Artykuły

Alfabet mistrzów i analfabetów

Pod hasłem "Kompozytorzy muzyki rozrywkowej" czytamy: "Ponieważ pisanie muzyki rozrywkowej nie jest wzbronione przez ustawodawstwo polskie, kompozytorów tejże muzyki mamy w Polsce dużo..." Natomiast wyjaśnienie hasła "Piosenkarki polskie" rozpoczyna się zdaniem: "Panie, które zarabiają na życie dodawaniem własnego głosu do cudzych nut i tekstów..." Przyznam, że dawno już nie spotkałem zdań tak prosto wyjaśniających niektóre zjawiska naszej muzyki rozrywkowej, a głównie komponowania i piosenkowania.

"Alfabet polskiej rozrywki", przygotowany przez Witolda Fillera, Ryszarda Marka Grońskiego i Jerzego Wittlina, próbuje znaleźć klucz, którym można by otworzyć niezgłębione sejfy kulis naszej estrady rozrywkowej, a także próbuje wyjaśnić owe surrealistyczne mity, jakimi obrósł estradowy i telewizyjny uśmiech. Dla potencjalnego czytelnika, który spotka się po raz pierwszy z "Alfabetem polskiej rozrywki" na wystawie księgarni, już sama obwoluta i okładka (opracowana przez Mariusza Chwedczuka) może stanowić wstępne wyjaśnienie owego klucza. Cierpki, groteskowy uśmiech, pokazany za pośrednictwem pozornie realistycznej fotografii.

Autorzy przyjęli - jedyną chyba sensowną - konwencję wypowiedzi: alfabetycznie ujęty zestaw haseł (nazwiska, hasła rzeczowe), sugerujący arcypoważne, niemal encyklopedyczne spojrzenie, w którym w rzeczywistości, oprócz sporej dozy fotografii, otrzymujemy satyryczny skrót myślowy, celną ripostę demistyfikującą lakierowane legendy naszej estrady. Już we wstępnym wyjaśnieniu (na "skrzydełku" obwoluty) autorzy piszą: "Wszystkie zawarte tu oceny są jednostronne, stronnicze, pozbawione obiektywizmu i jako takie nie mogą stanowić zarówno podstawy do przyznania stypendiów, odznaczeń lub kontraktów, jak również i do nieprzyznawania ich..."

Być może, że takie potraktowanie "problemu rozrywki" stanowić będzie cios dla tych wszystkich, którym zależy na poważnym traktowaniu ich estradowego artyzmu, na "obiektywnym" wyliczaniu ich zasług (najczęściej ilościowych, acz przez to wymiernych) w "podnoszeniu" kultury, słowem - na utrzymaniu w świadomości odbiorcy całej gamy mitów i legend, które misternie wymyślali przez całe lala i którymi oplatali się niczym kokonem. Autorzy "Alfabetu", nie dysponując nawet "Złotą Szpilką" tygodnika "Szpilki", rozdarli ów kokon, wyjęli z niego fakty istotne i ważne dla naszej rozrywki, przedstawili je czytelnikowi, zaś całą resztę rozrywkowej papki rozdymającej estradowych bufonów przelali do kubła na śmieci - w miejsce należne i ku temu sposobne.

Przykład hasła personalnego: oto po cotygodniowych niemal wywiadach zamieszczanych w prasie i emitowanych "na okrągło" piosenkach w radiu i TV - jawi nam się blondwłosa Urszula Sipińska w takim oto opisie: "Weszła do kronik polskiej estrady krokiem nieśmiałym, pierwsze słowo jakie ośmieliła się zaśpiewać publicznie, brzmiało "zapomniałam". A zapomniała się z tremy do tego stopnia, że w dalszych słowach piosenki tak poplątała gramatykę, iż rozwikłać jej nie zdołał cały naród z prof. Doroszewskim na czele (...). W 1972 obroniła dyplom w PWSSP, została matką chrzestną polskiego statku, a nawet udało się jej wydać rzeczywiście piękny pod względem graficznym (podkr. moje) longplay w Polskich Nagraniach. Ten ostatni fakt jest tak niewiarygodny, iż trzeba go uznać za największe osiągnięcie młodej artystki. Nabrała też ona takiego tupetu, że z blond-lilii przeobraziła się w blond-wampa, ogrywającego estradę od kulisy do kulisy. Są tacy, którym to się podoba."

Inna persona - Waschko Roman: "W stu polskich i zagranicznych gazetach publikuje noty, tabelki, plotki, informacje, komunikaty (...). Okazuje się, że można nie grać, nie śpiewać, nie komponować, a jednak żyć z estrady". Hasło rzeczowe. Tekściarze "(...) obsługują - notorycznie giełdy i festiwale. Tekściarze są ruchliwi i wszędobylscy. Tworzą zgrane sitwy i klany. Błyskawicznie łapią wiatr, potrafią swą entuzjastyczną produkcją obrzydzić wszystko - przeszłość i teraźniejszość, Wisłę a także i Zamek, młodzieżowe prywatki, misie w mateczniku i hipopotamy (...)"

Taki atak wprost, jak w przypadku "tekściarzy" - zdarza się autorom "Alfabetu" raczej rzadko. Najczęściej rozrywają rozrywkowy kokon w białych rękawiczkach, elegancko, rzekłbym - nawet z gracją. Dżentelmeńska postawa opisujących jeszcze bardziej uwypukla słabe strony opisywanych osób i faktów. Na uwagę zasługują również wymowne karykatury Edmunda Mańczaka i rysunki Mariusza Chwedczuka a całość uzupełniają liczne fotografie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji