Artykuły

Postępowe polskie mordobicie

"Wyzwolenie" w reż. Piotra Jędrzejasa w Teatrze Na Woli w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Nienawiść ma pomóc w modernizacji kraju. Tę myśl z "Wyzwolenia" eksponuje Piotr Jędrzejas

Polskie sceny stały się areną rozliczeń związanych z katastrofą smoleńską. Wrócił język politycznych aluzji. Miesiąc temu "Sprawa" Jerzego Jarockiego w Narodowym była ripostą na książkę "Samuel Zborowski" Jarosława Marka Rymkiewicza, który nawołuje, by podążać za trumną złożoną w wawelskiej krypcie i "pomścić ofiarę kanclerza".

W "Wyzwoleniu" wg Wyspiańskiego otwierają się drzwi z napisem Wawel i pojawia się Jerzy Trela. Mówi tekst Geniusza mamiącego mickiewiczowską wizją Polski-Chrystusa Narodów, ale gra współczesną postać. Z początku miłą i gładką. Potem przemienia się w wampira i, podnosząc kielich w kształcie urny, zmusza Polaków do celebrowania mszy smutku i życia na cmentarzu. Wtedy, jak w komiksie, pojawia się superhero Konrad (Marcin Sztabiński) z plastikową pochodnią. Wyrywa z krzyża poprzeczną belkę i rygluje drzwi krypty, wpychając do niej złego ducha.

Zachowania Polaków w narodowej psychodramie od początku koncentrują się wokół krzyża. Oglądamy rytuał, z którego Konrad chce nas wyzwolić. Uwolnić od historycznych masek i uczynić z Polski kraj jak inne.

Tekst jest niezwykle aktualny. Niestety, Jędrzejas spłaszcza palące problemy do wymiaru politycznej szopki. Patriotyzm jest domeną szalikowców. Kapitalizm fałszywy: Polacy biegną za cwaniakiem z banknotami niczym dzieci za cukierkami.

Kościół? Prymas jedzie na plecach maluczkich, wodząc nimi biało-czerwoną szarfą jak wędzidłem. Armia? Znowu dała się wykorzystać aliantom: oglądamy ojca w andersowskim mundurze i syna w pustynnym hełmie, w tle zaś tańczy z szabelką pani wojenka w butach oficerkach.

Ktokolwiek by reżyserował Na Woli, oprócz Agnieszki Glińskiej, musi tworzyć teatr marionetek, plakatowy, grany z żarliwością amatorów. Ta pseudoprostota zalatuje socrealistyczną agitką.

Zawężanie polskiego społeczeństwa do bandy kiboli i słuchaczy Radia Maryja jest manipulacją. A to dzięki niej Konrad uzurpuje sobie prawo do okazywania pogardy. I nienawiści. Wielka improwizacja bohatera Jędrzejasa staje się jej pochwałą, bo tylko nienawiść daje szansę na radykalną zmianę w kraju. Wniosek jest następujący: skoro połowa narodu to idioci, trzeba się ich pozbyć.

Oglądamy ciemną stronę inteligenckiego mesjanizmu, jaką sportretował już Jerzy Jarocki w "Tangu". Pokazał Artura, tego współczesnego Konrada, który zbuntował się przeciwko marazmowi społecznemu i chciał zbawić miliony zajęte zwykłym życiem - na siłę, używając totalitarnych środków. Poniósł klęskę, bo skuteczniejszy okazał się cham Edek. W finale tańczyli razem. Zespoleni. Obawiam się, że Konrad z Teatru na Woli jest ich dzieckiem. Odziedziczył szczytne ideały, ale i agresję nie do przyjęcia.

Spektakl Teatru Na Woli pozwala zrozumieć, co miał na myśli cytowany przez ministra Rostowskiego prezes polskiego banku, który boi się wybuchu wojny. Nadzieja w tym, że Polacy nie dadzą się namówić na załatwianie ważnych spraw poprzez mordobicie.

W przedstawieniu rozchodzą się do domów. Konrad i Geniusz zostają sami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji