Artykuły

Skończmy z mistrzami

Przeczytałem o znakomitym, owacyjnym wręcz przyjęciu "Poczekalni.0" Krystiana Lupy podczas pokazów w Gironie. Biorąc pod uwagę, że niewiele jest spektakli, które w ostatnim czasie zostały aż tak zglanowane i to przez komentatorów skrajnie różnych koterii czy środowisk, zastanawia, co sprawia, że ten sam spektakl odbierany jest aż tak krańcowo? - pisze Paweł Sztarbowski w felietonie dla e-teatru.

"Krystianie Lupo, nie idź tą drogą" - krzyczano niemal po premierze, by odwołać się do złotoustego byłego prezydenta. A w Katalonii owacje?

Oczywiście, tak naprawdę nie wiadomo, skąd ta różnica w przyjęciu. Ezoterycy (albo homeopaci) powiedzą, że warunki klimatyczne albo pofałdowanie terenu. Zwolennicy teorii spiskowych - że jest może jakaś droższa i lepsza wersja wyjazdowa spektaklu, dla odpowiedniego lobby wyprodukowana i przez nie opłacana.

Teorie, które tu wysnuję, są zapewne równie niefalsyfikowane, choć może nie aż tak oderwane od rzeczywistości. Chyba zbyt łatwą, choć częściowo słuszną, odpowiedzią byłoby stwierdzenie, że odbiór spektaklu w Polsce zarżnęła pompa wokół Europejskiego Kongresu Kultury. Choć z pewnością kongresowy marketing sprowokował sytuację, że wszyscy wyczekiwali na dzieło, które wywróci ich z krzeseł, czapki z głów zerwie, pokrzepi, a może nawet pchnie na nowe tory dzieje europejskiej umysłowości. Oczekiwano, że co najmniej jak prof. Zygmunt Bauman, Lupa porządnie i dogłębnie wypowie się na temat współczesnego świata - jego duchowego upadku i uczuciowej atrofii. Niech nawet karci, niech nawet drwi, niech nawet wieści kryzys nad kryzysami. Jesteśmy nowocześni, europejscy, krytyczni, więc wytrzymamy i drwiny na własny temat. Ale niech powie, jak jest? Niech powie, jak żyć? Niech nam te europejskie zwrotnice w głowach poprzestawia. Mówiąc krótko, niech sypnie jakąś receptą, jak na porządny, zdrowy autorytet moralny przystało. Niech czymś zabłyśnie na zawołanie: "Panie, no powiedz pan coś mądrego". Choć to nie o Kongres chodzi.

Problemem jest to, że Lupa stał się niemal narodowym dobrem obiektem godnym uwielbienia, a nie rozmowy. Ileż to już było tych sumień polskiej kultury i architektów zbiorowej wyobraźni? Ilu tych mistrzów, co wyciągają dłonie i kładą na gwiazdach jak szklanych harmoniki kręgach? Zdaje się, że Lupa zbyt mocno przesiąkł Bernhardem, by siebie w takiej roli widział i by godził się takie oczekiwania spełniać. Więc robi wszystko, by uciekać od pewników, dzielić się raczej przeczuciami. I "Poczekalnia.0" również jest takim zbiorem przeczuć jego i aktorów Teatru Polskiego we Wrocławiu. Jest programowym właściwie powiedzeniem, że naprawdę nie ma żadnej recepty, żadnej mądrości, która nas obezwładni.

Powie ktoś, że to bełkot. Ależ tak! Niech i tak będzie. Ale co, jeśli właśnie ten bełkot daje szansę na przeczucie czegoś? Bernhard napisał, że "Austriacy uważają, że ich świat jest tragedią, podczas gdy jest to przecież komedia". Myślę, że Lupa podobnie myśli nie tylko o Austriakach, ale o świecie i dlatego demaskuje zadęcie - jest dekadencki i drwi z dekadenckich zachowań jednocześnie. Zdaje się mówić, że opisanie kryzysu, stanu dojścia do ściany nie jest możliwe w pięknych spójnych zdaniach, w klarownej formie. Wielu intelektualistów podciera sobie gębę, odmieniając słowo "kryzys" przez wszystkie przypadki, w gruncie rzeczy nie mówiąc o nim nic, zamieniając w pojęciowy wytrych. W "Poczekalni.0" jedyną drogą na opisanie kryzysu jest odczucie kryzysu. Ale by to się udało, musielibyśmy odrzucić ten nasz europejski racjonalizm, bo on nas zjada i sprawia, że dostrzegamy jedynie cząstkę życia, nie zaglądając w ogóle w obszary, które w racjonalnym porządku się nie mieszczą, są właśnie uznawane za bełkot. Europejski Kongres Kultury był więc średnim miejscem na takie postawienie sprawy.

Dodajmy jednak, że jakimś świadectwem upupiania Lupy jest zarówno prychanie, że mistrzowi nie wyszło, że mistrz musi sobie przemyśleć i następnym razem tego samego błędu nie popełniać, jak i głosy, że mistrz ma zawsze rację i dyskutować z nim nie należy. Bo chyba największym problemem jest już samo to irytujące używanie na określenie Lupy wyrażenia "mistrz" i generalne szukanie mistrzów na każdą okazję i każdej dziedzinie. Skończmy z tymi "mistrzami", "wielkimi reżyserami", "wybitnymi artystami", bo to od razu zamyka pole do jakiejkolwiek dyskusji i odsyła to tanich emocji i schematów typu "mistrz dał radę, mistrz nie sprostał". Wyrzućmy te słowa z teatralnego słownika! Bo co, jeśli mistrz ma jeszcze siłę i ochotę poszukiwać?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji