Artykuły

Wulkan na scenie

- Monodram jest w gruncie rzeczy elitarny, bo trafia do tych, którzy wierzą w istnienie sztuki wyższej, a nie tylko w ogarniający nas wokół chłam - mówi JAN PESZEK, który od 25 lat gra "Scenariusz..." Bogusława Schaeffera.

Rozmowa z Janem Peszkiem, aktorem, który swoim występem zakończył VII Polkowickie Dni Teatru:

"Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego" [na zdjęciu] gra pan już od ponad 25 lat. Co tak zafascynowało pana w twórczości autora tej sztuki Bogusława Schaeffera, że nie może się pan z nią rozstać?

- To było na trzecim roku studiów. Spotkałem wtedy zespół MW2 Adama Kaczyńskiego i Bogusława Schaeffera. Obaj wstrząsnęli mną do tego stopnia, że jako młodzieniec zacząłem szybko dojrzewać. Schaeffer odkrył przede mną wiele dróg, zainicjował nowe sposoby myślenia o aktorze i teatrze. Robił to zupełnie inaczej niż tradycyjna szkoła teatralna, w której studiowałem. Był twórcą awangardowych działań w polskiej muzyce i teatrze tamtych lat. Jako młody człowiek chętnie sięgałem do nowych gatunków i sposobów wyrażania ekspresji w teatrze. Okazało się, że o człowieku można mówić zupełnie innym językiem, z nieznanej mi perspektywy. Świat u Schaeffera jest rozbity na mikroelementy, które dopiero złożone dają portret i wyobrażenie określonej sytuacji ludzkiej. Uznałem to za bardzo adekwatne do świata, w którym na co dzień żyłem. Dzięki temu impulsowi zacząłem eksperymentować i szukać nowych form wyrazu. Rozpocząłem tworzenie indywidualnego języka scenicznego, nieco groteskowego, sprawdzającego się doskonale w dramatach współczesnych. W "Scenariuszu" autor przedstawił zjawiska, których w tamtych łatach nie było. W lej chwili obowiązują one w całej rozciągłości i są plagą dla ludzi zajmujących się sztuką. Mam na myśli zjawiska rynkowe, w szczególności komercjalizację sztuki i warunki pracy artysty. "Scenariusz" jest swego rodzaju manifestem języka aktorskiego przeciwko narzuconym standardom. Żyjemy coraz bardziej na śmietniku świata, który sami tworzymy. Schaeffer był moim artystycznym mistrzem, bo określił mój temperament aktorski i wypłynął na moją przyszłość na scenie. Wszystko to, co jest dynamiczne i ekspresyjne, zawdzięczam wyłącznie Schaefferowi. Dlatego do dziś uwielbiam grać jego utwory.

Sztuka Schaeffera jest bardzo trudna do zrozumienia, zwłaszcza gdy ogląda się ją po raz pierwszy. Do jakich odbiorców, pana zdaniem, jest ona skierowana?

- Aktor bez publiczności nie istnieje, podobnie jak teatr i sztuka. Zawsze jestem ciekaw, jaka publiczność przychodzi obejrzeć tę sztukę i interesuje mnie reakcja widzów na to, co prezentuję na scenie. W przyszłym roku będę obchodził jubileusz 30-lecia grania na scenie. Powiem panu szczerze, że w ciągu tak długiego okresu nie zdarzyło się, by ktoś zarzucił mi, że nie nawiązałem kontaktu z widzem. Publiczność jest bardzo różna, bo różnych rzeczy oczekuje od artystów. Ja przywożę tekst niezbyt łatwy i prosty w odbiorze, ale z kolei forma groteskowa, która przez lata pracy utrwaliła się, może być ciekawa dla tych widzów, dla których sam temat nie będzie zbyt interesujący. Osobiście mam na ogół doskonałe wrażenia z kontaktu z publicznością i wydaje mi się, że wspólnie sobie świetnie radzimy. Nasza polska codzienność jest brutalna i wulgarna - mówiąc najdelikatniej. Jednak nawet w tym bałaganie, pomieszaniu pojęć, utracie zaufania, braku autorytetów, należy robić swoje. Monodram jest w gruncie rzeczy elitarny, bo trafia do tych, którzy wierzą w istnienie sztuki wyższej, a nie tylko w ogarniający nas wokół chłam. Dlatego z radością obserwuję, że moja praca pozostawia ślad także u młodych widzów.

Zna pan teatr legnicki?

- Oczywiście. Dyrektor Jacek Głomb jest moim studentem z okresu krakowskiej szkoły i doskonale się znamy, utrzymujemy ze sobą stały kontakt. Z teatrem w Legnicy związani są na stałe moi studenci oraz inni koledzy aktorzy. Cieszę się, że legnicka scena się rozwija, płodzi wspaniałe sztuki, w których grają znakomici twórcy - to jest budujące. A tak na marginesie, to nawet nie wiedziałem, że Andrzej Chyra, z którym się przyjaźnię, pochodzi z Polkowic.

Podróżował pan wiele po krajach Europy i Azji, a także Ameryki Północnej. Sławne są już pana warsztaty w Japonii. Jak w Kraju Kwitnącej Wiśni wygląda teatr?

- Moje wrażenia z pobytu w Japonii nie są do ogarnięcia w kilku zdaniach. Z pewnością jest to kompletnie inny teatr niż w Polsce pod każdym względem, zarówno ilościowym, jak i jakościowym. Co ciekawe, w Japonii nie ma w ogóle szkól teatralnych, aktorzy muszą sobie radzić sami. A jednak Japończycy grają bardzo dużo europejskiego repertuaru. Dla przykładu, w samym Tokio w jeden wieczór jednocześnie wystawianych jest kilkadziesiąt sztuk. To są zupełnie inne realia niż u nas. To doświadczenie było dla mnie budujące i wydaje mi się, że bardzo dużo tam się nauczyłem.

Pana koledzy aktorzy z różnych powodów, najczęściej finansowych, występują w telenowelach. Kiedyś pan zarzekł się, że nigdy nie przyjmie takiej propozycji, bo telenowele zaśmiecają polską kulturę. Podtrzymuje pan dziś swoje zdanie?

- Staram się nie przyjmować tego typu propozycji. Jeśli kiedyś miałem okazję wystąpić w jakimś serialu telewizyjnym, to wyłącznie z powodu zaproszenia któregoś z moich przyjaciół. Generalnie daleki jestem od brania udziału w tego rodzaju uprawiania sztuki aktorskiej. Telenowela nie jest sztuką. Nie dam sobie wmówić i nikt mnie nie przekona do tego, że telenowela jest coś warta. Udział w reklamie czy sitcomie nie ma nic wspólnego ze sztuką.

Moi znakomici koledzy, którzy biorą w nich udział, wmawiają sobie, że realizują jakąś misję nowej rzeczywistości. A chodzi po prostu o pieniądze i nic więcej. Aktorzy są bezradni wobec mechanizmów rynkowych rządzących naszym życiem. Za tymi mechanizmami stoją ludzie, którzy wiedzą, jak skutecznie działać ekonomicznie, ale kompletnie nie znają się na sztuce. Patrząc na moich kolegów, którzy godzą się na występ w tego rodzaju projektach, przychodzi mi jedynie na myśl sentencja Schaeffera, który kiedyś stwierdził, że: "Im bliżej sztuka przylega do życia, tym bardziej wulgarne tworzy produkty". Trudno się z nim dzisiaj nie zgodzić. Nie chcę brać udziału w zaśmiecaniu kultury.

Na koniec chciałbym zapytać o rodzinne powiązania z teatrem, bo pana córka, syn i synowa grają w teatrze. Jakim jest pan dla nich nauczycielem?

- Wspólnie spotykamy się na scenie przy różnych okazjach - albo reżyserzy nas zapraszają albo sami coś współtworzymy. Myślę, że każdy z nas wymaga od drugiego zaangażowania i poświęcenia w tworzeniu danego projektu, zwracamy też uwagę na dyscyplinę pracy, co jest pierwszorzędną zasadą partnerstwa. Jak się człowiek lubi, to czasem się czubi, i tak z nami trochę jest podczas prób. Rodzina jest rzeczywiście inspiracją, a wspólne granie stwarza sytuację o tyle komfortową, że wszyscy rozumieją się bez słów. Tak się złożyło, że dzieci i synowa są aktorami i pracują w różnych miejscach w Polsce. Bardzo rzadko więc się widujemy i często nam siebie brakuje. Więc kiedy pojawia się możliwość wspólnego występowania na scenie, to oczywiście zawsze z tego korzystamy. To ważne, że możemy się spotkać, pożartować i pogawędzić o teatrze. Ostatnio jednak dawno nic razem nie tworzyliśmy, ale myślę, że to szybko się zmieni i nadrobimy zaległości. Kto wie, może wkrótce przed publicznością w Polkowicach lub Legnicy wystąpi wspólnie rodzina Peszków?

Dziękuję za rozmowę.

Jan Peszek - aktor, reżyser, wykładowca krakowskiej PWST. Od początku poszukujący swego odrębnego miejsca w teatrze, związał się z eksperymentalną grupą Bogusława Schaeffera MV2. Występował na scenach Łodzi, Wrocławia, Warszawy, Poznania. Stworzył wiele znakomitych kreacji, m.in. rola Gonzala w "Tnsatlantyku" wiolonczelisty w "Kwartecie", Henryka w "Ślubie", ojca w "Braciach Kara-mazow". W filmie zagrał tytułowego bohatera "Ubu Króla", a także w "Pożegnaniu jesieni", "Spisie cudzołożnic", "Ekstradycji". W dorobku ma ponad 70 ról teatralnych i filmowych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji