Artykuły

Katowickie "Wyzwolenie"

W dniu premiery "Wyzwolenia" - wystawionego w teatrze katowickim, jeśli chodzi o okres powojenny, obecnie po raz drugi (pierwsza prezentacja tej sztuki nastąpiła jakieś dwadzieścia lat temu) - budynek teatralny uzyskał na swym froncie napis ułożony z odlanych w brązie liter: "Teatr im. Stanisława Wyspiańskiego". Wprawdzie tę nazwę otrzymał on jeszcze grubo przed wojną, zaś sam front był w latach powojennych parokrotnie przerabiany i niby modernizowany, to jednak jakoś nikt inny nie mógł wpaść na pomysł, by tam ową "wyspiańskość" teatru odpowiednio zadokumentować. Stało się to dopiero teraz. Ale ponieważ lepiej jest późno, niż nigdy, więc ostatecznie nie ma specjalnego powodu do rozdzierania szat.

STANISŁAW WYSPIAŃSKI patronuje tedy scenie katowickiej od lat i trzeba też przyznać, że scena ta choć często dzieł swego patrona nie wystawia, to jednak ilekroć to robi, czyni to zawsze z należytym pietyzmem i ze szczególną starannością. Stało się tak również i tym razem. "Wyzwolenie" zostało ukazane z myślą o uczczeniu 70 rocznicy śmierci artysty, która wprawdzie przypada dopiero w przyszłym roku, ale dla której obecnie "Wyzwolenie" będzie stanowiło jako jedną z głównych pozycji przyszłorocznego repertuaru i pewnego rodzaju antycypację.

Dyr. Józef Para, reżyser i inscenizator dramatu oraz odtwórca roli Konrada uczynił z "Wyzwolenia" przede wszystkim rzecz bardzo żarliwą, gorącą, jeśli chodzi o jej wyraz patriotyczny. Głównie chodziło tam o ogólną atmosferę spektaklu, który chociaż, rzecz jasna, nie był pozbawiony swych szyderczych i satyrycznych akcentów skierowanych w stronę ówczesnego społeczeństwa a zwłaszcza jego ugodowych i lojalistycznych warstw, to jednak wysuwał na plan pierwszy postulat zrzucenia kajdan, niewoli, oraz stworzenia polskiego państwa jako conditio sine qua non. Ale oczywiście w tej atmosferze i dziejach całego spektaklu decydował sam Konrad.

Nie był to jednak Konrad zbyt obrazoburczy czy gwałtownie narzucający swą moc i wolę konglomeratowi ludzi, zjaw, symboli czy metafor, jakie tworzy społeczność "Wyzwolenia", lecz Konrad władczy i zdecydowanie pewny siebie, a równocześnie oceniający sytuację nie na podstawie rozbujałej wyobraźni, tylko na podstawie rozumnej kalkulacji.

Można by było go nazwać Konradem "chłodnym" - byłaby to jednak pomyłka. Konrad ów bowiem, jakkolwiek zresztą spokojnie i umiarkowanie rozpoczynał swoje dialogi czy dysputy, to jednak wkrótce nadaje im zasadniczy ton gorącej żarliwości, wysuwającej na pierwszy plan przede wszystkim przekonanie o słuszności tej sprawy. To znaczy sprawy nie pojmowanej egocentrycznie, jak to ją czasami niektórzy odtwórcy tej postaci, wzorujący się na Konradzie z "Dziadów" przedstawiają, lecz jako sprawy ogólnonarodowej i społecznej, wobec której Konrad pełni funkcję służebną.

W związku z powyższym Konrad Józefa Pary stał się wyrazicielem - zgodnie zresztą z drugą wersją "Wyzwolenia", odrzucającą tragiczny i raczej pesymistyczny finał - nie tylko żarliwego patriotyzmu, lecz również i szlachetnego optymizmu, stwarzającego realne przesłanki na wskrzeszenie bytu państwowego. Znalazło to szczególny swój wyraz w zakończeniu sztuki, określającym się podaniem dłoni tym, do których w pierwszej koncepcji "Wyzwolenia" Wyspiański zwracał się w wersie: "...może wyrobnik, dziewka bosa...".

Spektakl miał charakter piękny i monumentalny, pełen z jednej strony rozmachu i żywiołowości, zaznaczającej się specjalnie w wielce barwnej odsłonie odgrywania "teatru", zaś z drugiej różniał się wzruszającym liryzmem, a to zwłaszcza w tych scenach, kiedy to rozbrzmiewają słowa Konrada o "żytnim łanie", lub te, w którym komponuje się słynna jego modlitwa o "Polskę żywą".

Poza tym podkreślić należy, że scenę dysputy z Maskami reżyser rozwiązał w ten sposób, iż główne postacie z "teatru", jak: Karmazyna, Hołysza, Prezesa, Magnata Kaznodziei, czy Mnicha umieścił, po zawierusze jaka wybucha w "teatrze", w różnych punktach widowni. W ten sposób Maski stały się anonimowymi symbolami, lecz symbolami odnoszącymi się do rzeczywistości, jaka przed chwalą została ukazana w "teatrze".

Jeśli zaś chodzi o sam "teatr", to do szczególnie udanych scen należał polonez śpiewany i tańczony wspaniale w swej koszmarnej zawadiackości przez Hołysza (Bogdan Potocki) i Karmazyna (Jerzy Statkiewicz). Do innych bardzo ciekawie ujętych scen należały: dysputa z Geniuszem (Emir (Buczacki), ucharakteryzowany na prawdziwie "ubrązowionego" Mickiewicza) i jego wpędzanie do grobu, taniec i śpiew Harfiarki (Małgorzata Pieklus), wędrówka Samotnika (Bohdan Kraśkiewicz) z towarzyszeniem, na bujającej się linie piekielnego iście Echa (Adam Kopciuszewski), dalej obłąkańcze tyrady Wróżki (Zofia Bawankiewicz), nabożeństwo w Katedrze rozmowa Starego Aktora (Mieczysław Jasiecki) dygresje z Muzą (Ewa Dec) i Lillą Wenedą (Bogusława Kożusznik) czy stateczne ingerencje Reżysera (Mieczysław Łęcki).

Urzekającą w swej monumentalności katedralnej, a zarazem bajkowości całego widowiska scenografię skomponował Jerzy Moskal, zaś kostiumy Danuta Knosała. Muzyka Edwarda Bogusławskiego - tworząca nastrój odpowiedni dzięki wariacjom na temat Poloneza "Pożegnanie z Ojczyzną"- Ogińskiego, przewijającym się ciągle, jako motyw przewodni przez niemal cały spektakl. Choreografia Henryka Dudy.

W sumie przedstawienie dużej klasy, które na pewno zapisze się trwałymi zgłoskami w historii katowickiego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji