Łódź. ABC opery w filharmonii
Jak wygląda codzienne życie śpiewaczki? Na jakie głosy dzieli się chór? Co oznacza termin belcanto? Odpowiedź na te i wiele innych pytań przyniósł niekonwencjonalny koncert familiny "Filharmonia. O co tyle hałasu?!"
Piątek wieczór. W filharmonii to tradycyjna pora koncertu symfonicznego, czas prezentacji dzieł o największym ciężarze gatunkowym. Jeśli 7 października jakiś spóźniony meloman-bywalec wpadł do sali koncertowej Filharmonii Łódzkiej, pewnie przecierał oczy ze zdumienia.
Na widowni zobaczył bowiem całe rodziny, ze szczególnym udziałem kilkunastolatków, i hasające wzdłuż i wszerz młodsze dzieciaki, głośno komentujące wydarzenia na estradzie. A na niej Grzegorz Wierus, asystent dyrygenta Filharmonii Łódzkiej, z wigorem omawiał kolejne aspekty pracy artystów, których instrumentem jest ich własny głos. Wspomagał się przy tym filmami i prezentacjami multimedialnymi wyświetlanymi na telebimie.
Sopranistka Olga Rusin pomagała zrozumieć różnice między różnymi sposobami ekspresji śpiewaka: belcanto (Wierus: "piękna, długa fraza, niczym namalowana na niebie tęcza"), recytatywem (forma pośrednia między słowem mówionym i śpiewem) i koloraturą (Wierus: "chwyt wirtuozowski"). Z tą ostatnią chcieli nawet zmierzyć się niektórzy młodzi słuchacze, ale po wysłuchaniu próbki jednak zrezygnowali.
Okazało się, że lepiej jest ze znajomością głosów w chórze. Publiczność celnie podpowiadała, że w chórze śpiewają soprany i alty (kobiety) oraz tenory i basy (mężczyźni).
Zaraz potem dostała do wykonania poważne zadanie: zaśpiewać "Panie Janie" w kanonie. Ale na smutno, w tonacji mollowej i do tego w czterech grupach! Z pomocą przyszli chórzyści Filharmonii Łódzkiej oraz koledzy i koleżanki instrumentaliści - udało się wyśmienicie.
To był drugi koncert z cyklu "Filharmonia. O co tyle hałasu?!", zainicjowanego przez Wierusa i Marzenę Wiśniak, szefową działu rozwoju i reklamy FŁ. Następny - 21 października. Wtedy Wierus opowie o tym, na czym zna się najlepiej - pracy dyrygenta.