Artykuły

Apetyt na romantyzm

Festiwal re_wizje/romantyzm w krakowskim Starym Teatrze podsumowuje Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Sześć dni wypełnionych romantyzmem w teatrze wypełnionym widzami - okazało się, że romantyzm ma wielką siłę, przyciąga i fascynuje

Okazało się też, że młodzi reżyserzy, choć są świadomi trudności związanych z realizacją romantycznych tekstów, podchodzą do nich bez uprzedzeń. Bez obciążenia teatralną tradycją - bo skąd mieliby ją znać, skoro ani oni, ani większa część widzów nie mieli okazji zobaczyć na scenie "Księdza Marka", "Horsztyńskiego", "Wielkiego człowieka do małych interesów".

Co pokazali reżyserzy? Zgodnie z założeniem festiwalu były to spektakle warsztatowe, prezentujące (z jednym wyjątkiem) fragmenty dramatów. Michał Borczuch w "Wielkim człowieku do małych interesów" pominął intrygę, skupił się na scenach pokazujących piątkę młodych bohaterów kiszących się we własnym towarzystwie, ambicyjkach, chęciach, związkach. To kiszenie się u Fredry odbywa się na wsi, a w spektaklu Borczucha w klaustrofobicznym pokoju o ścianach wyklejonych paskudną tapetą, w rytm katarynkowej muzyczki z "Wielkiej gry". Boy pisał o "całej kolekcji durniów" w tej sztuce; w spektaklu ta kolekcja przedstawiona została ze sporą dozą zjadliwości, choć nie bez empatii. Fredro został tu rozhuśtany interesująco (choć odczytywanie tęsknot bohaterów przez "Sztukę obłapiania" wydało mi się zbyt nachalne) - tyle że spektakl pozostawił niedosyt, bo chciałoby się zobaczyć, do czego to rozhuśtanie zmierza.

Dramat egzystencji

Podobnie z "Horsztyńskim". Bogna Podbielska pokazała spory fragment tekstu, ale przedstawienie rozpadło się na poszczególne sceny (niektóre bardzo interesujące). Lesław Żurek, student PWST, nie udźwignął niezwykle trudnej roli Szczęsnego, do której potrzeba nie tylko młodzieńczego niepokoju (a to tylko zaproponował), wobec czego główny wątek cokolwiek kulał, a na plan pierwszy wysunęły się inne postaci. Może należało skupić się na mniejszym fragmencie tekstu, może inaczej go zaadaptować, bo tajemnice zawarte w tekście Słowackiego zostały tutaj dodatkowo dociemnione. Poszczególne sceny czy postaci miały w sobie ładunek tragizmu (Horsztyński - Andrzej Hudziak) czy komizmu (Sforka - Zbigniew Kosowski), ale nie udało się jednak stworzyć przekonującej do końca rzeczywistości scenicznej.

Paweł Passini wybrał z "Nie-Boskiej komedii" wątek rodzinny i uzupełnił go fragmentami listów Krasińskiego. Rodzinne piekło pokazane zostało teatralnie sprawnie i efektownie. Passini skupił się na dramacie poety (bardzo dobry Zbigniew Kaleta) niezdolnego do miłości, dręczonego przez własną pustkę i dostrzegającego ją wszędzie dookoła. Tyle że spektakl, który miał przerażać, pozostał chłodny i bardziej skupiony na formie niż na tworzeniu prawdziwie dotkliwych relacji między postaciami.

Dusza i historia

Najciekawszym przedstawieniem re_wizji był "Ksiądz Marek". Też dlatego, że o ile pozostali reżyserzy skupiali się na wątkach egzystencjalnych, Michał Zadara bynajmniej nie starał się wyeliminować z dramatu Słowackiego historii. Nie pokazał wprawdzie czasów konfederacji barskiej w tamtym kostiumie, ale też nie przełożył w prosty sposób historycznych realiów na współczesność. Jego "Ksiądz Marek" rozgrywa się jakby w obu epokach jednocześnie. Nie ma tu uwspółcześniania języka, aktorzy mówią wierszem Słowackiego, ale nie deklamują; praca nad tekstem była tu ogromna, bo mówienie olbrzymich wierszowanych monologów nie jest łatwym zadaniem. Pomijając tę sprawę - "Ksiądz Marek" to dramat niezwykły, pokazujący wnikliwie i ostro nierozwiązywalne polskie problemy. Zakorzeniony w historii, wychodzący z realistycznej sytuacji, ale wdzierający się bezwzględnie w dusze. W sedno problemów polsko-żydowsko-rosyjskich. Wizja Słowackiego - okrutna, bolesna i mądra, została pokazana przez Michała Zadarę wrażliwie i z pasją. Można mieć zastrzeżenia do poszczególnych rozwiązań, ale - może też dlatego, że był to jedyny spektakl obejmujący całość tekstu - "Ksiądz Marek" okazał się najdojrzalszym przedstawieniem festiwalu. No i sprowokował pytanie, dlaczego tak świetnego dramatu właściwie nikt nie wystawia.

Apetyt na romantyzm

Atrakcyjność romantyzmu udowadniały wykłady; tutaj może mniej było bezpośrednich inspiracji dla teatru, ale za to wykładowcy pokazywali romantyków jako niezwykłe osobowości. Juliusz Słowacki, poddany przez prof. Jacka Bombę badaniom psychologicznym (z zastrzeżeniem, że pacjent obecny u psychiatry tylko w słowach nie jest prawdziwym pacjentem), objawił się jako osoba fascynująca i niezwykle skomplikowana. Zygmunt Krasiński pozwolił (dzięki manii pisania listów) zajrzeć Michałowi Pawłowi Markowskiemu w swą duszę twórcy osobistego teatru histerii. Maria Poprzęcka w znakomitym wykładzie zajęła się - dość jak się okazało podejrzanym - gustem plastycznym naszych wielkich romantyków i przyczynami tego stanu rzeczy.

Re_wizje rozbudziły apetyt na romantyzm. Nawet spektakle niedokończone, urwane w połowie pokazywały, ile w tej literaturze jest atrakcyjnych dla współczesnego teatru tematów. Jeżeli jednak nie zostaną one pokazane na scenie - nawet w formie mniej lub bardziej wyrazistego pytania, a nie gotowego przedstawienia - będą spoczywać w uśpieniu, tak jak spoczywały przez lata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji