Artykuły

Maski Arlekina

Każda premiera Wrocławskiego Teatru Pantomimy jest nie tylko dużym wydarzeniem artystycznym w życiu kulturalnym Wrocławia, lecz także jak najbardziej osobistym przeżyciem każdego sympatyka tego teatru. A któż we Wrocławiu nie jest sympatykiem zespołu Henryka Tomaszewskiego? Zespołu, który na naszych oczach urodził się dosłownie z niczego, wysiłkiem i entuzjazmem jednego człowieka pnie się po zawrotnie stromej drodze zaskakując nas z programu na program coraz to precyzyjniejszym ujęciem formy widowiska pantomimicznego, coraz to doskonalszą techniką ruchu, coraz bardziej zaskakującymi pomysłami.

"Maski Arlekina" są nowym krokiem, ogromnym krokiem naprzód Wrocławskiej Pantomimy. Tomaszewski w swych inscenizacjach coraz wyraźniej odsuwa cudze wpływy, krystalizuje swój własny styl, swoją własną formę wypowiedzi. Stylizacja "Pozamienianych głów" na teatr pantomimy wschodniej czy też chaplinowskiego intermedium na groteskę filmową i czasów "niemego Chalota", nie jest już poszukiwaniem wzorów kształtu termicznego, lecz świadomym ustawianiem formy w którejś z historycznych konwencji, dla wydobycia odpowiedniego środka wyrazu. Tomaszewski nie trzyma się jak pantomimiści francuscy, czy niemieccy sztywni jednego środka wyrazu, jednego języka wypowiedzi ruchowej. Swobodnie sięga po różne formy wypowiedzi, miesza je ze sobą w jednym tyglu zaskakując widza pomysłowością rozwiązań i trafnością formułowania swych myśli.

Nowy, III program Wrocławskiego Teatru Pantomimy składa się z 4 wielkich obrazów, przegrodzonych, a może lepiej: połączonych Intermediami. Intermedia te - jakkolwiek żyją swoim własnym życiem - rozwijając anegdotą istnienia pantomimy od starożytności do naszych czasów, posiadają równocześnie wyraźną funkcję przygotowywania nastroju dla następnego obrazu pantomimy. Nie wszystkie posiadają dość wyraźnie skrystalizowaną ideę, o ile np. anegdota o Zeusie i Ledzie, miralitet średniowieczny z klasycznym Aniołem Diabłem i Duszą ludzką, pełen tragicznego wyrazu "Romantyzm", czy doskonale technicznie wykonana przez Oknińskiego groteska chaplinowska, posiadają nie tylko wartości "łącznikowe" działające jak uwertura przed następnym numerem (np. "Nasze czasy" przed przerażającym obrazem naszych czasów w "Woyzecku") - to brutalny kontrast zapchlonego rokoko z dramatyczną wizją rewolucji, czy też zagmatwany "Renesans" służą tylko jako formalne połączenia dwóch numerów programu.

Najgłębsze wrażenie wywarły na mnie "Pozamieniane głowy" i "Woyzeck". - "Woyzeck", w którym Henryk Tomaszewski stworzył wspaniałą kreację w roli tytułowej. Dramat prymitywnego człowieka wkleszczonego w zawiłe sprawy świata, którego nie jest w stanie zrozumieć został wyrażony przez Tomaszewskiego w sposób tak wstrząsający, że wizja Buechnera urasta do rozmiarów tragicznego symbolu. Cały obraz wyrażony gwałtownymi, ekspresjonistycznymi środkami robi na widzu potężne wrażenie, zwłaszcza iż wykonawcy ról Mariki (Elżbieta Jaroszewicz), Kapitana (Stanisław Brzozowski) i Majora (Leszek Czarnota) zdobyli umiejętność przekazywania ruchem całego ciała najdrobniejszych wzruszeń i przeżyć swych bohaterów.

W zupełnie innym klimacie rozgrywa się obraz "Pozamieniane głowy", gdzie subtelna poezja splata się okrucieństwem tak typowym dla legend hinduskich. Mimowie biorący udział w tej pantomimicznej transkrypcji noweli Manna mieli tym trudniejsze zadanie, że pozbawiono ich możliwości posługiwania się mimiką wkładając na twarze maski. Okazuje się, że i bez nadmiernej mimiki (której niestety wciąż jeszcze hołdują niektórzy mimowie wrocławscy) można wyrazić olbrzymią skalę najsubtelniejszych i najgwałtówniejszych uczuć. Komentarz słowny mówiony w sposób specjalnie alogiczny potrzebny jest jedynie ze względów formalnych (doskonały chwyt ustawiający akcję na drugim planie za ideą spektaklu) i nastrojowych. Ogromną pomocą w wydobywaniu nastroju widowiska były świetne kostiumy i niezwykle pomysłowa scenografia projektowana dla każdego obrazu przez innego scenografa.

Wspaniałe bogactwo kolorystyczne roztoczyli Jadwiga Przeradzka i Aleksander Jędrzejewski w obrazie "Z chłopa król". Lekkie i przejrzyste w rysunku, niezwykle dowcipne kostiumy (co za kapitalne pomysły z "duchem", jeleniem, słonecznikami, portretem kobiety) kąpały się w najwspanialszych kolorach, podkreślających soczystą groteskę tego bardzo zabawnego widowiska co do którego mam jedyne zastrzeżenie, że w powodzi świetnych inscenizacyjnych pomysłów, zabrakło pomysłu na pointę końcową) rozgrywającego się wśród ruchomych, stworzonych z poruszających się postaci dekoracji. Bardzo czystą scenografię stworzył do "Książki" Marcin Wenzel, punktując w dobitny sposób groteskowość założeń inscenizacyjnych Tomaszewskiego i plastyczność charakterów postaci. Krzysztof Pankiewicz dał scenografię niezwykle ekspresyjną, chwilami nawet wychodzącą przed wykonawców (świetny zresztą pomysł z wodospadem w "Pozamienianych głowach"), bardzo drapieżną w "Woyzecku", świetnie upoetyzowaną w "Pozamienianych głowach". Janusz Tartyłło jak zwykle szokuje widza pomysłami, sprowadza kostium do jak najbardziej zwięzłej syntezy, nie gardząc jaskrawymi środkami wyrazu. Mając do dyspozycji wszystkie nieomal epoki i style przewijające się w Intermediach, Tartyłło znalazł jednak wspólny wyraz plastyczny łączący nie tylko poszczególne Intermedia, lecz tak że cały spektakl w jedną całość.

Podsumowując wrażenia z tej bardzo udanej i ciekawej (mimo kilku dłużyzn, które niewątpliwie znikną w dalszych spektaklach) premiery niesposób nie podkreślić, że nareszcie Wrocławska Pantomima znalazła odpowiednią ilustrację muzyczną (muzyka konkretna spleciona z muzyką wrażeniową), która doskonale uzupełnia to piękne widowisko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji