Artykuły

"Publiczność niekulturalna"

Kim jest recenzent? Strażnikiem własnego (lub cudzego, choćby i dość powszechnie stosowanego) kodeksu? Obrońcą widza, przestrzegającym go i pouczającym, iżby nie popadł w sidła pseudoartyzmu? Obrońcą artysty przed widzem - leniwym, nie chcącym pojąć znaczeń ukrytych kunsztownie pod powierzchnią, żądnym rozrywki, a nie myślenia? Sądzę, że powinien być na użytek środków masowego przekazu mediatorem między nadawcą a odbiorcą, chroniącym wartości przed ich rozmyciem, ale też nie żywiącym dla swego czytelnika, (a potencjalnego widza) owej źle tajonej pogardy "wtajemniczonego", który uważa gust publiczności z góry za niesłuszny lub co najmniej podejrzany (co zdarza się niektórym naszym estetom). Wszystkie te niezbyt wesołe myśli nachodziły mnie w trakcie premiery "Radosnych dni" i "Komedii" Samuela Becketta w Teatrze Kameralnym, w reżyserii Bogdana Hussakowskiego.

W programie spektaklu widz nie wtajemniczony może przeczytać instrukcję samego Petera Brooka, jak należy reagować na dzieła niedawnego laureata Nagrody Nobla: "Widownia wije się, kręci, ziewa, wychodzi albo znajduje wszelkie możliwe zarzuty, aby odgrodzić się od niewygodnej prawdy". I zaiste: na premierze w Teatrze Kameralnym dokładnie tak samo zachowywali się widzowie. Niektórzy wymykali się chyłkiem, w obawie, aby nie okazać się "niekulturalnymi" i nieczułymi na wdzięki uwieńczonego awangardyzmu - inni robili to demonstracyjnie, trzaskając krzesłami, oklaskując w intencji: "Kończcie wreszcie" - lub chichocząc dość urągliwie. Patrzyłem na to z niejaką radością: Cóż to za miła, niekulturalna publiczność - nareszcie zamiast kurtuazyjnie klaskać, reaguje spontanicznie, skoro jej się coś nie podoba! I aż Becketta i Hussakowskiego trzeba było do tego! A więc - jeśli wziąć pod uwagę intencje Becketta (a w każdym razie jego interpretatorów) - prawdziwy sukces? Bo przecież widzowie zostali wyprowadzeni z równowagi; może być - jak w sztuce Handtkego - "publiczność zwymyślana", może być i zirytowana. A ponieważ sam wyszedłem przed końcem drugiej części spektaklu - tj. "Komedii" - zacząłem poważnie rozmyślać nad kwestią "savoir-vivre'u" dla współczesnego widza, w tym wypadku widza Teatru Kameralnego. I naszły mnie przy okazji wspomnienia.

Oto "Komedia" w wykonaniu zespołu studentów kanadyjskich. Troje bohaterów, "uwięzionych" na scenie, powtarza swoje kwestie kolejno na sygnał - przez blisko cztery godziny, dopóki nie wyjdzie ostatni widz. Powtarzają w kółko banalną - ale zarazem jakże ludzką - historię narastania obcości i umierania miłości w gronie trojga zmęczonych życiem ludzi. Powtarzają w różnych tonacjach: skargi, pretensji, wyrzutu, lirycznego wspomnienia itp. Historyjka budzi w widzu różne reakcje, w zależności od kolejnej "tury" tekstu: od śmiechu, przez zadumę i współczucie po rosnącą złość lub znudzenie. Widzowie opuszczają salę w zależności od swoich predyspozycji psychicznych, poczucia humoru i innych atrybutów, przysługujących odbiorcy nie tyle "kulturalnemu", ile świadomemu. I takie jest bodaj założenie Becketta (podobnie wyglądało eksperymentalne paryskie przedstawienie "Komedii"). Nieco inaczej sprawa się ma z "Radosnymi dniami": to oparta na powtarzalności, ale w sumie zamknięta całość o precyzyjnej konstrukcji. Opowiada o ludzkiej samotności, wyobcowaniu, o dramacie upływu czasu, okrucieństwie i litości, o granicach zdolności odczuwania cierpienia, buntu i przystosowania się do nieuchronnego. Obie sztuki - jak zawsze u Becketta - są bardzo "dosłowne", i zarazem symboliczne, nawet - jak chcą niektórzy - w nowoczesny sposób "metafizyczne".

Co z tym robi reż. Hussakowski? Łączy obie sztuki w jedną całość w sposób zupełnie zaskakujący: oto dzieli dość niespodziewanie "Radosne dni" przerwą, by do części drugiej (tym razem bez przerwy, jedynie po zapuszczeniu i ponownym odsłonięciu kurtyny) "dopisać" "Komedię", przy czym (o tym dowiedziałem się od najwytrwalszych widzów) zakłada sobie powtarzanie "tur" tekstowych bodaj do czterech razy. I absurdalistyczną filozofię Becketta zamienia na absurd teatralny, który musi zirytować widza na zasadzie innej, niż to sobie wyobrażali Beckett czy Brook: artystycznego nieporozumienia. "Komedia" - ten wąż, chwytający samego siebie za ogon - jest tylko strzępkiem, dodatkiem niestrawnym dla widza; "Radosne dni" z tak pomyślaną cezurą również budzą odruch dezaprobaty. Całość trwa około dwu i pół godziny - co w przypadku tak spreparowanego pisarza, trudnego na dokładkę w swojej prostocie - staje się nieznośne.

"Radosne dni" mają piękną scenografię Krystyny Zachwatowicz. W tej pięknej scenografii - przy dość miernej, a czasami wątpliwej inwencji reżysera - zmaga się dzielnie na zasadzie niemal monodramu jej partner, Wojciech Ruszkowski - Willie jest tylko sekundantem) ze swoją rolą Izabela Olszewska. I niezależnie od wszystkiego, jest to bardzo interesująca, miejscami - wręcz znakomita kreacja, wymagająca zresztą ogromnego wysiłku, koncentracji i wysokiego kunsztu. Nawet najdrobniejsze gesty Olszewskiej są przemyślane, precyzyjne, ludzkie i wzruszające. Nie bardzo natomiast rozumiem niektóre pomysły reżysera, np. okadzanie publiczności jakimiś wonnościami, które osoby co wrażliwsze mogą przyprawić o małe sensacje.

Przykro mi, ale o "Komedii" nie mam nic dobrego do powiedzenia. Zofia Niwińska (K1), Halina Kuźniakówna (K2) i Jerzy Nowak (M) są reżysersko źle ustawieni. Niech mi ci aktorzy, których bardzo cenię i szanuję wybaczą, ale "ostrzeliwani" niezbyt zręcznie przez reflektor punktowy, "klepiący" swoje kwestie raczej bez przekonania - mają miny, łagodnie mówiąc, ludzi zaskoczonych tym, co robią. Tu nie ma żadnej psychologii ani symboliki - to jakby niezbyt udany eksperyment z niezbyt dobrego teatru studenckiego...

Na zakończenie mogę tylko stwierdzić: A szkoda! Szkoda wysiłku znakomitych i zasłużonych aktorów. Pozostaje zaapelować do kierownictwa teatru, aby zechciało wraz z reżyserem rozważyć możliwość wprowadzenia jakichś modyfikacji do tego spektaklu - tak, by stał się bardziej uporządkowany i strawny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji