Teatr Polski zagrał Mayday" 1000 razy
Komedia Raya Cooneya nie schodzi z afisza od 19 lat. I bawi kolejne pokolenia
- Wiem, że to jedna z najlepszych komedii na świecie, ale to nie tłumaczy wrocławskiego fenomenu przedstawienia, który na przykład nasi taksówkarze traktują jako "spektakl branżowy" - mówi John Smith... pardon, Paweł Okoński, który w sobotę po raz 998. wcielił się w rolę taksówkarza bigamisty. Nie rozśmieszał publiczności tylko dwa razy, gdy w głównej roli zastąpił go Wojciech Pokora - reżyser sztuki Raya Cooneya.
W sobotę, gdy na Scenie Kameralnej twórcy świętowali, grając po raz 1000. (spektakl nie schodzi z afisza od 6 czerwca 1992), widzów przywitał właśnie Pokora. Tomek Lulek, od 19 lat wielu widzom znany też jako Bobby Franklin, połączył się z nim przez komórkę. - Nie mogę być z wami, bo za chwilę wychodzę na scenę, ale jestem pewien, że państwo będą się świetnie bawić - mówił legendarny aktor. I było jak zawsze, wielu widzów popłakało się ze śmiechu, a aktorzy (poza Okońskim i Lulkiem, Grażyna Krukówna i Teresa Sawicka - czyli panie Smith - grają w "Mayday" od początku) jak zwykle pokazali świetną formę.
- Ta komedia jest zabawna, ale to, że we Wrocławiu bijemy rekord Guinnessa, jest zasługą naszych aktorów - stwierdził Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego, ujawniając, że średnia frekwencja na "Mayday" wynosi 98,8 proc, a ukochany spektakl ratuje też budżet teatru.
To trzeba zobaczyć!