Artykuły

Dziwka i alfons bronią biednych ludzi

- Sięgnąłem po "Operę za trzy grosze" właśnie dlatego, że jesteśmy świadkami rozpadu kolejnej formy kapitalizmu. Tak jak wielki kryzys dotknął Europy i Ameryki w latach 30., co zainspirowało Brechta do napisania sztuki, tak na naszych oczach rozgrywa się kolejna odsłona załamania gospodarczego - mówi reżyser PAWEŁ ŁYSAK, dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy.

Rozmowa z Pawłem Łysakiem o "Operze za trzy grosze" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy:

"Rz": "Czymże jest włamanie do banku wobec założenia banku?" - zapytał Brecht w "Operze za trzy grosze". Przed 1989 r. słuchaliśmy tej złotej myśli jako podejrzanej satyry na kapitalizm.

Paweł Łysak: Brechta traktowano jak starego komucha, który spędził starość w NRD.

Jak to się wszystko zmieniło.

- Sięgnąłem po "Operę" właśnie dlatego, że jesteśmy świadkami rozpadu kolejnej formy kapitalizmu. Tak jak wielki kryzys dotknął Europy i Ameryki w latach 30., co zainspirowało Brechta do napisania sztuki, tak na naszych oczach rozgrywa się kolejna odsłona załamania gospodarczego.

Wtedy wymyślono w Ameryce państwo opiekuńcze. Jednak kapitalizm okazał się odporny na tę szczepionkę i znowu mutuje.

- Mieliśmy reakcję. Zaskakującą.

Co ma pan na myśli?

- Na początku miałem obawy, że zabraknie mi współczesnego kontekstu, który w teatrze obecnie po prostu się dopisuje. Ze względu na decyzje spadkobierców Brechta "Operę" trzeba grać w całości, nie można nic skreślać ani dodawać. Dziś nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego rygoru, ale z czasem mnie zainspirował, bo dzięki temu trzeba było dokonać poważnej analizy utworu. Przypomniałem sobie czasy, kiedy z tekstem obchodzono się bardzo delikatnie. A gdy przygotowywałem się do premiery, wybuchły zamieszki w Londynie. Kontekst pojawił się sam. Rzecz dzieje się przecież w stolicy Anglii, w trakcie koronacji królowej. Przypomnę, że przed zamieszkami mieliśmy powtórkę z wielkich ceremonii dworskich - ślub Williama i Kate. Londyn wiwatował i machał chorągiewkami. Oglądaliśmy staroświecką bajkę. I niedługo potem doszło do wybuchu społecznego. Rzeczywistość dogoniła Brechta.

Demokratyzacja systemu postępuje, ale kapitalizm zachował feudalne pozostałości.

- Współczesnymi feudałami są szefowie wielkich korporacji i mediów, co pokazała afera związana z Murdochem.

Wciąż mówi się o powiązaniach przestępców i nieuczciwych przedsiębiorców z politykami. Jak żyć w takim systemie?

- Myślę, że interpretacja "Opery za trzy grosze" związana z mafią i gangsterami była popularna w latach 90. Teraz również ja kładę nacisk na to, co się działo w północnej Afryce i w Europie. Jedni byli przeciwko Mubarakowi i Kaddafiemu, domagając się wolności, natomiast drudzy, w Anglii, powtarzali na Facebooku szczególnie jedno hasło: "Jeśli czegoś potrzebujesz, rozwal witrynę sklepową i wywieź na wózku rzeczy, które chcesz". Tak sformułowane hasło rewolucji daje dużo do myślenia.

Mianowicie?

- Brecht patrzył na biedę nie do końca po marksistowsku. Kwestie dotyczące biednych ludzi włożył w usta dziwki i alfonsa, a nie robotników.

Może nie miał żadnych złudzeń, że są lepsi i gorsi?

- My też ich nie mamy. Przecież w Londynie nie protestowali ludzie przymierający głodem. Wynosili ze sklepów markową odzież i telewizory plazmowe.

Bo też mamy do czynienia z zewnętrzną demokratyzacją kapitalizmu. Reklama zachęca nas do konsumpcji, ale pieniędzy brakuje.

- Jednak system udrażniają banki, które nie ostrzegają przed tym, tylko dają kredyty, które trudno spłacić.

20 lat temu mieliśmy złudzenia, że będziemy żyć w lepszym świecie?

- Takiej biedy jak w latach 30. nie ma. Ale efekt odrzucenia działa. Dużo mówią o tym Niemcy. Powojenne pokolenie, dzieci robotników i chłopów, zostało profesorami, bankowcami, ale ich potomkowie nie mają pracy. Obcują z efektem szklanego sufitu. Nie mogą się przebić, awansować w hierarchii społecznej. Mackie Majcher demonstracyjnie mówi, że musi sobie wykroić kawałek kapitału nożem i nie chce tego ukrywać. Tak było w Londynie, gdzie demonstranci chcieli, by miasto należało do nich chociaż przez jedną noc. W spektaklu buduję opozycję między Pitchumem a Mackie Majchrem. Pierwszy jest królem żebraków, który buduje kapitał, dodając grosz do grosza. Mówi, że by dorobić się na ludzkiej biedzie, trzeba przestrzegać prawa. To zasada działania korporacji, które osiągają zyski, opierając się na reklamie, zwolnieniach i cięciach kosztów. Na drugim biegunie jest Mackie Majcher, który wybija szybę i bierze to, co chce, i burzy ład. Żadna z tych postaw nie jest moralna.

Też mamy podwójną moralność. Krytykujemy kapitalizm, ale tylko wtedy, gdy czujemy się poszkodowani.

- Oczywiście.

Co z muzyką Kurta Weila?

- Przestraszyły mnie partytura i wymagania dotyczące tonacji oraz instrumentów. Teraz mamy na scenie trzynastoosobową orkiestrę. Dla aktorów dużym wyzwaniem stało się przygotowanie songów. Warto było.

***

"Opera za trzy grosze" miała premierę 24 września i jest grana w Teatrze Polskim w Bydgoszczy.

Za dyrekcji Pawła Łysaka stał się on jedną z najważniejszych scen w kraju.

Na afisz trafiły spektakle reżyserskiej czołówki: Mai Kleczewskiej, Jan Klaty, Michała Zadary i Pawła Wodzińskiego.

W październiku odbędzie się w Teatrze Polskim prestiżowy Festiwal Prapremier.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji