Artykuły

Arlekin w impasie

NAJNOWSZY program Henryka Tomaszewskiego "Przyjeżdżam jutro" jest collage'em obrazów pantomicznvch. U twórcy, znanego z ogromnej dyscypliny artystycznej, wybór tego typu kompozycji wywołuje zaskoczenie, ale daje się przecież wytłumaczyć.

Do collage zwykło się sięgać, gdy trudno wypowiedzieć się jednoznacznie, a chce się dać pole niekrępowanej grze skojarzeń. Przez wykorzystanie różnych materiałów i tworzyw, pobudzając do odległych reminiscencji, buduje się wypowiedź o wielu piętrach znaczeń.

Tym razem autor zapragnął powiedzieć bardzo wiele, więc i znaczeń miało być dużo, a ich suma stanowić miała studium skrajnych postaw: zimnego rozsądku i nieopanowanej namiętności. Chore-autor przyjął bowiem postawę filozoficzną pod wpływem "Bachantek" Eurypidesa, przyjął też postawę moralisty, biorąc wzór z "Theoremy" Pierre Paola Pasoliniego, ingerując świadomie w dwoistą mentalność człowieka w ogóle, a współczesnego w szczególności. Z Eurypidesa wziął dionizyjskie uniesienia, z Pasoliniego gwałtowne życie w jego formach trywialnych.

Rozpoczął spektakl obiecująco - prologiem, mającym poetycką magię w osobie Arlekina, który otwierał widowisko, wyznaczając jego umowność teatralną. Była w tym prologu alegoria Człowieka Dwoistego, byli Bogowie i Tytani, którzy strąceni przez Zeusa, zostali ludźmi, nie kryjąc swej tęsknoty za utraconą boskością. Morał tej analogii mitologicznej: człowiek jest ludzki i boski zarazem, śmiertelny i wieczny.

Zarysowane więc zostało w pięknej stylistyce Tomaszewskiego jedno piętro znaczeń - ogólne, których raczej trzeba było się domyślać, bowiem inscenizacja była nader symboliczna. Ale po niej nastąpiła egzemplifikacja boskich i ludzkich namiętności i konfliktów nie pozostawiająca już żadnych domysłów: - ludzie i oni - bogowie, napiętnowani jesteśmy szaleństwem erotyzmu i to jest właśnie przyczyna miłości i nienawiści, odwagi i lęku, dobra i zła.

Drugie piętro znaczeń zostało sfabularyzowane. Libretto tej fabuły daje się streścić następująco: Rodzina spodziewa się gościa, o czym uprzedzona zostaje telegramem "Przyjeżdżam jutro". Zjawia się gość-młodzieniec. I wraz z jego pojawieniem: córka na skutek nie dopełnienia aktu erotycznego z gościem trafia do domu obłąkanych; służąca ma więcej szczęścia, ale także nie uniknie zaburzeń psychicznych; również matka ulega walorom młodzieńca, rozsmakowuje się w cielesnych uciechach, ale koniec jej będzie tragiczniejszy - podrywacze gwałcą ją kolejno w budce telefonicznej.

I tak obraz po obrazie pryska niestety - umiar i smak artystyczny, z którego słynął Tomaszewski.

Erotyczna fabuła spektaklu (jakże tu obsesyjna) podyktowana została, być może, modą bulwersowania widza nagością i drastycznymi scenami fizycznej namiętności. Ale jeśli tak, to w tym względzie spektakl jest spóźniony i nie zadziwi nikogo. Jest również w świecie moda na wątki mitologiczne, a więc i pod tym względem spektakl nie jest oryginalny. Jest w końcu moda na collage. Ale przecież równie często sięga się po tę formę kompozycji wówczas, jeśli nie wie się zbyt dokładnie, co się chce powiedzieć, a za wszelką cenę pragnie zamanifestować zrozumienie złożoności świata, głębię myślenia. Ale wówczas słyszy się głosy starego sporu między formą a bezforemnością.

Nazbyt dobrze znamy i cenimy dotychczasowe mimodramy H. Tomaszewskiego byśmy mieli ukrywać swe tym ostatnim spektaklem rozczarowanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji