Artykuły

Polska przeszłość - węgierska teraźniejszość

Recenzje spektaklu "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka w reż. Gabora Mate w Teatrze Katona w Budapeszcie.

Premiera - 7 października 2011 w Teatrze Katona /Budapeszt/

"Strzelić w ucho, jak kolega koledze"

Recenzja Tamása Tarjána w portalu kultura.hu

Który to rocznik? Osiemnasty, dziewiętnasty, dwudziesty Rozumieją się wpół słowa, są przecież kolegami z tej samej klasy. I tak samo w pół słowa lub bronią, otwarcie lub za plecami, dosłownie lub w przenośni, zdolni są zabijać się nawzajem. Należą przecież do tego samego pokolenia, tej samej społeczności, jednego narodu.

Dzieci polskie wychowane w wierze katolickiej, żydowskiej i bez wyznania siedząc obok siebie w szkolnych ławkach, robią sobie zwykłe dziecinne figle, przeplatane zwykłymi w tym wieku niesnaskami. W czasie zbliżania się II wojny światowej, a następnie jej wybuchu, nastolatki, już niemal dorosła młodzież, zwracają się przeciwko sobie. Olbrzymie molekuły przekroju czasu sztuki Tadeusza Słobodzianka obejmującej okres prawie osiemdziesięciu lat, zagęszczają się już wówczas niepowstrzymanie i w sposób skomplikowany. Wyrywek z wydarzeń początkowych: w strasznym upokarzaniu i wyniszczaniu żydowskiej ludności miasteczka - tak więc i żydowskich uczniów klasy - biorą udział właściwie wszyscy nieżydowscy uczniowie klasy. Ten spośród nich, który ukrywa, ocali i weźmie za żonę żydowską dziewczynę, poniżając ją jednocześnie tym wyróżnieniem, później prawdopodobnie dusi swe dziecko. Katolicy raz rozliczają się między sobą, innym razem zawierają pakty kryjąc wzajemne pogróżki. Po wojnie, przy udziale kolegi, który wstąpił do bezpieki skazują na piętnaście lat (nie bezpodstawnie) nikczemnego kolegę, który z kolei później wydaje dziesięcioletni wyrok (nie bezpodstawnie) na przeciwnika-oprawcę. Ci, którym przypadło w udziale tak samo długie życie (1919-2001, pochowani są tego samego dnia, oba pogrzeby transmituje telewizja) - ksiądz i młynarz walczą ze sobą do śmierci. (Autor w polskim oryginale, przetłumaczonym na węgierski z zegarmistrzowską precyzją przez Patrícię Pászt, załączył wiek bohaterów). Biegnące różnymi ścieżkami, nieznające faktycznie własnego "ja" losy w zawierusze polskiej historii XX wieku wiecznie ze sobą walczą i godzą się. Los kolegów z klasy. Kumpli. Kiedy jeden z nich (nie bezpodstawnie) powala innego strzelając w brzuch, na jego błaganie strzela raz jeszcze uwalniając go od cierpienia. Strzela w ucho - "jak kolega koledze".

Reżyser spektaklu w studiu "Kamra", Gábor Máté wraz z zespołem aktorskim, doskonale wyczuł dwa najważniejsze wątki dramatu. Pierwszy z nich - w scenerii przedstawiającej klasę - projektu scenografa Balázsa Czieglera - ze zmiennym podziałem przestrzeni, z funkcjonalnym w swej obojętności kolorytem - dziesięciu bohaterów spektaklu od początku do końca zachowuje się jak uczniowie. Nawet, jeżeli jest mowa o najbrutalniejszych wypadkach, w tle jest zawsze pisanie na tablicy, przepychanki, plucie przez rurkę. Sala "Naszej klasy" jest tu wszechświatem, jego modelem; wszystko stąd bierze swój początek, tu powraca, tu się realizuje. Nagrobki żydowskiego cmentarza powstają i nikną z otwartych pulpitów szkolnych ławek. Kiedy na starość owe małżeństwo wyprowadza się do domu starców, pilotem telewizora jest piórnik. Pistolet to ekierka, bokser to kątomierz, narzędziem tortur jest olbrzymi, zaostrzony cyrkiel. Martwi koledzy padają na ławkę jakby tylko chcieli uśpić czujność nauczyciela krótką drzemką (Inną kwestią jest, czy dla oznaczenia nieżywych konieczne jest barwienie ich policzków na biało, jeszcze inną zaś, w jaki sposób martwi powracają jako zjawy).

Innym narzędziem dramaturgii jest to, że postacie rozmawiają ze sobą wyłącznie przy okazjach typowo szkolnych, a rzadko w innych momentach. Poza tym wszyscy wprowadzają w monologach własne epickie okruchy wspomnień. Ich wzajemne powiązania to odległość i odrębność zarazem - poprzez odrębność wiary, różnice poglądów, moralne i egzystencjalne. Odseparowane sprawozdania czasem się spotykają. "Wstałem" - Wstał" - "Podszedłem" - Podszedł": jedno zdarzenie, dwa punkty widzenia.

To narratywne ukazanie, ciągła konfrontacja, przeskoki w czasie rozżarzające się w coraz to nowsze sytuacje i zwroty wydarzeń ze stałym tłem - szkołą i klasą - budują niezwykle silną dramaturgię. Same wypowiedzi też mają różnorodny ton (wyznanie, zeznanie, kazanie, oświadczenie, list, " wypowiedź na boku" itp.). Kostiumy-mundurki projektu Anni Füzér skomponowane w barwach granatowych, zielonych i białych określają w pierwszej osobie liczby mnogiej sytuacyjne, historyczne i moralne uogólnienie - przy czym najczęściej maleńkim znakiem ubioru, rekwizytem oznaczają jaką rolę gra niegdysiejszy uczeń na scenie życia. Kiedy bohater zdejmie bluzę lub sweter z emblematem, biała koszula czy podkoszulka symbolizuje ostateczne odejście z życia (z klasy jako ludzkiej społeczności, z tłumu).

Hanna Pálos (Dora) patrzy na swój los jednocześnie przez pryzmat Starego Testamentu i oczami uczennicy, Réka Pelsőczy (Zocha) z krnąbrności nastolatki buduje swoją zdegenerowaną dorosłość, Erika Bodnár (Rachelka przechrzczona na Mariannę) przyczynia się do zwięszenia napiętej atmosfery sztuki poprzez nieoczekiwane zeznania płynące z głębi zrezygnowanej duszy. Głównie przekazy trzech kobiecych postaci skażone są tym, że myśli Słobodzianka o Bogu, sensie życia, nieszczęściu ulegają niekiedy zbędnej werbalizacji i podsumowywaniu.

Viktor Dénes jako Jakub Kac jest jedną z pierwszych ginących tragicznie ofiar, lecz pomimo stosunkowo krótkiej obecności na scenie jego gra jest w grupie odczuwalna. Péter Takátsy (Rysiek), Zoltán Rajkai (Menachem) i János Bán (Zygmunt) grają bezbłędnie trzy najbardziej radykalne i najbardziej negatywne charaktery, przecinając gęstniejące napięcie w samym środku dwugodzinnego spektaklu. Różnego rodzaju oddziaływania wzajemne i wypadki historyczne ujawniają najgorsze cechy ich charakterów. László Szacsvay (podstępnie jowialny Heniek), Dénes Ujlaki (Władek zamykający się w zakłamaniu na zasadzie "co się stało, to się nie odstanie") i Péter Haumann (Abram przeżywający wszystkich kolegów) to trzej koledzy z klasy z pozoru stabilnie urządzeni w swoich życiowych rolach. To bogate charaktery, dopasowujące się organicznie do zbiorowej gry na równi z kolegami. Każdy z aktorów posiada ten indywidualny głos, bez którego rozpaczliwy i irytujący głos "naszej klasy" byłby niepełny. Haumann na przykład (aczkolwiek w kilku ważnych miejscach pomylił tekst) z bulwersującą małostkowością recytuje nazwiska rodziny Abrama podobnie do biblijnej Genesis: tych zamordowanych w II wojnie światowej i potomków nowo założonej rodziny. Ukazuje się nam lawina faktów. Po części forma farsy teatru szkolnego, zamiast zmieniających się z wiekiem postaci, są szczególne, ponadczasowe, zastygłe w niezmienności twarze. Fantasmagoryczna niekiedy reżyseria. Muzyka László Sáryego nie uwalnia żadnego pokolenia widzów od poczucia własnego "my".

Na tablicy klasowej - obok różnych bazgrołów - "uczniowie" przez jakiś czas numerują kolejne sceny. Nie jest chyba przypadkiem, że numerowanie to - odtąd już nabierające niepohamowanego tempa aż po zakończenie, urywa się na rzymskiej czternastce, to znaczy na ostatniej stacji drogi krzyżowej (Złożenie do grobu). W wielu dramatach Słobodzianka - między innymi w dość znanym u nas "Proroku Ilji" - w jakiś sposób obecny jest brak Chrystusa. Tak jest i w "Naszej klasie": dramat grzechu, braku zbawienia, braku jego możliwości.

http://kultura.hu/main.php?folderID=1174&ctag=articlelist&iid=1&articleID=318275

***

"Nasza klasa - Máté Gábor - Katona, Kamra"

Recenzja w witrynie ofert kulturalnych "FeHér ElepHánt"

W jednej ławce siedzą Żydzi i Polacy. W Rzeczypospolitej Piłsudskiego nie ma państwowego antysemityzmu, lecz wystarczy zaledwie kilka lat od jego śmierci i niemiecka okupacja, by nikczemny plebs własnoręcznie rozprawił się ze znienawidzoną mniejszością. Wtedy, kiedy u nas hitlerowskie rozkazy wykonuje prawny system państwowy, tam dokonuje tego kolaboranckie pospólstwo.

Emanująca sugestywnością sztuka Tadeusza Słobodzianka zbudowana jest z krótkich scenek. Odważne podjęcie tematu, burzenie tabu, pełne napięcia dialogi wynoszą ją wysoko ponad podobne sztuki współczesnych autorów. W reżyserii Gábora Máté dramat pokazany został na rzadko spotykanym poziomie. Dwie ławki szkolne, przybory szkolne zamieniające się w najróżnorodniejsze przedmioty, kostiumy łączące mundurki szkolne z codziennym ubiorami, ostro rytmizowane tempo, jednorodny styl gry aktorskiej. Koszmar dociera do nas tylko w opowiadaniach, a i tak jest trudny do wytrzymania. Poza tym stylizacja, a czasami także i humor funkcjonują jako przemyślny kontrapunkt. W rzadkich momentach zwycięstwa sprawiedliwości. Chóry wplatające się w akcję łagodzą szokujący efekt okrucieństw, wzbogacone oryginalnymi tekstami rozbrzmiewają węgierskie i polskie ludowe piosenki, radzieckie czastuszki, ówczesne przeboje. W ślad muzyki opracowanej przez László Sáryego wszyscy wspaniale śpiewają, tak jak i polskie, żydowskie i niemieckie powiedzenia brzmią z oryginalnym wydźwiękiem.

Produkcja Gábora Máté i jego trupy emanująca fantastycznym klimatem przeraża, zachwyca i zmusza do myślenia. A kiedy my sami będziemy w stanie skonfrontować się z wydarzeniami z lat czterdziestych wiodącymi do ludobójstwa? Z historią milczącej większości, cieszących się z cudzego nieszczęścia i żerujących na nim, wywłaszczających skradzione dobra państwowe i prywatne, pośrednio i bezpośrednio mordujących? Najwyższy czas napisać naszą własną "Naszą klasę"

Odnowiony zespół Teatru im. Józsefa Katony od razu zaprezentował sensację artystyczną w jesiennym sezonie, mamy nadzieję, że spektakl ten stanie się inauguracją nowej ery.

http://www.toptipp.hu/szinhaz/katona-kamra.htm#oszt%C3%A1lyunk

***

"Nasza klasa" - wstrząsający dramat w studiu "Kamra"

Recenzja Barbary Schmidt w portalu Kultography.hu

Prześladowania Żydów podczas wojny światowej jako temat sam w sobie stanowi gwarancję, że widz nie ujrzy bajkowego przedstawienia. Mimo to zespół aktorski Teatru im. Józsefa Katony ukazuje polskie zdarzenia z okresu II wojny światowej w zupełnie nowym aspekcie.

Dzieło polskiego dramatopisarza, Tadeusza Słobodzianka śledzi losy uczniów jednej klasy szkolnej. W toku zdarzeń na podstawie wspomnień dziesięciu żydowskich i polskich, katolickich uczniów możemy poznać mechanizm wpływu tragicznych wypadków XX wieku na życie zwykłych ludzi. Obraz sceny nie zmienia się, nie ma mowy o bogatych dekoracjach czy rekwizytach, ale doniosłość przekazu, wydarzeń i dialogów wywołuje niezwykle ogromne wrażenie na publiczności. Nie forma więc, lecz treść jest tu istotna. W sumie najważniejszą kwestią sztuki jest może to, gdzie kończy się etyka i gdzie zaczyna się instynkt przetrwania. Człowiek nawet mimowolnie próbuje w trakcie przedstawienia klasyfikować charaktery w kategorii dobrych i złych, lecz ostatecznie zmuszony jest do stwierdzenia, że w tych sytuacjach, które przeżywają bohaterowie, niezwykle trudno jest określić, co jest słuszne, a co nie. Łatwo jest powiedzieć: "On zabił swojego przyjaciela, jest więc złym człowiekiem". Ale może zajść i taka sytuacja, że wydający wyrok stanie się ofiarą, i przyznać musimy, że druga strona też nie jest lepsza. W spektaklu najsilniejszym wątkiem jest zemsta. Takie uczucie, które począwszy od dziecięcej psoty przeradza się w końcu w śmiertelny instynkt.

Nie jest przypadkiem, że Teatr im. Józsefa Katony włączył tę sztukę do swego repertuaru, ponieważ poczucie sprawiedliwości w tym dramacie jest aktualne także w dzisiejszych Węgrzech. Idąc śladami reżyserii Gábora Máté człowiek musi zastanowić się nad tym, czy ta sama granica, ciągnąca się niegdyś pomiędzy Polakami a Żydami obecna jest współcześnie na Węgrzech pomiędzy jednym a drugim Węgrem. Wszyscy mają dziś swoje przekonania, stanowiska, i niestety także przeciwstawne interesy, wiodąc ze sobą krwawą walkę. "Nasza klasa" opowiada o przyjaźni, miłości, poczuciu obowiązku, lojalności. Trudny spektakl, wstrząsający, niekiedy niezwykle naturalistyczny (ale bez przesady). Warto obejrzeć, nie tylko ze względu na przedstawione zdarzenia, ale również dla jego emocjonalnego i duchowego efektu. Bo czasami warto pomyśleć.

http://www.kultography.hu/2011/10/06/a-mi-osztalyunk-megrazo-drama-a-kamrabol/

***

"Polska przeszłość - węgierska teraźniejszość"

László Zappe w dzienniku NÉPSZABADSÁG

Teatr im. Józsefa Katony pod kierownictwem Gábora Máté kontynuuje silny program podejmujący tematy życia publicznego. Pomimo, że "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka to sztuka o polskiej historii XX wieku, przedstawienie studia Kamra mówi o współczesnych emocjonalnych, politycznych i duchowych relacjach w naszym kraju. Na Spotkaniach Teatralnych w Pécsu ktoś powiedział niemądrze, że interpretowanie historii XX wieku jest zakończone. Jak na to wskazuje inna wspaniała premiera ubiegłego końca tygodnia - "Kaisers TV Ungarn" Béli Pintéra, warto na nowo przemyśleć nawet wypadki XIX wieku i roku 1848-ego.

Wiek aktorów określa z góry długość życia poszczególnych bohaterów.

W nowej, napisanej dwa-trzy lata temu sztuce Słobodzianka nie to jest najważniejsze i najbardziej ekscytujące, co opowiada o tragicznych kolejach losu polsko-żydowskiego miasteczka w Polsce XX wieku /nota bene na podstawie autentycznych wydarzeń/. Chociaż to też jest coś. Dziecięcy świat jest burzony najpierw przez zaostrzony konflikt pomiędzy różnymi wyznaniami, następnie przez coraz bardziej agresywny antysemityzm, później - kiedy miasteczko dostaje się pod nadzór radziecki - Żydzi przeżywają to naturalnie jako wyzwolenie i z naiwną gorliwością służą nowemu porządkowi. Kiedy zaś do miasteczka wkraczają Niemcy, polscy patrioci, a pośród nich nagle wierny Ojczyźnie były donosiciel, biorą odwet za poprzednio doznane poniżenia. Mord, gwałt, a w końcu spalenie żywcem tysiąca sześciuset Żydów /później usiłują oczywiście obciążyć tym niemieckich okupantów/. Są też tacy, którzy usiłują ukryć i ocalić swoich kolegów z klasy. W ocaleniu pomaga czasem ktoś, kto wcześniej chlubił się gwałtami i morderstwami. W centrum toczących się przypadkowo i chaotycznie wypadków rządzi także chaos moralny. Jedyną pewną rzeczą jest rozproszenie, wykruszenie, bezwładne dryfowanie. Sztuka śledzi losy bohaterów do końca ich życia, ukazując, że amoralne obłąkanie przenika także pamięć, przeżycia, świętowanie i sądy. Doskonale zarysowane postacie, szczególne ich losy indywidualne, ekscytujący sposób postrzegania mieszają się w tej sztuce, lecz żadna z nich nie może się uwolnić z polskiej historii klasy. Nawet ten, kogo mądrze przewidująca rodzina jeszcze jako małego uczniaka wysyła do Ameryki lat trzydziestych, gdzie w pokoju, założywszy wielką rodzinę przeżyje wszystkich swych klasowych kolegów.

W precyzyjnej, oszczędnej w środkach, lecz zmuszającej do głębokich refleksji reżyserii Gábora Máté ta polska historia nie przypadkowo pozostaje jednak naszą własną. Nie tylko dzięki równoległości wspólnej środkowowschodnio-europejskiej historii. Nie to jest najważniejsze, co rozpoznamy w przeszłości, ważniejsze jest to, co ujrzymy w teraźniejszości. Podsycanie politycznych namiętności i wręcz automatyczna ich eskalacja, zdziczenie, wściekłą nienawiść, podżeganie i nagonka w imię różnych ideologii. W czasie, gdy w ludziach ginie wszystko, co ludzkie.

W prostej - przekształcającej się po chwili w nowe miejsce wydarzeń - klasie scenografa Balázsa Czieglera, w oszczędnych w formie kostiumach projektu Anni Füzér, kilkoma szczegółami charakteryzującymi postacie dziesięciu aktorów w bardzo różnym wieku, odtwarzane są losy ówczesnych kolegów z klasy. Powoli okazuje się, że wiek aktorów odzwierciedla długość życia granych przez nich postaci. Pierwszą ofiarę gra Viktor Dénes, student szkoły teatralnej, a Péter Haumann tego, kto przeżył wszystkich. Wspólna gra zespołu teatralnego od małych uczniaków poprzez ich rozwój duchowy i mentalny stanowi najwyższą szkołę gry aktorskiej oraz znajomości gustu i umiaru. Nie można powiedzieć, że nie są dziecinni, kiedy być powinni, ale z odpowiednim umiarkowaniem. Można powiedzieć, że są rzeczowi, lecz w rzeczowości tej nie oszczędzają na uczuciach, cierpieniach, bólu, nawet groteskowym humorze i ironii. Zasługą reżysera jest i to, że w precyzyjnej grze nie można nikogo wyróżnić. Poza już wspomnianymi Hanna Pálos, Réka Pelsőczy i Erika Bodnár, Péter Takátsy, Zoltán Rajkai, János Bán, László Szacsvay i Dénes Ujlaki niezależnie od wielkości roli ci wszyscy aktorzy obecni są niemal w takiej samej mierze. Zmarli towarzyszą w sztuce do końca. Może ich obecność to jedyne pocieszenie. Lecz nie nadzieja.

http://nol.hu/kult/20111010-lengyel_mult___magyar_jelen

***

Ci, przez których przetoczyła się historia

Recenzja Gyuli Balogh w dzienniku Nepszava

W studiu "Kamra" Teatru im. Józsefa Katony w końcu zeszłego tygodnia wystawiono dramat autorstwa Polaka, Tadeusza Słodzianka p.t. "Nasza klasa", w reżyserii Gábora Máté. Sztuka ta bez specjalnego owijania w bawełnę i niedomówień ukazuje, w jaki sposób, w świetle różnorodnych wydarzeń historycznych XX wieku, ludzie stają się ofiarami różnego rodzaju ideologii, a zarazem katami.

W dramacie Tadeusza Słobodzianka "Nasza klasa" powstałym w 2009 roku dziesięciu uczniów rozpoczyna razem rok szkolny w polskim miasteczku, w 1925 roku - Polacy i Żydzi. Radośni, będą się trzymali razem za wszelką cenę - mówią. Później, jak to sformułował reżyser przedstawienia Gábor Máté, przetacza się przez ich los historia XX wieku. Uczniów klasy rozdziela w okrutny sposób najpierw bolszewicka dyktatura, potem faszystowski terror, a na końcu, po II wojnie światowej - komunistyczny totalitaryzm.

"Widzę wiele wspólnych punktów w polskiej i węgierskiej historii, mam tu na myśli przede wszystkim obecne w sztuce koszmary XX-wiecznej Wschodniej i Środkowej Europy. Dramat porusza niezwykle drastyczne kwestie, takie, które w erze socjalizmu zamiatane były pod dywan". - twierdzi Gábor Máté. Reżyser podkreślił, że jedna ze scen kulminacyjnych dramatu opiera się na autentycznych dokumentach, dokładniej na faktycznych elementach ujawnionej w ostatnich latach tragedii w Jedwabnem. Przez długi okres czasu twierdzono, że podczas II wojny światowej niemieccy faszyści zamordowali Żydów w miasteczku, na podstawie późniejszych badań wyszło na jaw, że mordercami byli Polacy.

"To niezwykle trudna rzecz, kiedy kraj musi skonfrontować się z zatajaną długo historią - zaznacza reżyser - "zwłaszcza, że żyją jeszcze ludzie, którzy byli świadkami tego wydarzenia, albo wręcz brali w nim udział. Niezwykle zaostrza historię fakt, że ukazuje ona zamknięte środowisko, którym w sztuce jest klasa, ale mogłaby to być jakaś wieś, jakieś miasto. Dramat obrazuje ten proces, w którym niewinne żarty, nieodpowiedzialne zdania i banalne konflikty przeradzają się w otwartą nienawiść".

Spektakl trzymany jest przez reżysera do końca w sali klasowej, a kntrapunktem historii pełnej zdrady i brutalnych, agresywnych scen są napisane w większości przez samego pisarza dziecięce piosenki i wyliczanki. W dramacie pojawia się autentyczna polska piosenka, w budapeszteńskim spektaklu zastąpiła ją węgierska piosenka "Elvesztettem zsebkendőmet" (Mam chusteczkę haftowaną - przyp. tłumacza).

Dokonująca przekładu sztuki Patrícia Pászt, udzielając nam wywiadu w związku z premierą, powiedziała, że autor urodzony w roku 1955 na Syberii, gdzie jego rodziców zesłała ówczesna władza, w swym dramacie nie przychyla się do żadnej ze stron. Zdaniem tłumaczki sztuka ukazuje, w jaki sposób ludzie stają się ofiarami różnorodnych ideologii. Prapremiera "Naszej klasy" odbyła się w roku 2009 w londyńskim Royal National Theatre, później zaś wystawiono dramat w środowisku polskim, w warszawskim Teatrze Na Woli prowadzonym przez Słobodzianka. Premiera wywołała niezwykle silną burzę w polskiej stolicy, autor był atakowany zarówno przez ludzi o nastawieniu prawicowym, jak i przez lewicową inteligencję. Wszystkich bolała najbardziej konfrontacja z grzechami popełnionymi przez własnych przodków.

Gábor Máté nie sądzi, aby premiera budapeszteńska wywołała aż tak silne reakcje. Niemniej cieszyłby się, gdyby poprzez spektakl wzburzył stojącą wodę. Sztuka zresztą w krótkim czasie podbiła niemal cały świat, jako że poza już wymienionymi miejscami wystawiono już ją w Barcelonie i Toronto. Obecnie odbywają się próby w Tel Awiwie, Chicago, Madrycie i Mediolanie. Tadeusz Słobodzianek uważany jest za jednego z najznamienitszych polskich dramatopisarzy współczesnych, który w latach ubiegłych zajmował się także reżyserią, dramaturgią i krytyką teatralną. Wiele jego dzieł - na przykład "Prorok Ilja" - grano także na Węgrzech. Z Tadeuszem Słobodziankiem można się będzie spotkać w Budapeszcie na początku grudnia. Wówczas pojawi się tom dramatów zawierający siedem jego sztuk.

http://www.nepszava.hu/articles/article.php?id=480098

***

"Teraz wyjdą na jaw konflikty " - "Nasza klasa" w Teatrze im. Katony

Recenzja na portalu Szinhaz.hu

Wstrząsająca opowieść o winie indywidualnej i zbiorowej, o odpowiedzialności, o sprawiedliwości - studio "Kamra" Teatru Józsefa Katony przedstawiło w piątek sztukę Tadeusza Słobodzianka "Nasza klasa".

