Ławeczka
Rzecz najbanalniejsza w świecie - o tym, jak taki jeden dobiegający czterdziestki szoferak podrywa w parku pewną rozwódkę...
Cały urok "Ławeczki" tkwi w jej bezpretensjonalności. Jest tym, czym jest. Przedstawia parę zwykłych, najzwyklejszych w świecie obywateli: Ją i Jego, w chwili, gdy usiłują dodać nieco barw swemu szaremu, przeciętnemu życiu.
Aleksandra Gelmana, autora "Ławeczki", nie trzeba przedstawiać polskiej publiczności. Poznaliśmy go najpierw jako scenarzystę filmu "Premia", cieszącego się znacznym powodzeniem u widzów. Nieco później "Premia" w wersji teatralnej jako: "Protokół pewnego zebrania", trafia na deski naszych scen (wystawiona m.in. w Teatrze na Woli). Później pojawiły się inne utwory Gelmana, utwierdzając opinię o nim, jako specjaliście od tematów produkcyjnych.
Lecz oto mamy Aleksandra Gelmana całkiem innego: intymnego, kameralnego, wnikliwie badającego ludzką psychikę.
Czy rzeczywiście odkrywamy zupełnie odmiennego Gelmana? Nie. To nadal ten sam bystry obserwator codzienności. Gelman - trzeźwy realista, Gelman - czerpiący z tego, co pospolite, obnażający nędzę pospolitości, lecz zarazem nadający jej wyższy wymiar.
"Ławeczka" zdobyła szturmem wiele scen. Wywołała zainteresowanie teatrów nie tylko Moskwy, Leningradu, Wilna i Lwowa, ale też japońskich, greckich czy francuskich. Takie wzięcie może mieć tylko dobrze skrojona rzecz, mówiąca przy tym nieco prawdy o człowieku.
W Warszawie, w niezawodnym Teatrze Powszechnym, jako Ona występują Joanna Żółkowska, jako On - Janusz Gajos. Dialog tej pary cały czas trzyma widownię w napięciu. Kolejne sceny niosą niespodzianki, zaskakują, mimo iż już od pierwszej chwili wszystko wydawało się aż nadto oczywiste.
Postępująca demaskacja tych dwojga, dostarczając na ich temat coraz to nowych informacji, ujawnia - z jednej strony - żałosną egzystencję, a z drugiej - wbrew wszystkiemu - pokazuje, że człowiek, cokolwiek byśmy na jego temat powiedzieli, tak naprawdę pozostaje tajemnicą.
On - kłamie, lecz kłamstwa mówią jednocześnie wiele prawdy o jego kondycji psychicznej. Ona - ostro i nie przebierając w środkach walczy o kolejnego męża, wydaje się bezwzględna, a przecież na koniec odsłania swą niemal liryczną naturę. Joanna Żółkowska nadała postaci kobiecej wręcz rys tragizmu. Jej ostatni gest rozgrzesza ją z poprzednich niezbyt pięknych zachowań, a przy tym świadczy o jej rozpaczliwej tęsknocie do drugiego człowieka, o samotności, na którą nie ma lekarstwa.
Spektakl, zgrabnie wyreżyserowany, ma żywe tempo i zrazu charakter groteskowo-komiczny, jednakże na koniec spoza karykatury i wesołkowatych masek ukazują się twarze ludzi udręczonych niemożnością nawiązania kontaktu z drugim człowiekiem.
Kim są naprawdę Ona i On? To ci, których się mija na ulicy, w autobusie, w sklepie. Ci, co cierpią niedosyt uczuć, satysfakcji w swoim codziennym życiu. Więc uciekają w fikcję, złudzenia. Choćby na parę godzin pozornego szczęścia.