
Jak pan to robi? Możemy liczyć na jakąś radę?
- Nie lubię ludziom radzić, każdy powinien podążać za własnymi pragnieniami. Ale może -jak podpowiada mi żona - częściej wyłączajmy telewizor, a zamiast tego słuchajmy radia, muzyki. Wyciszajmy się, zamiast słuchać o kolejnej wojnie między "ojcami narodu", wtedy na pewno będziemy szczęśliwsi.
Kulturze kryzys nie zagraża?
- Jak usłyszałem niedawno od jednego z radomskich biznesmenów, którego nazwiska przez litość i grzeczność nie zdradzę: artysta musi być głodny, tylko wtedy robi prawdziwą sztukę. Takie XIX-wieczne poglądy jeszcze wśród niektórych ludzi pokutują.
Jakie są pana zawodowe plany na rozpoczęty właśnie rok?
- Będę robił swoje. Poza tym chciałbym się sprawdzić w innej dyscyplinie, nie chcę na razie zdradzać, o co chodzi.
Artystyczne plany?
- Tak, związane z literaturą. To poważne plany, ale niepoważne.
Czyli się wkrótce pośmiejemy?
- Za jakiś czas, na wiosnę. Chciałem stworzyć coś swojego.
Czekamy więc do wiosny. Czego życzy pan radomianom?
- Przede wszystkim, żeby przestali myśleć, że mieszkają w grajdołe. Bo prowincja to nie miejsce geograficzne, ale mentalność.