Wojna światowa, dyktatura, totalitaryzm

Polski autor Słobodzianek śledzi losy uczniów jednej klasy: w świetle opowiadań i wstrząsających wspomnień dziesięciu polskich i żydowskich uczniów ukazuje udział swej Ojczyzny w okropnościach XX wieku od roku 1925 po dzień dzisiejszy. Na progu bezchmurnego dzieciństwa wybucha wojna światowa, klasę rozdziela najpierw bolszewicka dyktatura, później faszystowski terror, a następnie znów totalitarny komunizm.

Wiele wspólnych powiązań

"Naszą klasę" wyreżyserował na scenie kameralnej Gábor Máté, który powiedział, że już w roku 2009 roku zwróciła uwagę teatru na tę sztukę Patrícia Pászt, autorka przekładu. Do wystawienia jej na węgierskiej scenie potrzebne były tylko niewielkie modyfikacje, drobne poprawki, kilka wyjaśnień - zdradził reżyser, dodając, że historia obu państw wykazuje wiele wspólnych cech.

Teraz wychodzą na jaw konflikty i cierpienia

Pośród zalet spektaklu wymienił ostrą konfrontację problemów. "Te kwestie, które socjalizm z różnorodnych powodów politycznych starał się zamieść pod dywan, te konflikty i cierpienia wychodzą na jaw teraz, na początku XXI wieku, dlatego uważam, że bardzo ważnym jest abyśmy o nich rozmawiali" - rzekł.

Sztuka osnuta na rzeczywistych wydarzeniach odzwierciedla nie tylko skomplikowane układy polsko-żydowsko-niemiecko-rosyjskie, lecz jest także powszechnym memento dla braku zrozumienia między ludźmi oraz o tym historycznym procesie, w którym niewinne żarty, nieodpowiedzialne zdania i banalne konflikty przeradzają się w otwartą nienawiść.

Na podstawie faktów

Gábor Máté przypomniał, że stanowiące osnowę sztuki faktyczne wydarzenia zaczęto ujawniać dopiero 10-12 lat temu. "Pewna społeczność wymordowała żyjących wśród niej Żydów, jednak przez długi okres przypisywano ten mord hitlerowcom. To niezwykle trudna rzecz, kiedy kraj musi skonfrontować się z zatajaną i zakłamaną historią, zwłaszcza, że żyją jeszcze ludzie, którzy byli świadkami tego wydarzenia, albo wręcz brali w nim udział "- powiedział, dodając, że ta część historii jest jeszcze - także i na Węgrzech - bardzo blisko, dlatego koniecznie trzeba o niej mówić.

Wskazał też na niezwykle mocne rozwiązania formy tej sztuki. "Ukazuje ona zamknięte środowisko, którym w sztuce jest klasa, ale mogłaby to być wieś, miasto, nawet państwo" - powiedział, zaznaczając, że wszystko wywołuje dużo mocniejsze wrażenie, jeżeli dotyczy małej grupy społecznej. Zwrócił uwagę, że spektakl mówi nie tylko o holokauście. "To historia, która wchodziła z buciorami w życie zwykłego człowieka, pokazuje jak można to przetrwać, przeżyć, stać się uczestnikiem wydarzeń."

Kij w mrowisko

Zdaniem reżysera sztuka naświetla problem z bardzo wielu stron. Charakterystyczne jest, że w Polsce mnóstwo ludzi było zbulwersowanych po premierze sztuki. Spektakl i autor byli atakowani z rprawa i lewa, bo wszystkich mogło to zaboleć. Zupełnie słusznie - dodał.

Gábor Máté nie wierzy, aby spektakl wywołał tutaj podobnie silną reakcję. Ale bardzo bym się cieszył, jeżeli poprzez to przedstawienie udałoby się nam wetknąć kij w mrowisko - zaznaczył.

Autor, Tadeusz Słobodzianek jest jednym z najznamienitszych współczesnych dramatopisarzy polskich, reżyserem, dramaturgiem, krytykiem teatralnym, założycielem warszawskiego Laboratorium Dramatu. Prapremiera sztuki odbyła się w londyńskim Royal National Theatre w roku 2009 roku, od tego czasu znalazła się w repertuarze teatrów w Warszawie, Barcelonie i Toronto.

Link do źródła

http://szinhaz.hu/budapest/42283-a-feszultsegek-elojonnek-most-a-mi-osztalyunk-a-katonaban

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji