Artykuły

Rozgorączkowanie

Od blisko tygodnia moją nieodłączną towarzyszką niedoli jest rozpowszechniona niegdyś przez Elvisa Presley'a gorączka - pisze w felietonie dla e-teatru Malina Prześluga.

Moja niestety stoi przy mnie murem bez względu, czy ktokolwiek kiss me, czy hold me tight. Jest za to so hard to bear, że trudno mi wyjść światu naprzeciw i wyhaczać potencjalne tematy felietonu. Dlatego skupię się na tym, co moje.

Gorączka przyszła nocą, gdzieś wpół drogi między Poznaniem a Rzeszowem. Czy jest gorsze miejsce na gorączkę niż PKP? Nie. Z gorączką zrobiłam szybką krajoznawczą rundkę po Rzeszowie (naprawdę ładne i czyste miasto) i z gorączką udałam się do Maski na prapremierę mojej sztuki pod dumnym i wiele mówiącym tytułem "Bleee" W skrócie: tekst opowiada o bandzie owadów meneli zamkniętych za karę w hipisowskim autobusie typu ogór. Jednych zamknięto za smród, brud, brak nóg i brzydotę, innych za wiarołomstwo. Paź Królowej nie wierzy w Królową i tutaj już przy pisaniu pojawiały mi się skojarzenia apostatyczno-ateistyczne i nasz kraj katolicki, który z umiarkowaną sympatią odnosi się do niewiernych. (Lubię przemycać duże treści w małych, zresztą to chyba ogólny trend we współczesnej literaturze i dramaturgii dziecięcej). Okazuje się jednak, że Królowa istnieje - siedzi sobie pokryta brudem, kurzem i wieloletnim syfem, ukrywając się pod tytułowym pseudonimem. Znużona bezmyślnym oddawaniem czci zaszyła się w melinie. Jej finałowe pojawienie się nie jest jednak ekstatycznym face to face z Bogiem, wszysy przechodzą z tym do porządku dziennego, wierząc głównie w siebie, swoje talenta i kodeks moralny. To z mojej strony.

Jakim wspaniałym zaskoczeniem dla mnie i gorączki był niewielki detal scenograficzny, który w moich i gorączki oczach objawił dodatkową treść. Otóż Królowa ubrana została w monumentalną, piękną suknię w kolorze biało-czerwonym. Natychmiast pootwierały mi się w głowie drzwi, których nie było wcześniej, że a to Polska właśnie, przez jednych wzgardzana (owady menele) przez innych ślepo hołubiona (motyle). I myślę sobie, a może gorączka myśli: kurde, przecież już w tekście nadałam jej imię Pola, toż to było, wymyśliło się, wypełzło ze zwojów mózgowych poza moją kontrolą i świadomością.

Podobny podświadomy chochlik pojawił się zresztą w innym moim tekście, gdzie bohaterka zwała się Stephanie Moles i była, niestety, molestowana. Grono moich znajomych zwróciło uwagę na zbieżność nazwiska z jej problemem, dla nich to było oczywiste, dla mnie to była nowość. Gdy się zastanowię, jest tych chochlików jeszcze kilka, mniejszego i większego kalibru, ale pisać o nich nie ma sensu. Nie wiem, czy Państwu wydaje się to wszystko interesujące, dla mnie jednak, jako początkującej dramatopisarki, to spore odkrycie - jak wiele rzeczy pojawia się niechcący już w procesie pisania i z ilu podświadomie rezygnujemy. Pisanie to też gorączka, w której rozbiegany umysł przyswaja tylko część bodźców, resztę mimowolnie chłonąc przez skórę. Dopiero na scenie widać całą historię choroby, zdiagnozowaną przez specjalistów, chorych na inne twórcze przypadłości. I chyba dlatego cały ten teatr jest tak fajnie nieuchwytny.

Ps.

Zdaję sobie sprawę, że pisanie o własnej premierze jest lekko pretensjonalne, ale w tym tygodniu alternatywą byłby tylko bilans chusteczek zużytych do czystych i gramatura zażywanych leków. Następny felieton będzie o mniej osobistych sprawach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji