Artykuły

Białystok. Koncert Joanny Kozłowskiej

Joanna Kozłowska jest gwiazdą występującą na najsłynniejszych scenach operowych świata. Oklaskiwali ją widzowie La Scali, Covent Garden i wiedeńskiej Staatsoper, a jutro zaśpiewa w Białymstoku.

Uważajcie, ten wspaniały, mieniący się kolorami sopran uwiedzie nawet świętego. Mężczyźni mają wobec kobiet wygórowane oczekiwania Nasi przodkowie (męscy) skrupulatnie je spisywali, żeby dobrze wybrać towarzyszki życia A że posługiwali się przy tym biblijnymi wzorami, poprzeczkaj est wysoko ustawiona Każda z nas powinna więc być jednocześnie "bogobojną, pobożną Anną, skromną łagodną Rebeką, wdzięczną noszącą się godnie Rachelą, pokorną Esterą, cnotliwą Zuzanną pełną wszelkich cnót Rut, posłuszną Sarą mądrą Abigail przepełnioną bojaźnią bożą Judytą, dbałą o ognisko domowe Hanną, nieskazitelną Elżbietą, pełną najszczerszej skruchy Marią Magdaleną pobożną skupioną Lidią". Nie ma sensu próbować zaspokoić tych oczekiwań, taka sztuka udaje się tylko Joannie Kozłowskiej. To kobieta o stu twarzach, a każda jest fascynująca. Była Mimi, Madame Butterfly, Liu, Toscą, Laurettą, Leonorą i Desdemoną, czyli kobietami kochającymi miłością nieszczęśliwą, na którą cień kładzie śmierć. Ale czarowała także niewinnością jako Pamina, córka królowej Nocy (i to w Salzburgu, w mozartowskim mateczniku), rozprawiała się z męskim rodem jak o doświadczona mężatka Alice Rord (spryciarę mieli okazję podziwiać mizoginiczni Szwajcarzy w Opernhaus Ziirich), fatalnie lokowała swoje uczucia, durząc się jako Marcelina z "Fidelia" w kobiecie przebranej za mężczyznę. Jej głos - bogaty w barwie i brzmieniu, ciepły jasny-potrafi wyśpiewać wszystkie emocje.

Warto posłuchać jej w utworach Giacoma Pucciniego i Giuseppe Verdiego, spadkobierców włoskiej szkoły śpiewu przepojonego słodyczą - belcanta, ale jeszcze wspanialsza jest w partiach z oper Mozarta. A ten arcytrudny repertuar wymaga od śpiewaczki wspaniałej techniki i finezji. Nic to dla Kozłowskiej, przecież na Mozarcie zbudowała karierę.

Wedlug jednej z anegdot, jakie krążą o gwieździe, na początku lat 90. młoda, acz już opromieniona sukcesami w znanych konkursach wokalnych i wykonaniem partii Liu w Covent Garden sopranistka Kozłowska wkroczyła do gabinetu dyrektora poznańskiego Teatru Wielkiego Mieczysława Dondajewskiego i oznajmiła: - Panie dyrektorze, dostałam propozycję, żeby zaśpiewać partię Hrabiny w "Weselu Figara" Mozarta w mediolańskiej La Scali. -1? - w powietrzu zawisło zaniepokojenie dyrektora. - Oczywiście, że odmówiłam. Zaśpiewam ją w Mediolanie, ale jak będę gotowa. Dziś jest jeszcze za wcześnie na śpiewanie tej roli - oświadczyła z olimpijskim spokojem Kozłowska. Niewielu artystów oparłoby się takiej pokusie, ale poznańska śpiewaczka

odziedziczyła gen wielkopolskiego perfekcjonizmu i niezwykłej pracowitości. Ma talent, ale ma też wyobraźnię, która sięga dalej niż na koniec sezonu. Dlatego chcą jej słuchać na całym świecie.

Kto się nie dostanie na jutrzejszy koncert gwiazdy (zaśpiewa m.in. partię Hrabiny!), ten powinien chociaż posłuchać jej płyt. Moja ulubiona, nagrana z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Poznańskiej pod dyrekcją Grzegorza Nowaka, zawiera siedem arii Pucciniego i dwie Verdiego. Wahadło nastroju wychyla się raz w stronę szczęścia, raz dramatu. Ciepła, pełna wiary w miłość aria "Un bel di, vedremo" z "Madame Butterfly" sąsiaduje z "Tu... Piccolo Iddio", poprzedzającą samobójczą śmierć zawiedzionej Cio-Cio-San. Bo kobieta musi być zmienna. O

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji