Artykuły

Śmierć i opera

"Der Kaiser von Atlantis" w reż. Tomasza Koniny w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Maciej Weryński w Foyer.

Po raz pierwszy mieliśmy w Polsce okazję usłyszeć ze sceny operę, która zyskała rangę symbolu Holokaustu. "Der Kaiser von Atlantis" ("Cesarz Atlantydy") Viktora Ullmanna pojawił się u nas - jak najsłuszniej - bez fajerwerków, nie z okazji niedawnej rocznicy powstania w warszawskim getcie czy obchodów oświęcimskich, a podczas Sezonu Muzycznego Zjednoczonej Europy w Warszawskiej Operze Kameralnej. Reprezentuje tu "muzykę żydowską", niezaprzeczalny składnik kultury europejskiej, choć akurat w warstwie muzycznej żydowskość tej opery jest co najwyżej śladowa. Ironia historii w dziejach tego niezwykłego utworu daje o sobie znać na każdym kroku.

Sarkastyczny śmiech historii. Autorem tego krzyku przeciw Holokaustowi stał się kompozytor, który za żydowskiego kompozytora nigdy się nie uważał i nawet o swoim żydowskim pochodzeniu nie pamiętał, dopóki mu o nim brutalnie nie przypomniano. Viktor Ullmann, urodzony 1 stycznia 1898 roku w czeskim Cieszynie, nie był do niego przywiązany w żaden sposób. Wprost ani przez zaprzeczenie.

Znakomity muzyk od początku swojej drogi był włączony w najżywszy obieg kultury europejskiej. Jako 20-latek rozpoczął studia u najznakomitszego odnowiciela muzyki swojego czasu - Arnolda Schoenberga. Nie zauważył też chyba większych zmian w stylu życia, kiedy po okresie wiedeńskich studiów powrócił do Czech, do Pragi, która - wciąż przesiąknięta tradycyjnym związkiem i z Wiedniem, i z Berlinem - była jednym z ważnych centrów kulturalnych, nie tylko muzycznych.

To Schoenberg rekomendował swojego ucznia Alexandrowi Zemlinskyemu do praskiego Nowego Teatru Niemieckiego. Młody kompozytor został tu pierwszym dyrygentem orkiestry, jednocześnie wciąż komponując. Nagrody, początki międzynarodowej sławy, prestiżowe wykonania (m.in. na festiwalu w Londynie). Pasja nauczyciela w praskim konserwatorium i szanowanego krytyka muzycznego. Słowem, umacniająca się pozycja i... ciekawe życie.

Zajęcie Czech przez nazistów musiało to życie zmienić. Restrykcje wobec Żydów początkowo nie zmieniły jednak wszystkiego. Ullmann pozostał przede wszystkim czynnym kompozytorem. Do 1942 roku stworzył około 50 utworów (zachowało się z nich tylko 18).W sierpniu 1942 roku został przeniesiony do Theresienstadt.

Terezin, około 60 kilometrów od Pragi. Tu naziści stworzyli jedyny w swoim rodzaju obóz, w samym założeniu porażający cynizmem, z którym konkuruje chyba tylko napis "Arbeit macht Frei"... Był to przecież obóz przejściowy. Baza, skąd wywożono przeznaczonych do eksterminacji, czyli prędzej czy później każdego, kto tu trafił, do kolejnych obozów. Docelowych, takich jak Auschwitz-Birkenau. "Rotacja" była ogromna. Symbol: podobno dwa razy wymienił się skład wielkiej orkiestry, która w Theresienstadt grała "Requiem" Verdiego...

Nie była to taka sama orkiestra jak zespół, który w Birkenau "witał" na rampie więźniów i zagłuszał przerażającą prawdę o tym miejscu. Terezin funkcjonował zupełnie inaczej, bo został wytypowany na "obóz modelowy" - nie do naśladowania, ale do okazywania. Aby udowodnić, że Żydzi w obozach mają co najmniej przyzwoite warunki do życia, w miasteczku Terezin zorganizowano pozory normalności. A jednym z najważniejszych było życie kulturalne, w tym - szczególnie silnie rozwinięte - muzyczne. Ullmann spotkał tu znakomitych praskich muzyków, cenionych kompozytorów (Gideon Klein, Hans Krasa, Pavel Haas), malarzy, scenografów, poetów. Został ustanowiony nadzorcą i organizatorem koncertów.

Działalność kompozytorska Ullmanna w Terezinie nie ustała. Powstało tu około 20 utworów, w tym pieśni do słów Meyera czy Rilkego i właśnie "Cesarz Atlantydy" - opera czy według partytury "gra" w czterech scenach do niemieckojęzycznego libretta poety i malarza Petera Kiena, który zajmował się również przygotowaniem scenografii do planowanego prapremierowego przedstawienia. Przedstawienia, do którego oczywiście nie doszło.

Nie mogło. "Cesarz Atlantydy" nie miał szans na publiczny pokaz. Historia wszechwładnego, jak mu się wydaje, cesarza Overalla, pana życia i śmierci poddanych, któremu i życie (w postaci Arlekina), i - przede wszystkim - Śmierć odmawia współpracy, zbyt jasno nawiązuje do realiów Europy 1943. Otóż w świecie, w którym życie nie ma wartości, Śmierć ogłasza strajk. Ogłoszona przez Cesarza, a podjęta przez obywateli, "oczyszczająca" wojna wszystkich ze wszystkimi zupełnie traci sens, bo zabici w walce czy egzekucjach nie umierają ("Śmierć powinna nastąpić lada chwila" - odpowiada Głośnik na pytania Kaisera o wykonanie rozkazów egzekucji). W tej sytuacji Cesarz postanawia przedstawić ową wymuszoną nieśmiertelność jako swój dar dla żołnierzy, aby mogli wiecznie już walczyć za ojczyznę. "O śmierci, gdzie jest twój oścień?" - cynicznie cytuje Pierwszy List do Koryntian (XV, 55). Niespodziewanie jednak Overall zmienia się całkowicie. Pojmuje, że śmierci należy przywrócić ludzkie oblicze, czy raczej ludzki rozmiar. Godność? Sam oddaje się na jej pierwszą ofiarę, aby stała się znowu indywidualna i pojmowalna. Końcowy chorał (ewidentnie nawiązujący do protestanckiej tradycji Bacha) jest pochwałą śmierci jako ostatecznego wyzwolenia.

Ullmann napisał "Cesarza..." na skład, którym mógł aktualnie dysponować. Jest więc siedem partii dla śpiewaków i zespół 13 (!) instrumentów. Ponieważ w Terezinie nie było fortepianu, kompozytor dopuścił zamienne zastosowanie klawesynu. Ten wymuszony skład nadał utworowi absolutnie niepowtarzalną barwę dźwiękową, a sama warstwa melodyczna zaskakuje na każdym kroku. To dzieło z założenia niejednorodne, gdzie obok motywów niemal mahlerowskich spotkamy rytm shimmy czy menueta. Ten chaos muzyczny to lustro chaosu świata.

Opera została ukończona w styczniu 1944 roku. Natychmiast rozpoczęły się próby. Nawet nie jest pewne, czy władze obozu wydały oficjalny zakaz, czy to sami twórcy w ostatniej chwili postanowili nie kusić losu. Gdyby doprowadzili do spektaklu, prawdopodobnie zginęliby wcześniej. Kompozytor został zgładzony w Auschwitz dziesięć miesięcy później, natychmiast po przyjeździe. Partytura "Kaisera", podobnie jak inne napisane w Terezinie kompozycje, pozostała na miejscu.

Nie jest do końca pewne, jak do tego doszło. Podobno Ullmann chciał zabrać je ze sobą do transportu, jednak jeden z przyjaciół przekonał go, by tego nie robił. Rozpowszechniana jednak bywa także dramatyczna wersja tych wydarzeń - Ullmann miał zabrać partytury do pociągu i dopiero w ostatniej chwili zdecydował się wyrzucić je z wagonu. Po wojnie dotarły jakoś do Londynu. Obecnie rękopis znajduje się w centrum Yad Vashem.

Na prapremierę "Cesarz Atlantydy" czekał 30 lat. Pokazano go wreszcie w 1975 roku w Amsterdamie. Najbliższa oryginałowi wersja została pokazana w 1989 roku w Berlinie, w Neukollner Oper. Obecna wersja warszawska pod dyrekcją Kaia Bumanna bazuje w większości na fotokopii rękopisu. Inscenizacja Tomasza Koniny jest raczej oszczędna. Reżyser wprowadza na scenę wszystkie postaci jednocześnie, co ma dobre i złe strony. Działania sceniczne pozostałych momentami odwracają uwagę od głównej postaci danych odsłon, Głośnik - w oryginale autentyczny, zniekształcający technicznie głos - tu staje się postacią, przez stylizowany kostium tracąc neutralność. Z drugiej strony, takie ustawienie całości daje też możliwość rozegrania kilku znakomitych scen, jak ta z malującym się Arlekinem.

W pamięci pozostają raczej szczegóły niż całość. A wśród nich wybijające się dwie role: charakterystyczny, znakomicie odnajdujący się w przerysowanej konwencji, a wyważony wokalnie Arlekin Krzysztofa Kura i charyzmatyczny Overall - "demoniczny urzędnik" Witolda Żołądkiewicza.

Warszawska Opera Kameralna dysponuje sceną mniej więcej tych samych rozmiarów, co ta w teatrze, który funkcjonował w Terezinie. Może więc to właśnie tu krzyk Ullmanna brzmi tak, jak wyobraził go sobie kompozytor?

Na zdjęciu: scena z "Der Kaiser von Atlantis".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji