O piekle na wesoło
"Transfer" w reż. Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Katarzyna Frankowska w TVP on-line.
Informacje o wykroczeniach przeciw prawu i moralności, kluczowych dla rozwoju akcji, potraktowano marginalnie. Bohaterowie podają je mimochodem, wśród rubasznych dowcipów i prostych gagów. Kiedy publiczność wybucha śmiechem, w teatrze wieje grozą.
Tragikomedią "Transfer" młody Rosjanin Maksym Kuroczkin dołączył do ambitnych autorów szukających obrazu piekła swoich czasów. Wybrał proste, wydawałoby się, rozwiązanie - piekło to odpowiednik ziemi. I umieścił je w zasięgu ręki. Obie rzeczywistości różnią się zaledwie atmosferą i może skalą interesów obmyślanych przez ich mieszkańców.
Właśnie gra nastrojów jest mocną stroną tej sztuki. Ludzki dramat wyraźnie pokazany w scenach z piekła i informacje o niegodziwościach, które ten dramat spowodowały, pozostają w cieniu rubasznej rodzajowości ziemskich scen i bohaterów. Wymowę amoralnych działań i sądów - zgodnie z intencją autora oraz reżysera sztuki - zagłusza śmiech widza. Czyżby autor sugerował, że piekło jest możliwe tam, gdzie bezmyślność i brak współczucia? Na pewno takie cechy Kuroczkin każe rozpoznać w sobie widzowi, a to sprawia, że śmiech z bohaterów "Transferu" więźnie w gardle.
Do piekła - bez emocji, jak na wyjazd w interesach - rusza biznesmen Curikow. Kolega z wojska przywiózł mu stamtąd list od ojca. Formalności, jak przy każdej podróży służbowej, załatwia sekretarka. Towarzyszy im kochanek żony Curikowa, chwilowo bez zajęcia, bo z Curikową zamieszkał kolega - wysłannik z piekła. Nikt tu niczemu się nie dziwi i nad niczym nie zastanawia. Potrzeby są niewyszukane i wszyscy wiedzą, że najważniejszym zadaniem w życiu jest ich zaspokojenie.
Czy wizyta w piekle cokolwiek zmieni? Jedyne, co można zdradzić i o czym już właściwie była mowa, to fakt, że uczestnicy wyprawy w dalszym ciągu będą dostarczać powodów do śmiechu. Tyle tylko, że w rękach cynicznego Curikowa znajdzie się przyszłość setek, jeśli nie tysięcy ludzi - bo biznesowe plany z piekła rodem mają szeroki zasięg, a do grona skrzywdzonych dołączy jeszcze dziecko. Nic dziwnego, że na koniec huśtawka nastrojów znajdzie się po stronie przygnębienia. Tak, wybierającym się na sztukę należy się ostrzeżenie: ostatnim akcentem jest nie salwa śmiechu, ale zdziwienie.
Na zdjęciu: Agnieszka Pilaszewska i Andrzej Zieliński w "Transferze".