Artykuły

W meandrach fryzu

Koledzy krytycy tak się ostatnio w książkach rozmnożyli, że można by zagadnieniu wyprowadzić osobną metodologię. Są więc krytycy buńczuczni, będący zdania, iż wszystko, co do gazet napisali, wytrzymuje potem próbę tomu; są krytycy przemyślni, co tak sobie te gazetowe tematy dobierają, by potem same w tom się skleiły (mnie samemu tak się jakoś skleiła książeczka o Hanuszkiewiczu); jest Wojciech Natanson, co wszelkim metodologiom przeczy, bo zainteresowania ma encyklopedyczne: od Camusa po Zabrze, a wszystkiemu przychylny, bo serce u niego gołębie; Roman Szydłowski bawi się znowuż w życie światowe: światu pisze w pięciu językach o Polsce, nam pisze o świecie. Wspaniałomyślność wydawców uparła się widać dowieść, że biblioteki teatralne równe u nas teatrowi. A wśród tego kiermaszu - "Ołtarz i miasto".

Jan Alfred Szczepański towarzyszył mi właściwie przez całe moje teatralne życie. Podobno był nawet przedtem, ale tego już nie pamiętam. Pamiętam natomiast dobrze, co mnie w nim denerwowało. Nie mnie jednego: los krytyka próbującego tłumaczyć artystom oficjalną wykładnię ich sztuki nie był u nas nigdy godny zazdrości (sam się potem nieraz mogłem jedynie pocieszać, że mi się nazwisko gorzej niźli Jaszczowe rymuje). Jaszcz miał atoli w sobie coś więcej niż samą żądzę tłumaczenia, Jaszcz miał poglądy. Takie poglądy w dobrym, krakowskim gatunku, z pozoru staroświeckie, ale za to konkretne. Można się było z nimi nie zgadzać i sam to po wielokroć czyniłem, zwłaszcza gdy w grę wchodziły oceny dawnych przedstawień Adama Hanuszkiewicza. Ale w wielu wypadkach historia przyznała poglądom Jaszcza rację, w wielu innych okazało się, że nie miał racji, ale miał umiar: chociażby osławiony szturm na Brechta podczas pierwszej wizyty Berliner Ensemble w Polsce. W "Ołtarzu i mieście" przedrukowuje Szczepański swe dawne refleksie: były mylne i to wszystko. Wielu z ówczesnych polemistów musi o tamtym swym okresie po prostu zapomnieć (i nie tego, kogo się zwykło w tej sytuacji wymieniać, mam tu głównie na myśli; wystarczy poczytać niedawno wydaną monografię "Brecht w Polsce", by odtworzyć szokującą dziś zgoła listę potępiaczy!). Jaszcz nie pisuje już o teatrze w "Trybunie Ludu", jako temperamentny emeryt otworzył sobie przecież własną lożę na łamach "Perspektyw". Jego felietony czytuję tam z prawdziwym zainteresowaniem, nie ma już na nich pokostu nominalnej oficjalności, ale jest ta sama, dawna wiara w te same, dawne kanony. Dawne? - dla Szczepańskiego są one zawsze aktualne, choć uznaje on prawo życia do nanoszenia korektur: "Historia jest nauczycielką życia, uczy szkolna maksyma.

Historia nikogo nie nauczyła, ani ufających marksizmowi, ani wierzących Bogu. A jednak radość życia zwycięża nawet wśród koszmaru (...) Studiuję dzieje konkwisty i ludobójczych praktyk i faszyzmów. Mogą się powtórzyć? Mogą i powtarzają się, przykładów nie brak. Od przerwania tej serii jest moja ideologia. I dlatego nie mogę nie widzieć także zmian. I tam, i tu, i może nawet w nas samych"...

To cytat właśnie z "Ołtarza i miasta", z osobliwego pamiętnika teatralnego z autorskich podróży do Berlina. Właściwie ten przymiotnik "teatralny" można by skreślić. Szczepański notuje przeobrażenia, jakim przez lata podlegała - powiedziałbym - psychiczna struktura stolicy NRD. Obraz miasta, obraz psychiki jego mieszkańców. Od prapremiery "Sonnenbruchów" (a spektakl teatralny jest tu raczej testem na ludzkie emocje) po rejestr ulicznych haseł na berlińskich murach. Te hasła są dla Szczepańskiego również testem, odczytuje dzięki nim proces narastania świadomości, proces rodzenia się nowego narodu i nowego państwa.

A w cały ten reportaż wpisany jest ołtarz. Sławny ołtarz z Pergamonu, dzieło Epigonosa i Menakratesa, gigantyczny zespół fryzów i kapiteli, przed którym wzdychali keiser i führer, który podziwiał Turgieniew, a któremu Alexander Stoll poświęcił swych "Bogów i gigantów". Szczepański z obsesyjnym uporem stara się odczytać ten chaos obrazów, co przetrwały "wywiezione z odwołanego z nicości miasta" i "transplantowane w nicość muzealną" nakazują myśleć o tragediach kultur, o zwodniczym pięknie form schyłkowych, o przemienności i nieprzemijaniu. Ważne jest, by właśnie uchwycić, co się przemienia, co przemija: lekcja Pergamonu jest w oczach Jaszcza wielkim hymnem na cześć realizmu. Ołtarz i Pergamon, a w tle, a obok - Berlin. A w licznych dygresjach apostrofach - nasze sprawy teatralne: Grotowski, "Dialog", Różewicz, Szajna, Mrożek, Witkacy. I nie wiadomo już, co jest tutaj tematem, co odniesieniem; co aluzją, a co morałem. Osobliwa w tym świadomym materii pomieszaniu, a właśnie przez nie pełna uroku i mądrości książka. O ołtarzu, mieście i teatrze...

Jan Alfred Szczepański, "Ołtarz i miasto", wydawnictwo Literackie, Kraków 1974, s.194, cena - 25 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji