Artykuły

Bohater polskiego kina

Przez kilkadziesiąt lat w polskim kinie nie powstawały filmy z pierwszoplanowymi rolami dla MARIANA DZIĘDZIELA. Dziś można je liczyć na tuziny. Odkąd 2004 r. wystąpił jako Wojnar w "Weselu" Wojciecha Smarzowskiego, nie ma festiwalu filmowego bez kolejnych produkcji z jego udziałem

Wydawało się, że wejdzie w niszę "zdeterminowany plebejusz po przejściach" czy "twardy człowiek o nieprzeciętnej cierpliwości". Z wyrazem nieprzejednania na twarzy wędrował przez plany filmów ("Wszyscy jesteśmy Chrystusami", "Komornik") i seriali ("Oficerowie", "Odwróceni").

Towarzyszył neurotykom, odmieńcom i ludziom akcji. Sam nie rzucał się w wir wydarzeń, nie szarpał się. Raczej brnął topornie przez kolejne absurdalne wypadki, które w jego wykonaniu nabierały ciężaru rzeczy absolutnie koniecznych. Okazało się, że właśnie takiego bohatera potrzebuje polskie kino. Dość samotnych mścicieli, uciekinierów, narcyzów, rozedrganych psów wojny i socjopatów. Czas skierować kamerę na człowieka uwikłanego. Przyciśniętego do ziemi jakimś brzemieniem: przeszłością, rodziną, ziemią, czy też po prostu lojalnością wobec bardziej lub mniej szlachetnych zasad. Bohaterowie Mariana Dziędziela nie szukają kłopotów, ale pozwalają dylematom leżeć odłogiem i pęcznieć aż do granic eksplozji. Dokonują radykalnych, najczęściej fatalnych wyborów i ponoszą za nie konsekwencje.

W mrocznej komedii o galicyjskim mikroświecie "Wino truskawkowe" gra on furmana zdradzanego przez żonę. Zabija konkurenta, bo musi. W "Domu złym" Wojciecha Smarzowskiego pije z przybyszem, który zabłądził do jego chałupy. Powoli, z przekonaniem otwiera przed nim serce. Z podobnym, niemal rytualnym zdecydowaniem sięgnie po nóż.

Otrzymuje role ludzi zdeterminowanych przez warunki, w jakich żyją. Targa nimi mniej wewnętrznych rozterek, za to spalają się w starciach z codziennym znojem i brudem. Mają ograniczone pole manewru, nie widzą szerszej perspektywy. Ich godność i brutalność wynikają często z podobnego źródła. Nieważne, czy to ge-nerał Rozwadowski ("1920. Bitwa Warszawska ") decydujący się przemilczeć prawdę "dla dobra sprawy", czy wyczerpany taksówkarz z "Zera". To mężczyźni, którzy bronią pewnej wizji świata - najlepszej, jaką mogą sobie wyobrazić. W tej wizji każdemu przypadają jakieś zobowiązania, nikomu nie przysługuje taryfa ulgowa, a słabsi czy nielojalni zostają wyeliminowani.

Ta bijąca z oczu prosta, nieznośna nieugiętość paradoksalnie pozwalają aktorowi grać role coraz bardziej skomplikowane. Za rolę skompromitowanego związ-kowca w "Krecie" Rafaela Lewandowskiego otrzymał nagrodę w Gdyni.

Na ekrany w ciągu ostatnich miesięcy filmy z Dziędzielem wchodzą jeden po drugim: "Taxi A", "Wymyk", "W imieniu diabła", "Róża", "Pokaż kotku, co masz w środku". W Teatrze Słowackiego w Krakowie, z którym związany jest od 1969 r., obsadzano go niezmiennie w rolach ponuraków z drugiego planu. Teraz korzysta z momentu, gdy filmowcy przeżywają fascynację historiami szarych eminencji, "ludzi tła" i niepozornych mruków.

***

Niedziela z... Marianem Dziędzielem

Niedziela 17:10 TVP Kultura

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji