Artykuły

Wieczór dwóch nowoczesności

X Krakowska Wiosna Baletowa. Wieczór taneczny francuskiego Ballet de Lorraine w Nancy. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Gdy w czwartek o 20 trupim światłem rozbłysły trzy jarzeniówki, co je kamiennemu Adamowi Mickiewiczowi Narodowy Stary Teatr w kamienne palce wetknął - na dużej scenie "Starego" profesjonalny artysta teatru tańca wcale nie tradycyjnego, nie muzealnego, nie konserwatywnego, gdyż akurat intensywnie nowoczesnego, jednym doskonałym gestem spowodował doskonale jasne skulenie pleców artystki o wilgotnej skórze i włosach barwy miodu.

Zwyczajny zbieg okoliczności. Niczyja zasługa, niczyja wina - zupełnie przypadkowa równoczesność. Tam, na Rynku, Stary Teatr, trupim światłem plując na pomnik Mickiewicza, inauguruje kolejną po b@zarcie hiphopowo-discopolowo-młodzieżową mszę za sceniczną nowoczesność, Festiwal "re_wizje romantyzm" mianowicie - a w Starym, na scenie jeszcze swobodnej, jeszcze spokojnej, jeszcze cichej, kojąco czystej i pełnej lekkości, francuscy artyści Ballet de Lorraine z Nancy - absolutni profesjonaliści dali pięcioczęściowy seans boleśnie doskonałej nowoczesności tanecznej. Tu i tu - nowe prądy. Tu i tu - pragnienie mówienia językiem godnym czasów. I co?

Pięć części, pięć etiud, pięć obrazów, pięć nowoczesnych opowieści snutych gestem nowoczesnym. I co? Pięć razy scena pełna doskonale pustego powietrza. Tylko ono i ciała nieomylne. Plus ławka krzesło i barwy kostiumów. Co dalej? Na przykład - o czym tańczyli? Właśnie! To jest pytanie fundamentalne! Otóż, tańczyli o tym, ściślej - tańczyli to, o czym ludzkość snuje opowieści, odkąd jest ludzkością. Kobieta i mężczyzna. Ciało i ciało. No i to wszystko, co pomiędzy ciałami jest radością bądź lękiem. Radość dotykania kochanej skóry i lęk przed dniem, w którym dotyk się urwie. Lęk przed finałem cudu dotyku. Przed śmiercią? Zostawmy to...

Nie trzeba wybornie połamanych piruetów wirtuozów z Nancy przyszpilać aż do takich ostateczności. Gdy tańczą - są tu, tylko tu. Nieskończoność słodyczy jest tu - w wilgoci skulonych pleców kobiety o włosach barwy miodu. Ten pan, co jednym czystym gestem spowodował skulenie, może palcem musnąć skulenie i w opuszkach rozetrzeć ciepło słone i wilgotne. Nieskończoność strachu przed stratą nie do odwrócenia jest tu - w tej sekundzie potwornej, gdy twarz jedynej, twarz jedynego sczezła w czerniach kulis. I nieskończoność radości jest tu - w uśmiechu, co wyskakuje z tej czerni potwornej, która zdawała się czernią bez dna, czernią, w której obol - jak to obol - działał tylko w jedną stronę.

Słowem, w zatańczonych opowieściach profesjonalistów z Nancy, wszystko, co było, było - tu. Jak chce każda sceniczna sztuka naprawdę nowoczesna, współczesna, rewidująca tradycję, pięć etiud z Nancy było - bardzo tu. Bardzo teraz, bardzo stąd, bardzo dla nas. Awangardowo zatańczyli, skrajnie nowoczesnym gestem opowiedzieli o jakościach, którymi parają się ludzie wszystkich czasów - starożytni, klasycy, romantycy, nawet Mickiewicz, Norwid, Słowacki, Fredro albo taki Czajkowski w balecie "Jezioro łabędzie". Czy kto zna dziś balet bardziej klasyczny? Przecież to wręcz ikona tradycjonalizmu! Nieprawdaż? I co z tego?

Ano, że powtórzę - i w tym "jeziorze" "rybki" odwiecznych jakości migają. Radość muskających się skór, ich lęk przed końcem dotyku. Jasna frenezja miłości, ołowiane widmo końca, śmiech, łza, przerażenie i ciemność wreszcie. Ciemność, czyli taniec nagle, w pół sekundy wystygły. Chwalić Boga - wciąż i nieuchronnie to samo. Sprawa tylko w tym, jak się z tymi odwiecznościami nasza współczesność uporać pragnie. Co z odwiecznymi opowieściami ludzkości, tak a nie inaczej zaklętymi w klasycznym "Jeziorze łabędzim", uczynili młodzi, jakżeż nowocześni tancerze z Nancy?

Czy tańcem swym w proch obrócili klasykę? Czy zawadiacko, wybuchowo taniec klasyczny zrewidowali swym tanecznym mordobiciem nowoczesnym? Czy wystąpili po to tylko, by tamten, przysłowiowo "łabędzi" kanon ruchów, dźwięków i nastrojów - w harcerski, iście drewniany żart tanecznych smyków nowoczesnego tańca obrócić na naszych oczach? Nic z tych rzeczy.

Nic ze wstydu, który się u nas ostatnio szerzy. Nowocześni artyści z Nancy nie musieli opluwać tanecznej klasyki trupim błyskiem swej debilnie pojętej nowoczesności. Nie musieli klasyki rewidować, pomniejszać jej bądź ją powiększać. Nie musieli, bo tradycja ich sztuki nie jest poza nimi, lecz - w nich! Baletowy bagaż "Jeziora łabędziego" nie ciąży tancerzom z Nancy. Oni nie mają problemów z tradycją, bo to jest ich krew, a nie rozpacz. Ich ścięgna taneczne na pamięć znają tamto jezioro i tamte łabędzie. Ci awangardyści nie tylko na pamięć znają pląsy zmurszałe. Oni je też - kochają. Wiedzą, że oddech jest tu, gdyż zaczyna się - tam.

Nie mają problemów z klasyką, bo ona jest ich alfą i omegą. Nie muszą jej tańcowaniem swym rewidować, bo przecież i tak wieczór w wieczór to czynią - odtańcowując siebie. A poza tym - jakżeż kuriozalnie Czajkowski by wyglądał z trupią jasnością w palcach! Po co komu brzydota rewizji pustej? Powiadają, że to sam Mikołaj Grabowski, dyrektor "Starego", zapalił trupie światła na Mickiewiczu. Nie wierzę. Ufam, że Grabowski nie uruchamiał nicości, lecz widział taniec z Nancy. Modlę się, by prawdą było, że sensownie zobaczył słoną wilgoć skulonych pleców nowoczesności.

X Krakowska Wiosna Baletowa. Wieczór taneczny francuskiego Ballet de Lorraine w Nancy. Występ na scenie Narodowego Starego Teatru.

Na zdjęciu: SZ 110, La Sonate - Pas de deux.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji