Artykuły

Co może Fernando?

"Maria Severa" w reż. Tadeusza Bradeckiego w PWST w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Przez trzy godziny z małymi wyjątkami jest tak, jakby dowolne uczucie, które mieli na scenie zagrać, niby Dżin z butli wyłaziło z nich, zawisało niewidzialne pod sufitem i pociągając za przezroczyste sznurki - tworzyło z ich pustych, bezwolnych ciał marionetkową formę tego uczucia, najbanalniejszy jego znak, futerał wręcz operetkowy. Na przykład - jak zagrać prostą babę ze społecznych nizin, która oko w oko z arystokratą nie daje sobie w kaszę dmuchać? Źle zapytałem. Nie: "jak zagrać babią dzielność?", ale: "jak babią dzielność pokazać najprościej pod słońcem?".

Oto poruszają się przezroczyste sznurki i studentka Monika Kępka (postać zwana Mamą, właścicielka lichej tawerny w portowej dzielnicy Lizbony) staje na szeroko rozstawionych nogach przed studentem Łukaszem Szczepanikiem (Armando de Vimioso, hrabia, a do tego wybitny torreador), lekko się odchyla, łypie hardym okiem, łapie się pod boczki, tworząc tym samym zarys trójkątnych skrzydeł groźnej smoczycy, po czym głos obniża i rzecze: "uważaj, hrabio, oj, uważaj!" albo coś w tym guście. A skromność arystokratycznej dziewicy na wydaniu? Jaką tu sklecić foremkę? Znów szmer niewidzialnych sznurków i studentka Agata Klimczak jako Klara na krześle przepraszająco przysiada, bo przecież siadać nie wypada. Dłonie grzecznie na kolanach, główka o mnisiej fryzurze lekko pochylona, oczy opuszczone skromnie i żadnych szans na zgarbienie się. I co? Nieruchomieją sznurki - dziewiczość kamienieje.

Dalej nie muszę już wchodzić w detale, bo już wiecie, jak działa aktorstwo w trzygodzinnym seansie "Maria Severa" - musicalu przez Tadeusza Bradeckiego ze studentami PWST wyreżyserowanym jako dyplom. Wystarczy, że wypowiem zaklęcie - podam typ ludzki - a wy nawet palcem kiwnąć nie będziecie musieli, bo z przeznaczonego dla szkół podstawowych folderu operetkoznawczego "Rozpoznaj bohatera po minie" zestaw prawidłowych tików oraz intonacji sam wyskoczy i sam się do mego zaklęcia dopasuje. Zatem: siedź, słuchaj i patrz.

Oprócz wymienionych - tytułowa bohaterka, pokazywana przez Barbarę Garstkę Maria Severa, tania portowa dziwka w Lizbonie oraz legendarna pieśniarka fado, fatalnie zakochana w hrabim Armandzie. Jej akompaniator, bladawy gitarzysta, skromniś Carlos (Rafał Supiński). Brazylijka Jasmine (Magdalena Placek), koleżanka Marii po nocnym fachu. Majestatyczna, nieprzejednana, lodowata Constanca (Beata Linde-Lubaszenko), matka Armanda, która zrobi wszystko, by jego i Marii miłość zabić oraz wydać syna za arystokratyczną dziewicę Klarę. Wreszcie nieuchronny w tego typu nieszczęśliwych romansach ksiądz, ojciec Manuel, pokazywany przez Kamila Błocha - Panie świeć na jego formę, świeć ostro, by ją rozmiękczyć. I bądź tak dobry dla wszystkich, prawie wszystkich.

Prawie, bo jest jeszcze postać z innej, nie marionetkowej rzeczywistości, może nie w pełni spoza, lecz jednak. Mówię o Fernandzie, wiecznie walczącym z kociokwikiem bracie Armanda - mówię o Marcinie Kątnym, nad którym niewidzialne sznurki budzą się najrzadziej. On najczęściej jest miękki, samoistny, nie kanciasty. Dżin granej przez Kątnego postaci rzadko opuszcza Kątnego, by skazywać go na jałowy proceder scenicznego pokazywactwa. To miłe, kojące. Ale cóż może jeden Fernando, z talentem skacowany?

W każdym razie - nie mógł powstrzymać nieuchronnego. Przy tak operetkowo ulepionej historii o nieszczęśliwej, niemożliwej do ziszczenia się miłości i początkach jednej z najciemniejszych pieśni świata - gorycz uczucia oraz fado musiały zdziecinnieć. Tamte zdarzenia w Mourarii, portowej dzielnicy XIX-wiecznej Lizbony, tamte cielesne i duchowe zapętlenia w żałosnej tawernie Rosaria dos Oculos przy Rua do Capelo, gdzie nocami ból i samotność opowiadała śpiewem Maria Severa - musiały się skarmelizować. Inna sprawa, czy z pensjonarskiego libretta Jaya Turveya w ogóle można wycisnąć coś więcej niż sentymentalny banał. A gdy w roli tytułowej obsadza się akurat tę artystkę, skądinąd utalentowaną, lecz o takiej a nie innej powierzchowności, trudno się dziwić, że wstrzymujemy oddech. My zawsze kibicujemy sierotce Marysi dobywającej z siebie fado.

**

PWST w Krakowie. "Maria Severa". Libretto Jay Turvey. Muzyka Paul Sportelli. Reżyseria Tadeusz Bradecki. Scenografia i kostiumy Joanna Braun. Choreografia Artur Dobrzański. Spektakl dyplomowy IV roku Wydziału Aktorskiego specjalności wokalno-aktorskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji