Artykuły

Hrabal jak wydmuszka

"Obsługiwałem angielskiego króla" w reż. Piotra Cieślaka w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

- Jak tu było zimą? - Bardzo źle, panocku - pada w jednej z finałowych scen "Obsługiwałem angielskiego króla" w reżyserii Piotra Cieślaka. To samo można powiedzieć o całej najnowszej premierze w Teatrze Nowym: jest bardzo źle.

Jana Dziecię - bohatera słynnej powieści Bohumi-la Hrabala, zekranizowanej kilka lat temu przez Jiriego Menzla - porównuje się czasem do naszego obywatela Piszczyka. Przez świat, targany paroksyzmami totalitaryzmów, bohater Hrabala wędruje z naiwną pogodą ducha, która pozwala mu nie tylko przeżyć w dynamicznie zmieniającym się świecie, ale także ugrać co nieco dla siebie. Dzięki swemu konformizmowi miody kelner Jan, który z okresu międzywojnia trafia nagle pod niemiecką okupację, dorabia się fortuny i staje się posiadaczem hotelu. Żeni się nawet z nazistką. Traci wszystko, gdy nadchodzą czasy władzy ludowej...

Kalejdoskop nieprawdopodobnych zwrotów akcji, u Hrabala ubrany w szaty symboli i okraszony niezwykłym, niepowtarzalnym humorem, u Piotra Cieślaka, mimo ciepłych aktorskich kreacji Michała Grudzińskiego i Grzegorza Gołaszewskiego (Jan w wersji szczenięcej i leciwej) jest po prostu sekwencją następujących po sobie, nierównych scen. Tu lukrowana wizja pierwszych erotycznych przygód młodego kelnera - w burdelu, z szampanem, pościelą i sypiącymi się płatkami róż - tam pędzący przez scenę stolik na kółkach, a przy nim pijący piwo mężczyźni. Goście z wyższych sfer bawią się w towarzystwie piszczących i pląsających panienek w nieznośnej kakofonii instrumentów, przez którą z trudem przebijają się kwestie aktorów.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że ten chaos jest niezamierzony. Całość zbyt często "rozjeżdża się" na boki, razem z surowymi drewnianymi dekoracjami, a przedłużające się w nieskończoność tańce, popijawy i zbiorowe, nie zawsze udane popisy wokalne aktorów sprawiają, że powieki opadają same niczym ciężka, atlasowa kurtyna.

Pozostaje smutna konkluzja, że takiego Hrabala - ubranego w kostiumy z epoki, przyczesanego na boczek, w kelnerskim fartuszku, to znów ze swastyką i z nieodzownym, pieniącym się kuflem piwa w tle - gdzieś już widzieliśmy. Cała sztuka w rym, by te dekoracje wypełnić hrabalowymi "smaczkami", czeską duszą.

Przez świat, targany paroksyzmami totalitaryzmów, bohater Hrabala wędruje z naiwną pogodą ducha, która pozwala mu nie tylko przeżyć w dynamicznie zmieniającym się świecie, ale także ugrać co nieco dla siebie. Piotrowi Cieślakowi się to nie udało. Jego spektakl, poza kilkoma ciekawymi obrazkami, które zostają w głowie, podobnie jak muzyka Abla Korzeniowskiego, nie pozostawia po sobie właściwie żadnych emocji. Jest jak kolorowa wydmuszka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji