Artykuły

Polsko-słowacka Calineczka dotyka życia

"Calineczka" w reż. Ivana Martinka w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Calineczka wrzucona w mrok, niemal bez słów, za to pełna westchnień, szelestów, szmerów. Pomysł Słowaków na Andersena to raczej rodzaj ciekawej impresji niż rozbudowany spektakl. Ale za to jak pobudza wyobraźnię.

Jedną z najsłynniejszych bajek duńskiego bajkopisarza białostoccy lalkarze zrealizowali po kierunkiem ekipy ze Słowacji: reżysera, scenografa, autora lalek i muzyki. Twórcy nie chcieli widowiska w disneyowskim klimacie, zanurzonego w feerii barw, jednowymiarowego. I takiej bajki w Białostockim Teatrze Lalek nie zobaczymy. Zobaczymy za to "Calineczkę" wyłaniającą się z ciemności, w której scenografia konstruowana jest na oczach widza, a i tak jej niewiele, bo nie jest aż tak istotna. Jak trzeba, to i plecy aktorów, odzianych w czarne płaszcze, posłużą za pagórki, po których wędruje malutka dziewczynka. W polsko-słowackiej realizacji chodzi o coś innego niż epatowanie technicznymi nowinkami, efektami gotowcami. Tu ważne jest pobudzanie wyobraźni kilkuletniego widza, tworzenie iluzji na scenie, czarowanie - dzięki animacyjnym talentom aktorów. Maluchy widzą dwa plany: postać zakutaną w ciemny strój i intrygujące lalki, poruszające się prawie jak w próżni. Laleczka Calineczki wędrując po łące, a to przemierza tajemnicze jamy, a to unosi się na listku. - Zobacz, ona fruwa - mówiła na widowni jedna dziewczynka do drugiej. A ta druga na to: - W bajce tak jest.

No właśnie, w bajce tak jest. Chwała Białostockiemu Teatrowi Lalek za anachroniczną nieco, a przez to urokliwą alternatywę we współczesnym migawkowym świecie. W swoich spektaklach zabiera widzów w podróż w głąb własnej wyobraźni, nie podaje za dużo na tacy, każe sobie pewne rzeczy "dowyobrażać". Nie szkodzi, że na scenie nie plenią się dzikie kwiaty, trawa nie rośnie gęsto, jak to czasem widać w filmowych interpretacjach bajki Andersena; skoro przygody Calineczki, próbującej sobie jakoś poradzić w tajemniczym dla niej świecie, można bogato opowiedzieć gestem i ciekawymi lalkami. Tu w tle furkocze listek, dla Calineczki urodzonej z ziarnka, prawie jak żagiel. Tam owady, w skali makro - z wyłupiastymi oczyma i długimi odnóżami - próbują na początku zjeść jej łupinkową czapeczkę. Wielka ropucha z pyskiem jak okno, niepokojąco zbliża swój wielki język. Chuda mysz nerwowo biega po jamce, chwila musi minąć, nim zaakceptuje Calineczkę... Wszystkie zwierzątka nie są tu gotowymi oczywistymi pluszakami - skonstruowane z patyczków, sznurków, korzonków, strąków, albo wyczarowane z odpowiednio zanimowanych płacht, pokazują małym widzom, że bajkowe postaci mogą wyglądać inaczej. I też mogą być sugestywne.

Dzieci widzą jedno, ale dorośli też nie powinni narzekać. W "Calineczce" znajdą symboliczną opowieść o... życiu po prostu. O tym, jak jesteśmy w nie wrzuceni, dotykamy wszystkiego, na początku nieufnie, potem z coraz większą ciekawością. Jak Calineczka, która - w świecie zupełnie do siebie niedopasowanym - nóżką bada teren. To też historia o tym, jak przemykamy przez życie, ciągle czegoś szukamy, coś lub kogoś zostawiamy, albo też sami jesteśmy opuszczani.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji