Lekkość kontra banał
"Walizka" w reż. Doroty Ignatjew w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Agnieszka Rataj w Życiu Warszawy.
Po ostatnich premierach w Teatrze Żydowskim widać, że podejmuje on pewien wysiłek wyjścia z niszy, w której tkwi od wielu lat. Zapraszani są bowiem do współpracy młodzi, niezwiązani z tą sceną reżyserzy. Tym razem spektakl "Walizka" przygotowała tutaj Dorota Ignatjew. Niestety, z nie do końca pozytywnym skutkiem.
Dramat Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w oryginalny sposób dotyka tematu Holocaustu. Nikogo nie rozlicza z przeszłości, ale zadaje bardzo proste pytania w imieniu wszystkich dzisiaj żyjących.
Jak mówić o tym, co jest "nie do wytrzymania? To dylemat zrozpaczonej Przewodniczki po Muzeum Zagłady, którą codzienne obcowanie z pamiątkami zachowanymi po zamordowanych doprowadza do załamania nerwowego. A czy przypadek Fransua Żako, który odnajduje wśród eksponatów walizkę swojego ojca, nadaje czemukolwiek sens? Czy jest tylko przewrotnym żartem, jedną z historyjek wymyślonych przez wszechobecnego Narratora pojawiającego się jako jedna z postaci w "Walizce"?
Brak jednoznacznych odpowiedzi i lekkość nadana opowieści przez autorkę umiejętnie tworzącą świat na pograniczu realizmu i snu są największymi zaletami "Walizki". Wymagają jednak od aktorów zdolności odnalezienia się w nieco surrealistycznej konwencji tekstu. I tego w przedstawieniu w Żydowskim brakuje najbardziej.
Aktorzy funkcjonując w prostej, białej scenografii Rafała Sisickiego, działający w bezpośredniej bliskości widowni, nie potrafią pozbyć się przesadnej ekspresji. Zamieniają poetycki dramat Sikorskiej-Miszczuk w zbiór banalnych scenek rodzajowych.
Premiera "Walizki" mogła być kolejną szansą na wpuszczenie do Teatru Żydowskiego powiewu świeżości. Niestety. Obnaża jedynie fatalną kondycję wykonawców zamkniętych przez lata w skansenie tradycji.