Artykuły

Spraw Polaków ciąg dalszy

Spraw Polaków ciąg dalszy - to tytuł zapożyczony z jednego z artykułów opublikowanych w ubiegłym roku przez profesora Jana Szczepańskiego. Ciśnie się on nieodparcie na usta po obejrzeniu ostatniej premiery w lubelskim Teatrze im. Osterwy, którą jest inaugurujące jesienny sezon przedstawienie Wyzwolenia Wyspiańskiego.

Kazimierz Braun wyszedł od przemyśleń, które kształtowały już pamiętny spektakl Hanuszkiewicza. Ale tropem tym próbował iść jeszcze dalej. W przedpremierowym słowie wstępnym nazwał Wyzwolenie dramatem publicystyczno-poetyckim, a w spektaklu temu przemieszczeniu przymiotników spróbował nadać kształt ostateczny. Obnażone z młodopolskiego udziwnienia, pozornie pozbawione dialogów Konrada z Maskami, w zmienionym układzie dramaturgicznym, z monumentalnej koncepcji poety przekształciło się Wyzwolenie w kameralny spektakl o dziewięcioosobowej obsadzie, zyskując w programie podtytuł - poemat narodowy. Tekst oryginału posłużył właściwie za materię, z której reżyser udrapował nową konstrukcję o niebagatelnej sile wyrazu. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że Wyzwolenie w lubelskim wydaniu A.D. 1972 z dramatu publicystyczno-poetyckiego stało się już spektaklem stricte publicystycznym, oczywiście o współczesnej nam problematyce.

Okazało się zatem po raz n-ty że narodowe problemy Polaków są tematem wiecznie aktualnym i inspirującym twórców. Od wieków targana raz po raz struna narodowej megalomanii, poszukiwania bohatera i polskich grzechów głównych, zadźwięczała tym razem ze sceny słowami Wyspiańskiego w nowej, współczesnej nam tonacji. Dała zarazem - podobnie jak to było u Hanuszkiewicza i chyba w podobnym, co tam, tonie - odpowiedź w kwestii roli sztuki w życiu narodu. Usłyszeliśmy teatralny głos w dyskusji - dyskusji będącej ostatnio właściwie wyraźną domeną publicystów. Na deskach sceny, poprzez "tragiczną grę skarżenia, chłosty i spowiedzi", podjęto próbę spełnienia deklaracji: "chcemy w teatrze tym Polskę budować".

Przed oczami widzów rozwinął się, jak w Osiem i pół Felliniego, w sarmackim polonezie prowadzonym przez Konrada (Zbigniewa Górskiego) zaczarowany krąg postaci Wyspiańskiego. Ile postaci, tyle dróg do świetlanej przyszłości narodu, tyle idei, tyle propozycji. Kreacja narodowego tańca "na pustej, wielkiej scenie", wokół centralnie ustawionej mównicy, wśród czterech ulicznych latarni, zapożyczonych zresztą z oprawy scenograficznej Kartoteki. Na nagim murze horyzontu napisał przedtem Konrad spektaklu Brauna kredą: OBIT EST CONRADUS, NATUS EST... Na tej scenie pojawia się w drugim akcie Geniusz pod postacią słomianego chochoła. I do niego kieruje Konrad słowa: "Harpio narodu! Siły ssiesz nasze i spalasz je w czczy dym!". Chochoł z Wesela powrócił więc z łamów ubiegłorocznej prasy na scenę.

W trakcie tragikomicznego poloneza miejsce na mównicy zajmują po kolei: Mówca w góralskim stroju, Kaznodzieja, Prymas, Prezes i Przodownik z husarskimi skrzydłami przypiętymi na plecach, na scenie pojawia się coraz więcej rekwizytów. Góralskie kapelusze, komże, procesyjne chorągwie, przypinane brody, karabele. A gdy wreszcie "sztuka grana się kończy" Konrad wymiata ze sceny te sterty rupieci i tylko w jednym z koszów na ulicznej latarni pozostaje jak symbol zapomniana szabla.

Cichnie narodowa struna. Pozostają poetyckie akordy dramatu. Jeszcze Stary Aktor (Stanisław Olejarnik) raz trąci w swej kwestii bliski naszym dyskusjom ton, który zabrzmi przecież jak odwieczny kompleks młodego pokolenia: "Mój ojciec był bohater, a my jesteśmy nic". Gasną światła reflektorów. Teraz już naprawdę spektakl się skończył. Skończył się po łagodniejszych, bardziej poetyckich akordach, leczących rozdrapane rany, uspokajających wzburzone myśli.

Oceniając całość lubelskiego Wyzwolenia trzeba przyznać, że konstrukcję dramaturgiczną spektaklu cechuje dobre wyważenie publicystyki i liryki Wyspiańskiego.

Problematyka narodowa, dyskusja o Polsce i Polakach zyskała na wyrazistości i ekspresji. Duża dowolność, z jaką Kazimierz Braun podszedł do tekstu Wyspiańskiego, nie powinna razić najzagorzalszych tradycjonalistów. Aktorzy stanęli również na wysokości powierzonego im przez reżysera zadania. Piękna gra Zbigniewa Górskiego, którą cechowało przede wszystkim doskonałe opanowanie tajników recytacji, oraz Henryka Sobiecharta - Reżyser, Stanisława Olejarnika - Prezes, Stary Aktor i znakomitego Mówcy - Piotra Suchory, przyczyniła się w dużej mierze do sukcesu spektaklu. Nowe, współczesne wcielenie Muzy oddała z dużym urokiem jedyna kobieta na scenie - Wanda Wieszczycka. Ambitnie i z powodzeniem rozpoczął się więc nowy sezon teatralny w Lublinie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji