Artykuły

Przed i po, czyli sezon na finiszu

Zbliża się koniec sezonu, ale nie czas na podsumowania, bowiem czeka nas jeszcze kilka "pokazowych" premier. Pokazowych, bowiem te parę spektakli prezentowanych przed przerwą wakacyjną nie pozwoli już tym przedstawieniom się rozegrać.

Zawsze budzi to podobne pytania: dlaczego pod koniec sezonu wzrasta aktywność premierowa? Czy chodzi o planowe wykorzystanie środków przyznanych na działalność, czy też o wywołanie wrażenia rytmiczności pracy?

Prawdopodobnie coś jest na rzeczy, jeśli zważyć, że coraz częściej pojawia się osobliwa formuła "spektakli przedpremierowych". I to wcale nie jednego czy dwóch wieczorów, ale niekiedy bardzo wielu, zanim następuje oficjalna premiera. Można zatem domniemywać, że albo teatr wpuszcza na scenę jeszcze półprodukt, spektakl dopiero powstający, albo zwleka z premierą, żeby tym samym tytułem opędzić dwa sezony: poprzedni, bo przecież tytuł wszedł już na afisz, i kolejny, bo dopiero teraz następuje uroczyste przecięcie wstęgi. Zjawisko zatacza coraz szersze kręgi, a pod koniec sezonu w Warszawie zliczyłem takich przypadków kilka. Na dodatek trafia się - ale to rzadziej - nie planowane przereżyserowanie spektaklu. Tak postąpił ostatnio Grzegorz Jarzyna z "Księciem Myszkinem" w Rozmaitościach. Drugiej wersji przedstawienia nie widziałem - podobno znacznie różni się od pierwszej. Ten przypadek pokazuje, że pomysł ze spektaklami przedpremierowymi (pod warunkiem, że publiczność jest o tym uczciwie poinformowana) ma sens - często bowiem dopiero w zetknięciu z widownią okazują one swoje mocne i słabe strony, wskazując twórcom drogę postępowania.

Oczywiście, nie przeceniajmy publiczności, bywa z nią różnie. Oto na koniec sezonu na małej scenie Narodowego pojawia się "Operetka" Gombrowicza. Ten i ów z potencjalnych widzów dziwuje się przed kasą - Narodowy i operetka? I dalejże dopytywać, czyja to mianowicie, i jaki ma tytuł, czy Straussa, czy Offenbacha. Mniejsza o to. Gombrowiczem zamyka sezon Scena Narodowa, to już niemal tradycja, by wspomnieć "Ślub" na tej samej małej scenie przy Wierzbowej. Fascynacje Jerzego Grzegorzewskiego odciskają znaczące piętno na linii repertuarowej tego teatru, ale dyrektor artystyczny pierwszej sceny polskiej umiejętnie godzi własne poszukiwania z harmonijnym pokazem tego wszystkiego, co w naszym teatrze współczesnym (i dramacie) najciekawsze.

Plany Narodowego na sezon następny potwierdzają ten kierunek. Grzegorzewski prowadzi politykę "wielu kwiatów", pozyskując do pracy artystów o rozmaitych doświadczeniach i tendencjach estetycznych. To właśnie daje gwarancje nieustannego ścierania się sposobów widzenia teatru. Niekiedy to irytuje co bardziej krewkich recenzentów, o wyraźnie zaznaczonych preferencjach estetycznych, ale niesłusznie. Siła Narodowego tkwi w wielkości. W następnym sezonie reżyserować będą w nim: Kazimierz Dejmek (nową sztukę Wiesława Myśliwskiego "Requiem dla gospodyni"), Kazimierz Kutz ("Na czworakach" Różewicza), Jerzy Jarocki ("Szewcy" Witkiewicza), Ryszard Peryt ("Akropolis" Wyspiańskiego), Sierosławska ("Leonce i Lena" Buchnera) i dyrektor Jerzy Grzegorzewski ("Giacomo" Joyce'a). Widać jak na dłoni, że nie będą to przedstawienia wywiedzione z jednej szkoły.

Narodowy kultywuje nie tylko wielogłos reżyserski, ale także dba o udział w spektaklach artystów wywodzących się z rozmaitych szkół scenicznego myślenia. Pod tym względem "Operetka" w inscenizacji Jerzego Grzegorzewskiego może okazać się spektaklem fascynującym - na scenie, jako aktorzy Narodowego, pokażą się m.in. Igor Przegrodzki i Ignacy Gogolewski, artyści tak odmienni, a jednocześnie tak wyraziści, których mistrzostwo nie podlega dyskusji. Ignacy Gogolewski na spotkaniu przed premierą przyznał, że jego powrót na Scenę Narodową był swego rodzaju ryzykiem, wszedł bowiem w świat całkowicie odmiennej poetyki i wyrazistego charakteru pisma Jerzego Grzegorzewskiego. Spodziewam się, że przyniesie to ciekawe rezultaty. Zresztą, nie pierwszy to raz w Narodowym za dyrekcji Grzegorzewskiego dochodzi do tak ciekawego spotkania. Przypomnę tylko, jak niezwykłe osiągnięcia aktorskie stały się udziałem min. Michała Pawlickiego i Krzysztofa Kolbergera, gdy na Scenie Narodowej spotkali się ze światem teatru Janusza Wiśniewskiego. Już sam fakt, że Narodowy takie niezwykłe zetknięcia umożliwia, pozwala o tej scenie bez żadnego cudzysłowu mówić jako o Scenie Narodowej właśnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji