Artykuły

Reżyser mówi tak!

"Król Maciuś I" w reż. Marka Ciunela w Teatrze Animacji w Poznaniu. Recenzja Ewy Obrębowskiej-Piaseckiej w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Trzy akty "Króla Maciusia I" są jak trzy osobne przedstawienia. Ja zdecydowanie wolałabym jedno.

O czym jest "Król Maciuś I" Janusza Korczaka? O niedoskonałości świata, w którym dorośli szybko zapominają o tym, że kiedyś byli dziećmi, a jeśli im o tym przypomnieć, jeszcze szybciej przestają być dorosłymi. O dorastaniu zwanym też dojrzewaniem, za które płaci się utratą niewinności. A wreszcie o wychowaniu. To doskonała lektura, pokazująca i wychowującym i wychowywanym, gdzie jest ich miejsce. Pokazująca różnicę między dorosłym a dzieckiem. Ważną różnicę. I konieczną. Przy tym wszystkim Korczak opowiada historię, którą się czyta z zapartym tchem, która wciąga i zaskakuje, która sprawia, że długo się nad nią myśli.

Wcale się nie dziwię, że Marek Ciunel chciał Korczakowską opowieść wyreżyserować, a Teatr Animacji wystawić na swojej scenie.

Kłopot w tym, że spektakl przytłacza nadmiarem atrakcji, tropów interpretacyjnych i zabiegów formalnych. Poszczególne akty są jak osobne historie. Pierwszy - metaforycznie mroczny; drugi - tradycyjnie i dość konwencjonalnie baśniowy, a trzeci - bardzo uwspółcześniony i publicystyczny. Nie odmawiam reżyserowi prawa do różnorodności i żonglowania konwencjami. Pod warunkiem wszakże, że nie prowadzi to do scenicznego chaosu albo nudy na scenie. A spektakl Marka Ciunela grzeszy i chaosem, i nudą, która jest jego efektem. Dzieje się tak mimo aktorskich perełek w wykonaniu kapitalnego tercetu ministrów. Mimo świetnego wykorzystania muzealnych sznurów, które oddzielają Maciusia od świata jak dzieło sztuki od widzów. Mimo zastosowania telebimu i przerobienia teatru na parlament. Mimo oryginalnej muzyki z ducha world music. Mimo tego, że temat wszystkich nas - dorosłych i dzieci - dotyczy. Bardzo dotyczy.

Trzeba się tylko zdecydować. Chcemy atrakcyjnej wizji pajdokracji i jeszcze atrakcyjniejszej klęski świata rządzonego przez dzieci, czy może pokazujemy samotność dziecka w dziecku i dorosłym? Pociąga nas metafora muzeum dzieciństwa czy raczej awanturnicza opowieść o wyprawie do Afryki? Opowiadamy uniwersalną historię, która dzieje się zawsze i wszędzie, czy sięgamy do środków zarezerwowanych dla tu i teraz? Mam wrażenie, że Marek Ciunel na wszystkie te pytania (a i na 100 innych) odpowiedział: "tak"! I tych "tak" jest o wiele za dużo. I - co jeszcze ważniejsze - żadne z nich nie jest silniejsze od pozostałych.

Wciąż nie ma genialnej recepty na to, jak być dorosłym, jak być dzieckiem. Wszyscy doświadczamy tego na własnej skórze. Jako reżyserzy i widzowie też.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji