Artykuły

Refleksje po wizycie

GDYBY NIE TELEWIZJA, większość odbiorców w Polsce byłaby pozbawiona niemal całkowicie kontaktów z tego rodzaju zjawiskiem scenicznym, jak pantomima. Wprawdzie od czasu do czasu niespokojne duchy (w reżyserach) dają się ponieść inscenizacyjnej fantazji i wprowadzają do spektakli scenki pantomimiczne dla wyrażenia pozatekstowych wartości w realizowanej sztuce, ale są to przyczynki do widowiska, lub - być może - odzywające się tu i ówdzie echa najdawniejszych tradycji, że jednak pantomima ma silniejsze związki z teatrem, aniżeli by się komuś, nieobznajomionemu z historią dramatu i teatru, wydawało.

No więc, teatr bez słów - wyrażający idee oraz akcje sceniczne językiem nie znającym barier między ludźmi na całym świecie. Teatr prawdziwie międzynarodowy, dostępny - w zasadzie - każdemu widzowi. Nie taniec, ani balet - choć te elementy odgrywają służebną teatralnie rolę, tkwią u źródeł pantomimy. Nawet, jeśli współcześni mistrzowie i twórcy awangardowych przedstawień pantomimicznych odżegnują się gorąco od pełnych związków ich sztuki z produkcją baletową. Oczywiście, gdyby mówić o tych zależnościach w sposób uproszczony.

Dowodem jednak nieodpartym na coraz bliższą spójnię pantomimy z teatrem, jest charakterystyczna droga twórcza, jaką przeszedł - albo uściślając: przechodzi TEATR PANTOMIMY we Wrocławiu, założony i kierowany przez Henryka Tomaszewskiego. Nieliczne, na odcinku istnienia owej, jedynej w Polsce sceny, wizyty krakowskie, pozwalają - może właśnie na skutek znacznych przerw w czasie, a więc i wytworzonego w ten sposób dystansu do artystycznych przeżyć - ostrzej zaobserwować procesy zmian i kierunków, ku jakim zdąża Tomaszewski ze swoim teatrem.

Ostatnia - niedawna - gościna wrocławskiej Pantomimy w Teatrze im. J. Słowackiego, była podwójnym zaskoczeniem dla widowni. Dla tej widowni, która nie zdążyła obejrzeć kolejnych premier owej sceny w jej mieście rodzinnym, ani na ekranach telewizorów, gdzie reprezentowano urywki rozmaitych scenariuszy Tomaszewskiego, specjalnie nakręcone filmy czy gotowe spektakle pantomimiczne.

Kraków znał dotąd dorobek twórczy Pantomimy z serii raczej laboratoryjnych doświadczeń Tomaszewskiego, tzw. etiud i wprawek, co najwyżej zaś jednoaktówek, z których składała się całość widowiska. Wszystko to było utrzymane w dość surowych formach, przestrzegających wyłączności gatunku pantomimicznego, jeśli tak można nazwać skrótowo działania mimów na tle bardzo przecież luźnych obrazków, czy prób sfabularyzowanych "akcji" scenicznej.

Najnowsze przedstawienie Tomaszewskiego jest swoistą zabawą w teatr. Przekorną zabawą, opartą na pastiszach, parodiach i przetworzeniach niemal całej historii teatru - w teatrze pantomimicznym, zmrużającym oko do odbiorcy. Co nie oznacza, że spektakl - w założeniu - pokrywa jakby ucieczkę "do akcji" oraz pełniejszej dramaturgii tylko kpiącym chwytem dla obnażenia fałszywej teatralizacji tego, czym nie chce być.

"Odejście Fausta" wykorzystuje większość faustowskich mitów i wątków w literaturze, celem zbudowania jednolitego scenariusza i "odegrania" go w konwencjach teatralnych - raz tradycyjnych, raz nowoczesnych - nie na zasadzie poszczególnych scenek, gdzie "intryga" staje się pretekstem dla "czystej" sztuki pantomimicznej.

Wprowadza więc Tomaszewski do widowiska nie tylko podkład muzyczny, ale i... słowo.

To znaczy: arie operowe, nagrane na taśmie - specjalnie w obcym języku (tu francuskim), by tekst był dla większości słuchaczy nieczytelny i nie odwracał uwagi od zasadniczych spraw, rozwiązywanych na scenie ruchem i gestem. Jednocześnie tak pojętą operowość, rozbudowuje w kostiumie i rekwizytach - na szerokość epok oraz stylów, dając jak gdyby panoramę przemian teatru, panoramę wmontowaną do "wewnętrznego" teatru pantomimy, skąd przy pomocy scenariusza rozwija wątki faustowskie, w dowolnym układzie - aby całość zakończyć już współczesną wizją homunkulusa: efektem legendy i przekory człowieka XX wieku.

Mottem spektaklu jest dwuwiersz Goethego: "W barwnych obrazach brak jasności zawdy, wiele ułudy i iskierka prdwdy". Już kolejność scen, jak - Zabawa w dobro i zło, Pracownia Fausta, Kuszenie Mefista, Odmłodzenie Fausta, Tragedia Małgorzaty, Walpurgia i śmierć Małgorzaty, Powrót do pracowni, Zabawa w siedem grzechów głównych, Faust i Lilith, Karnawał, U Heleny Trojańskiej, Bachanalia, Strącenie do piekła, Narodziny homunkulusa - wyrabia pogląd na koncepcję widowiska. Każdy obraz ma swoją scenerię i stylistykę. Serio - i półserio. Jest dobrą zabawą w teatr, choć początkowo może wzbudzać wątpliwości mieszaniną różnych środków wyrazu. Jeśli jednak nie zapominamy, że Tomaszewski bawi się (i nas) teatrem oraz jego umownościami poprzez wieki; że odkrywa ironiczną prawdę o marzeniach i złudach nękających ludzi; o pysze i zadufaniu; o moralności prawdziwej i pojętej na opak; o pouczającej w końcu sentencji, zawartej w cytacie z Goethego - wówczas cały ten jarmark pantomimiczno-teatralno-operowy zyskuje niespodziewanie mocny akcent. Także społeczny. Może nie wprost, bo wymaga od widza wiedzy co najmniej ogólnej na temat legendy o Fauście, ale po przedstawieniu - wymowa całości staje się coraz bardziej klarowna. A kontrowersyjne ujęcia sceniczne (pantomimy) są tyle zaskakujące, co dyskusyjne.

Zwrot Tomaszewskiego ku teatralizacji ujawnia w "Odejściu Fausta" zarówno bogactwo pomysłów, jak i ich ograniczenie prawami "odwiecznego" teatru. Zabawowo i poważnie. W którą stronę zdecyduje się pożeglować stateczek pantomimy Tomaszewskiego, pokażą następne realizacje sceniczne. W każdym razie dobrze się stało, że krakowska widownia mogła przyjrzeć się z bliska tej ambitnej placówce artystycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji