Artykuły

2011 w muzyce poważnej. Gra w lidze światowej

Słuchaliśmy baroku, Mykietyna i Reicha. Nawet nie pokłóciliśmy się o Konkurs Wieniawskiego. Za to ponownie wybuchła awantura o Chopina. Ale to i tak był dobry rok dla polskiej muzyki i polskich artystów - pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.

1. XIV Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu był najważniejszym wydarzeniem roku. Nie wzbudził takich emocji jak ostatni Konkurs Chopinowski, ale mówiąc uczciwie, tylko warszawski turniej potrafi tak ekscytować. W Poznaniu wygrała najlepsza, czyli Koreanka So-Young Yoon, która od pierwszego etapu nie miała sobie równych. Konkurs prowadzony sprawną ręką przez kuratora Maxima Vengerova zaczął tracić na blasku, gdy okazało się, że jurorzy głosują na swoich uczniów, a w połowie zmieniono zasady punktowania... Niemniej dla młodych skrzypków bezpośredni kontakt z Vengerovem - legendarnym skrzypkiem, a w Poznaniu przewodniczącym jury - był świętem. Nie byłoby błędem, gdyby któryś z Polaków przeszedł do finału, ale Vengerov był nieugięty. Po raz pierwszy od lat nasi artyści wyjechali z Poznania z kwitkiem.

2. Lubimy muzykę dawną. Krakowski festiwal Misteria Paschalia potwierdził swą klasę: "Msza h-moll" Bacha z Minkowskim, Pergolesi z Roussetem - to byłyby najmocniejsze punkty programu każdego festiwalu na świecie. Artystyczny sukces. Podobnie jak bliźniaczy cykl "Opera rara", którego dwa ostatnie tytuły były znakomite - "Alcyna" Haendla i światowa premiera odtworzenia "L'oracolo in Messenia" Vivaldiego.

Dyrektor tych imprez Filip Berkowicz zaczął konkurować z samym sobą - zainaugurował nowy festiwal muzyki dawnej Actus Humanus w Gdańsku (tuż przed Bożym Narodzeniem). Coraz ciekawsza jest Mazovia Goes Baroque, udanie wypadły średniowieczne koncerty Wratislavii Cantans (Sequentia, The Orlando Consort). W samym Krakowie barokowa rewolucja przynosi owoce - odmłodzona i sprofilowana Capella Cracoviensis dołącza do europejskiej ligi muzyki dawnej.

3. 75. urodziny Steve'a Reicha zorganizowane w ramach festiwalu Sacrum Profanum okazały się strzałem w dziesiątkę. Pięć koncertów wypełnionych muzyką amerykańskiego nestora minimalu w znakomitych wykonaniach pokazało, jak silny wpływ ma i miał Reich na współczesność. Wreszcie też zabrzmiała nowa interpretacja "Electric Counterpoint" Jonny'ego Greenwooda z Radiohead. Świetnie wypadł cykl "Made in Poland", czyli nowa polska muzyka inspirowana Miłoszem. Ci, którzy przegapili "Made in Poland 2010", mogą obejrzeć i posłuchać pełnego zapisu ubiegłorocznych koncertów (płyty DVD, Blu-ray).

4. Penderecki z Aphexem Twinem, czyli spotkanie na szczycie w ramach Europejskiego Kongresu Kultury. Penderecki awangardowy w oryginałach oraz w reinterpretacjach (z wizualizacjami) lidera sceny elektronicznej. Bardzo to inteligentnie pomyślane i jeszcze lepiej zrealizowane. Nie wiem, co przyniosło spotkanie Aphexowi, ale dla Pendereckiego było ożywczym wspomnieniem okresu, o którym jeszcze nie tak dawno chciał zapomnieć. To ważne, zwłaszcza że jego nowy utwór napisany na zwieńczenie Roku Chopinowskiego - prawykonany w styczniu 2011 r. cykl pieśni "Powiało na mnie morze snów..." - do kanonu nowej muzyki nie wejdzie. Za to "Polymorphia" z 1961 r. nigdy z niego nie wyszła.

5. Prezydencja - u nas i za granicą. Pod polskie przewodnictwo w UE podpięto większość krajowych imprez drugiej połowy roku. Wydarzeniem miało być prawykonanie III Symfonii Pawła Mykietyna. Nie było, mimo że zabrzmiała dwa razy. Mykietyn piszący na oficjalne zamówienie zaczyna nieco nużyć.

O sukcesie można mówić w przypadku "Marii" Romana Statkowskiego. Zapomniana polska opera z początku XX w., i to w wersji scenicznej, znalazła się w programie festiwalu w Wexford, jednej z najważniejszych europejskich imprez operowych. Do prowincjonalnego irlandzkiego miasteczka zjechało pół świata operowego, a "Marię" zgodnie okrzyknięto sensacją festiwalu. Innego zdania jest Opera Krakowska, która wycofała się z koprodukcji.

6. Opera "Matsukaze" [na zdjęciu] japońskiego kompozytora Toshio Hosokawy to najpiękniejsza produkcja minionego roku (Teatr Wielki Opera Narodowa). Historia wywiedziona z klasycznej pozycji teatru no otrzymała fascynującą oprawę Sashy Waltz. Powstała symbioza ruchu, muzyki, tańca, gestów, słowa. Opera Japończyka pod względem brzmienia została utkana z subtelnych kolorów, motywów, szumów wiatru i wody, niedopowiedzianych brzmień. Bo muzyka jego zdaniem "jest miejscem spotkania dźwięku i ciszy". Święta prawda.

7. Rok Łukasza Borowicza. Polski dyrygent, szef Polskiej Orkiestry Radiowej, pobił rekord, jeśli chodzi o liczbę wydanych płyt. Dwa albumy z muzyką Panufnika (CPO), Scharwenki (Naxos), opery "Euryanthe" Webera, "Giovanna d'Arco" Verdiego (Polskie Nagrania), "L'hirondelle inattendue" Laksa (EDA), druga część koncertów skrzypcowych Bacewiczówny (Chandos), recital Kwietnia (Harmonia Mundi). Wszystko to pozycje bardzo wartościowe. Borowicza interesuje głównie mało znana muzyka polska, którą propaguje na płytach wydawanych także za granicą.

8. Krystian Zimerman wreszcie zdecydował się na opublikowanie nowego albumu (w Deutsche Grammophon) poświęconego twórczości Grażyny Bacewicz (nagranego jeszcze w 2009 r., Roku Bacewiczówny, w Katowicach). Warto było czekać, bo interpretacje II Sonaty fortepianowej oraz dwóch kwintetów fortepianowych (Danczowska, Szymczewska, Groblewski, Kwiatkowski) nie mają sobie równych.

9. Kurzak i Kwiecień, czyli kolejni młodzi polscy śpiewacy (po Piotrze Beczale) podbijający światowe sceny operowe, zadebiutowali na płytach. Aleksandra Kurzak wydała album "Gioia!" w legendarnej firmie Decca (jako pierwsza polska artystka), a Mariusz Kwiecień "Slavic Heroes" w Harmonii Mundi, jednej z najważniejszych niezależnych wytwórni płytowych. Dla obojga to początek nowego etapu kariery.

10. Odnosimy sukcesy, ale nie potrafimy wspólnie pracować. Personalne konflikty targające Narodowym Instytutem Fryderyka Chopina (które zaczęły się jeszcze w 2010 r.) poza samymi zainteresowanymi przestają kogokolwiek interesować. Zdaje się, że mało też interesują ministra kultury. Warto zastanowić się, w jakim kształcie mają funkcjonować nasze instytuty - Chopina oraz Muzyki i Tańca. I czy dwie tego typu instytucje są nam potrzebne, zwłaszcza że o działaniach tego drugiego niewiele wiadomo.

Nie potrafimy też rozmawiać, o czym świadczy groźba likwidacji Studia im. Lutosławskiego, konflikty w zespołach w Krakowie i Białymstoku czy ostatnie rozwiązanie Chóru Polskiego Radia. Jeśli tak dalej pójdzie, to w pięknych budynkach filharmonii i oper, które się właśnie budują w całym kraju, nie będzie miał nam kto grać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji