Artykuły

Panie proszą panów

Carmen w baletkach to prawdziwa femme fatale - o spektaklu "Carmen" w choreografii Ondreja Šotha z Koszyckiego Teatru Narodowego prezentowanym na Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Tańca "Scena Otwarta" w Tarnowie pisze Karolina Wycisk z Nowej Siły Krytycznej.

Taneczna wersja "Carmen" (oparta na muzycznym materiale Georga Bizeta, Rodiona Šcedrina oraz zespołu Deep Forest) okazała się godnym uwagi punktem programu MFTT Scena Otwarta w Tarnowie. Spektakl w wykonaniu aktorów Koszyckiego Teatru Narodowego zadziwił widzów niestereotypowymi rozwiązaniami scenicznymi: połączeniem finezyjnej choreografii i dynamicznego ruchu dyskotekowego, cyrkowych akrobacji i skomplikowanych układów gimnastycznych. Taki pomysł realizacyjny spotkał się z pozytywnym odbiorem publiczności (złożonej w większości z młodych adeptów sztuki teatralnej), która z zaciekawieniem śledziła nową wersję dobrze znanej historii.

Reżyser i choreograf, Ondrej Šoth, podnosi wciąż żywą kwestię społecznych konwenansów, wpływu namiętności na ludzkie życie, zastanawia się nad istotą kobiecości, rozumianą często przez pryzmat cielesności. Aktorzy odpowiadają na zadane pytanie o dzisiejszą Carmen, językiem ciał przekazują widzom swój wariant historii: emocjonującej, niezwykle intymnej, bardzo poruszającej.

W tańcu władzę przejmują tancerki. W symultanicznych układach dwójkowych dominują nad swymi partnerami, ustalają reguły intymnej gry gestów. Robotnice z fabryki cygar to uwodzicielki, torreadorki w czerwonych sukniach, prowokujące przechodniów na ulicach Sewilli. Kiedy na chwilę zatrzymują się w miejscu, rytmicznie uderzają w bębny. Hiszpanie w tej wersji wydarzeń to przedmioty-zabawki w rękach kobiet. Ubrani w kuse, przylegające do ciała kolarskie kostiumy (pomysł i wykonanie: Andrej Sukhanov) są niejako towarem na rynku dziewczęcych zachcianek i żądz. Poruszają się tylko po to, by udowodnić własną męskość, zdobyć uznanie w oczach wymagających jurorek.

W jednej z pierwszych scen Hiszpanki wyłaniają spośród siebie tę, która porwie do tańca Don Joségo. Cyganka przy dźwiękach habanery zarzuci na niego aksamitny szal, damski atrybut, który w rękach mężczyzny stanie się fetyszem, czy więcej, partnerem do tańca, powiernikiem myśli. Gdy Carmen zniknie w smudze czerwonego światła za prostopadłościanami ustawionymi w głębi sceny, mężczyzna zbliży się całym ciałem do podłogi, przygnieciony ciężarem uczucia, będzie chwytał powietrze rękami jakby chciał złapać skrawek sukni oddalającej się kobiety. Spośród tłumu wyróżnia się jeszcze jedna postać - tancerka w białej kreacji, porzucona kochanka sierżanta Micaela. Taniec Hiszpanki to samotna skarga, której echo ginie pośród kroków innych kobiet. Dziewczęca niewinność i prostota przekłada się na naturalny zestaw codziennych gestów wykorzystywanych przez tancerkę w jej pojedynczych układach.

Na scenie rządzi tajemnicza królowa wieczoru, enigmatyczna postać w czarno-białej sukni, wabiąca kobiety i mężczyzn: popycha ich w swoje ramiona, innym razem staje im na przeszkodzie, nie pozwala się spotkać. To zarazem alter-ego Carmen, jak i istota spoza świata cielesnych żądz, demiurg i reżyser ziemskiego planu wydarzeń, Śmierć. W sidła jej tańca wpadają kolejni bohaterowie, to ona rysuje mapę kroków tego pełnego emocji spotkania. W intymnych zbliżeniach z Carmen przepowiada jej tragiczną przyszłość, porywa do tańca Micaelę po to, by zaraz odrzucić ją i upokorzyć, ustawia naprzeciw siebie dwóch rywali - żołnierza Joségo i torreadora Escamilla, dopinguje podczas ich pojedynku na taneczne akrobacje, nie opowiadając się za żadną ze stron.

Przestrzeń imituje cyrkową arenę, w tle, po przeciwległych bokach, sceny stoją dwie konstrukcje przypominające miejsca sędziowskie w trakcie meczu tenisowego. Kobiety na przemian obserwują (i oceniają) akcję z wysokości, wokół tańczących ustawia się też krąg gapiów - mieszkańców Sewilli, który zaraz weźmie udział w ulicznym wiwacie na cześć Escamillo, zwycięskiego torreadora. Niedługo potem tłum świętuje w wiejskiej karczmie (przy dyskotekowej muzyce, często wykorzystywanej w scenach zbiorowych), następnie tancerze zarzucą czarne płachty - ubrania przemytników, z którymi ucieka Carmen. Ta konfrontacja sił dwóch płci w tańcu możliwa jest dzięki doskonałemu opanowaniu techniki i precyzji poruszania się, połączeniu erotyzmu i subtelności, żywiołu i czułości.

Cały występ traci swój emocjonalny ładunek w momentach, kiedy pozy wydają się zbyt pretensjonalne, zatrzymanie ruchu - za długie i niepotrzebne, grymasy tancerzy nadto wymuszone, przesadnie tkliwe i sentymentalne. Istniało ryzyko, że z burzliwej "Carmen" zostanie tylko opera mydlana w teatralnym wydaniu bez słów, za to z maksimum ruchu scenicznego. Tym razem jednak niebezpieczeństwo zostało zażegnane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji