Artykuły

O teatrze, serialach i... krzywdzie

- Mam wiele ciekawych rzeczy do zrobienia, zawód nie jest jedyną rzeczą na świecie, którą umiem wykonywać. Cały czas coś robię, reżyseruję, uczę w szkole, robię przedstawienia dyplomowe, pracuję w Teatrze Narodowym, gdzie przygotowuję właśnie sztukę z Januszem Gajosem. Mam więc pełne ręce roboty, do tego rodzinę, dwoje wnuków... Ledwo się wyrabiam i nie narzekam! - mówi ANNA SENIUK.

Powiedziała pani kiedyś, że nie ma ciekawych ról dla aktorek w pani wieku, dlatego sama szuka pani pomysłu na siebie...

- Rzeczywiście, w moim zawodzie najlepiej mieć albo sto lat, albo dwadzieścia parę, do trzydziestu. Później jest taki przedział mniej więcej do sześćdziesiątki, kiedy nie jest się atrakcyjnym ani dla filmu, ani dla telewizji, a i w teatrze trudno o interesujące propozycje. Mam nadzieję, że dożyję tej osiemdziesiątki i wtedy będę rozrywaną aktorką, przebierającą w propozycjach. Z tą nadzieją sobie żyję (śmiech). Poważnie mówiąc, mam wiele ciekawych rzeczy do zrobienia, zawód nie jest jedyną rzeczą na świecie, którą umiem wykonywać. Można powiedzieć, że ten przestój mi odpowiada, choć stówo "przestój" jest w tym wypadku złudne: ja cały czas coś robię, reżyseruję, uczę w szkole, robię przedstawienia dyplomowe, pracuję w Teatrze Narodowym, gdzie przygotowuję właśnie sztukę z Januszem Gajosem. Mam więc pełne ręce roboty, do tego rodzinę, dwoje wnuków... Ledwo się wyrabiam i nie narzekam! W gruncie rzeczy wcale nie muszę więc szukać pomysłu na siebie - życie to za mnie załatwiło.

Przyjechała pani do Szczecina z monodramem "Wieczór w Teatrze Wielkim" Tadeusza Balińskiego.

- To tekst, który od dawna jest ze mną. Znalazłam go w latach 80., zachwyciłam się nim od razu. Nie mówię go za często, bo to nie rzecz ku rozrywce, a na specjalne okoliczności, wymagająca odpowiedniego anturażu. To zresztą nie monodram, a raczej wieczór poezji inspirowany ruchem, rekwizytem, symboliką. Monodramu, w ścisłym znaczeniu tego słowa, nigdy dotąd nie robiłam. Chodzi mi po głowie coś w jego rodzaju, aczkolwiek myślę, by poprowadzić to bardziej w kierunku rozmowy z ludźmi, opowieści o sobie czyimiś słowami. Mam nawet tekst, który mnie fascynuje. Może za jakiś czas się nim zajmę.

Pani przyjaciółka, aktorka Zofia Saretok, powiedziała: "kojarzenie Anny Seniuk z Madzią Karwowską to robienie jej krzywdy". Też tak to pani odbiera?

- Nie, nie, nie (śmiech)! Gdy człowiek się na coś decyduje i jest do tego w miarę inteligentny, to zdaje sobie sprawę z konsekwencji. Wiadomo, że jeśli się gra w serialu, to nie można potem chodzić i narzekać: "o mój Boże, ta popularność mnie zabija!". Trzeba przyjąć to, iż ludzie będą chcieli podejść, porozmawiać. Dla mnie to naprawdę przyjemny aspekt zawodu, takie spotkania dają mi dużo pozytywnej motywacji do pracy, wiary w to, że moja praca ma odbiorców. Spotykam się z wieloma wyrazami sympatii i naprawdę nie czuję, by ktokolwiek robił mi krzywdę.

Wróciła pani ostatnio na mały ekran, tym razem do serialu "Wszyscy kochają Romana".

- Po długiej, prawie stuletniej przerwie (śmiech)! Obejrzałam ten serial, na kanwie którego nakręcono "Wszyscy kochają Romana" i bardzo spodobała mi się rola, którą miałam zagrać. To zresztą jest podstawowy warunek: musi mi się coś podobać, musi być odpowiednia motywacja, żebym odczuwała przyjemność z pracy, bym miała coś do zagrania. Musi być

też grupa ludzi, którzy mnie interesują: reżyser, koleżanki, koledzy. Niby niedużo, a jakoś przez kilkanaście lat mi się nie zdarzyło znaleźć serialu, w którym wszystkie te warunki byłyby spełnione. Wyjątkiem było kilka odcinków "Egzaminu z życia", w których wystąpiłam parę lat temu.

Pracuje pani dużo w Teatrze Polskiego Radia. Zgadza się pani z głosami, że to coraz ciekawiej rozwijająca się gałąź teatru?

- Tak i coraz bardziej doceniana. Publiczność telewizyjna została odcięta od nowych spektakli, premier, przedstawień z prawdziwego zdarzenia. Mam nadzieję, że tę lukę wypełni teatr radiowy. W słuchowiskach pojawiają się znakomici aktorzy, dobre teksty, świetni reżyserzy. Nie znam aktora, który nie lubiłby chodzić do radia. Tam jest taka inna atmosfera, pachnie sztuką wyższą. Boleję bardzo nad skasowaniem radiowych audycji dla dzieci - myślę, że jeśli odetniemy nasze pociechy od teatru radiowego, to wyrośnie nam pokolenie pozbawione wyobraźni. Nie można najmłodszym podsuwać telewizji, internetu, czegoś, co się bezmyślnie, bez kojarzenia faktów przyjmuje, gdzie wszystko jest podane na tacy. W radiowych bajkach dziecko musi sobie wyobrazić akcję, bohaterów, podajemy mu dźwięki, muzykę - jak to rozwija!

- Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji