Artykuły

Serial o nieszczęściach

"Gorące lato w Oklahomie" w reż. Katarzyny Deszcz z Teatru Nowego w Zabrzu na Festiwalu Rzeczywistość Przedstawiona w Zabrzu. Pisze Magda Deptała w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Który spektakl pokazywany na Festiwalu Dramaturgii Współczesnej w Zabrzu był najlepszy? Dowiemy się w niedzielę (23 października). Raczej niewielkie szanse na ten tytuł ma przygotowana na festiwal premiera Teatru Nowego "Gorące lato w Oklahomie" w reżyserii Katarzyny Deszcz.

Festiwal ustanowiony przez zmarłego 10 lat temu zabrzańskiego dramatopisarza Stanisława Bieniasza ma prezentować dramaty napisane po 1989 roku. Jak można wyczytać w przesłaniu Bieniasza, chodzi o dramaty "stanowiące próbę uchwycenia dynamicznych zjawisk i procesów społecznych ostatnich lat oraz ich wpływu na człowieka". W tym roku ocenie trzyosobowego jury (Zenon Butkiewicz, Ingmar Villqist i Paweł Demirski) podlega 11 spektakli, w tym takie gorące tytuły jak choćby "Utwór o matce i ojczyźnie" Bożeny Keff, którego realizacji w Teatrze Polskim we Wrocławiu podjął się Jan Klata.

Teatr Nowy w Zabrzu postanowił wystartować w festiwalowym konkursie realizacją dramatu amerykańskiego pisarza Tracy'ego Lettsa "August: Osage County". Dramatopisarz za ten tekst otrzymał w 2008 roku Nagrodę Pulitzera. Można się było zatem spodziewać ciekawych wątków albo odkrywczych teorii. Po prostu czegoś wyjątkowego. Niestety, czy to z winy realizatorów, czy ze względu na tekst, uraczeni zostaliśmy wielowątkowym serialem, który śmiało można postawić obok kilku tysięcy odcinków "Mody na sukces".

Spektakl opowiada historię zawiłych losów rodu, którego członkowie spotykają się po wielu latach. Powodem zjazdu jest zaginięcie, a później śmierć głowy rodziny. Po tak traumatycznych wydarzeniach i w panującym w domu chaosie dużo łatwiej jest wyrzucić z siebie długo skrywane urazy. Przez niemal trzy godziny oglądamy więc odcinek kiepskiego serialu, w którym skumulowane zostały chyba wszystkie nieszczęścia i wypaczenia Ameryki i świata. Mamy zatem samobójstwo, alkoholizm, narko - i lekomanię, molestowanie, raka, pedofilię, rasizm, zaburzenia seksualne i kazirodztwo, a całość podpiera filozofia zamykająca się w nieśmiertelnym stwierdzeniu, że "historia kołem się toczy".

Zapewne właśnie ze względu na uniwersalne treści twórcy zabrzańskiego spektaklu postanowili unikać nawiązań do realiów Ameryki. Przyznała to sama reżyserka. Jednak zrobili to wyjątkowo niekonsekwentnie, bo akcja dzieje się w domu pewnego starszego małżeństwa, które decyduje się wziąć jako służącą Indiankę z plemienia Czejenów. Po co w ogóle wprowadzać takie wątki, skoro za chwilę każe się aktorom śpiewać polską piosenkę "Chodź, pomaluj mój świat"?

"Gorące lato w Oklahomie" wywołało dwie przeciwstawne reakcje w widzach zabrzańskiego festiwalu. Linię podziału wyznaczał wyraźnie wiek jego odbiorców. Starsi wychwalali spektakl, młodsi natomiast wyszli z sali ze znudzeniem wymalowanym na twarzy. Być może po prostu oczekiwali czegoś więcej niż gadaniny pełnej krzyków, wrzasków i wszystkich nieszczęść tego świata, wciśniętej w banalną scenografię. Nie bawią ich już żarty anatomiczne ani nie wybuchają gromkim śmiechem, słysząc przekleństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji