Artykuły

Górą nasi. Bałtyckie Spotkania Teatrów Tańca

I Bałtyckie Spotkania Teatrów Tańca w Gdańsku. Pisze Katarzyna Wysocka w serwisie Port Kultury.pl.

Bałtyckie Spotkania Teatrów Tańca zakończyły się pokazem filmu Wima Wendersa "Pina 3d". Film wzbudził ogromne zainteresowanie wszystkich miłośników tańca, szczególnie tych, którzy mogli czuć niedosyt po pierwszej edycji BSTT. Film Wendersa nie był jednak głosem w dyskusji, tylko laurką złożoną wielkiej tancerce i artystce, pokazanej również jako niezwykle badawczą i uważną obserwatorkę życia. Film trochę uśpił, podobnie jak panelowa dyskusja, która rozpoczęła Spotkania w Operze Bałtyckiej, "Od Kyliána do Piny Bausch".

Podczas panelu nikt nie polemizował z Kyliánem, podobne jak nikt nie wyznawał wielkości Piny Bausch. Rozmowy były poprawne i kulturalne, jak w całości pierwsze Bałtyckie Spotkania Teatrów Tańca. Dyrektor Marek Weiss zapowiadał, że przegląd w jego instytucji będzie najbardziej reprezentatywnym spotkaniem teatrów i grup tanecznych z Polski, tzw. magiczne "the best of" oraz wybiórczym pokazem zagranicznym. Spróbujemy zastanowić się, czy zamierzenia wizjonera żyjącego w gdańskiej metropolii sprawdziły się.

Mistrzowie

Jiří Kylián podzielił zdecydowanie publiczność na tych, którzy zobaczyli w kolejnym dziele, "Last Touch First" [na zdjęciu], niewątpliwie światowego propagatora idei tańca jako sztuki, kwintesencję tego, co w tańcu może zachwycać, oraz na tych, którzy nie zrozumieli prawie niczego. Niebanalny występ grupy dojrzałych tancerzy, skupionych w NDT 3, był próbą izolowania ruchów na scenie i zamknięcia ich w formę gestu nasyconego symboliką. Mistrzostwo artysty i tancerza budowane pieczołowicie przez wiele lat, w tym spektaklu "pozwoliło sobie" na eksperyment formalny, który nie tyle usypiał, co stał się nieczytelny.

Oglądnęliśmy historię zamkniętą niczym w ramie obrazka rodzajowego jak u Vermeera czy fotografii w technice sepii. Kostiumowo i kolorystycznie spektakl sugerował powiązania z koncepcją rodzinnego piekiełka u Czechowa, czy piekła u Strindberga. Trzy pary, w jakiś sposób powiązane ze sobą towarzysko, uprawiają rodzaj gry, która oprócz uzależnienia wyzwala w postaciach wszelkie demony. Strach, poniżenie, desperacja, niepokój, władza, samotność, rozczarowanie to wyzwolone stany u bohaterów, którzy nie chcą i nie mogą porzucić swojego przywiązania do cierpienia. Nawet otoczenie zostało zaadaptowane do tego, aby to cierpienie "oswoić". Tkanina pokrywająca całą przestrzeń sceny, tłumiąca wszelkie odgłosy stosowania przemocy, rozłożyste suknie kobiet, które przykrywają ślady gwałtu, ale jednocześnie suknie te można łatwo zdjąć, kiedy chce się zaspokoić pożądanie. Niekończąca się powtarzalność ruchów, spowolnionych jak na filmie, kadr za kadrem, klatka za klatką. Koncepcja, aby zatrzymać tancerzy w ruchu miała splatać się z koncepcją śmierci i destrukcji, którą zarażeni zostali bohaterowie. Towarzyszą im półcienie, świeca, przeraźliwe dźwięki, które nie mają nic wspólnego z harmonią. Więcej.

Pina Bausch oczami Wendersa i członków zespołu, jaki tancerka budowała latami, to obraz kobiety wizjonerki i tytanki pracy. Nie umiała odpoczywać, jak mówiono, musiała spalać się twórczo w tańcu. Energię wydobywała przede wszystkim dzięki indywidualnemu podejściu do każdego tancerza, sugerując mu prawdę o nim samym. Wspomnieniowy, jednowymiarowy obraz znakomitego niegdyś reżysera filmowego (klimatycznego i poszukującego dawnymi czasy).

Miejscowi

Być może lokalny patriotyzm jest silniejszy od chłodnego racjonalizmu, jednak śmiem zaryzykować stwierdzenie, że nasi "lokalni" twórcy zaprezentowali poziom najwyższy. Isadora Weiss, Dada von Bzdulow i Misiuro to trójmiejskie trio próbujące nadać charakter Bałtyckim Spotkaniom TT.

Izadora Weiss nie musi już czekać. "Czekając na/Święto wiosny"

Spektakl stanowił preludium do "Święta wiosny", razem tworząc koncepcyjną całość. W obu założenia są klarowne co do wizji świata uwikłanego w odwieczną walkę pomiędzy jing&jang. Energia konfliktu, którą można odbierać również jako poszukiwanie własnego miejsca w świecie, definiuje wszystkie postaci, nadając im określone piętno.

Na scenie pojawia się sześcioro tancerzy, którzy rozpoczynają penetrować rzeczywistość, w jakiej się znaleźli, poszukując zapachów, gestów, rozpoznając i badając "nowe". Wszyscy wydają się być pochłonięci oczekiwaniem na coś, co musi nastąpić. Każdy z nich próbuje pokazać siebie innym, powoli ulegając sile spotkania i uwalniając swoje emocje. Taniec zaczyna spełniać już nie tylko rolę prezentacji, ale wyznaczania własnego terytorium, co staje się niezbędne, aby zaistnieć i w dalszej perspektywie przetrwać. Wybór partnerów odbywa się drogą powtarzalnej selekcji, choć złudzenia co do wyjątkowości drugiej osoby wynikają przede wszystkim z niedojrzałości. Na scenie nie rozgrywa się dramat, jednak silne napięcia między tancerzami są zapowiedzią nadchodzącego "Święta wiosny", czyli bolesnej inicjacji. Młodość rządzi się swoimi prawami: przypadkowością, hormonami i rywalizacją. Ta mieszanka najczęściej powoduje eksplozje, co niewiarygodnie pięknie rozpisał Igor Strawiński i z pełną determinacją przedstawiła gdańska inscenizatorka w "Święcie wiosny".

Dorosła Dada, czyli w poszukiwaniu zaginionego baletu. Le Sacre

"Le sacre" Teatru Dada von Bzdülöw to jego dojrzałe "dziecko", któremu pozwolono trwać w uśmiechniętym zmyśleniu, aby oswajać powoli prawdę o naturze człowieka zmierzającej często do wynaturzeń i dewiacji. Zapędy do totalitarnej zagłady to naczelna z myśli spektaklu, udowadniana przez nieustanne potyczki i walkę o dominację i władzę, skojarzonych z siłami przyrody. Historia kryminalna poszukiwania pierwowzoru "Święta wiosny" przeplatała się w spektaklu z historią ofiary, jaką ludzie poważyli się złożyć demonicznej i życiodajnej Ziemi. Zajęto się więc archetypami zachowań, poszukiwaniem atawistycznego podłoża działań, ilustrując je ruchem.

Sen i Dusza Misiury. Sen/Tamashii

Z niego my wszyscy - tak może powiedzieć wielu aktorów i tancerzy z Trójmiasta. Mistrz nie zawodzi i nadal pozostaje na swoim miejscu, będąc inspiracją dla kontynuatorów, naśladowców i sierot po Teatrze Ekspresji. Radykalna wyobraźnia - takie określenie operacji odbywających się w mózgu wizjonera szczególnie mi się podoba. Choć trudno już być odkrywcą i uczestnikiem bezprecedensowych ujawnień, jak choćby "Przyjeżdżam jutro" z 1974 (!) roku według Eurypidesa i Pasoliniego (Teoremat), za które wrocławskiej ekipie z Misiurą w składzie Pier Paolo złożył hołd, to samotny wilk teatru tańca nadal się nie poddaje i zachwyca poszukiwaczy nieautomatycznych skojarzeń. Set składający się z "Tamashii" z 2009 i "Snu" z 2011 roku, które funkcjonują już wspólnie na afiszu Opery Bałtyckiej, to przykład tego, co w sztuce najważniejszej, czyli własnego stylu. W "Tamashii" Misiuro potrafił w kilku scenach uchwycić to, co charakteryzuje kraj, który jeszcze do połowy XIX wielu żył w izolacji i stworzył endemiczną kulturę. Tajemnica, niepokój, chowające się, zdolne do ekspansji w każdej chwili szaleństwo. Tegoroczny "Sen" to nieskrępowany przepływ obrazów, które na długo pozostają w pamięci. Klasa Misiury szczególnie ujawnia się w zetknięciu ze współczesnymi "młodymi". Dziś dominuje tchórzostwo, niestety także w sztuce, a żeby nie wypaść zbyt patetycznie, trzeba by powiedzieć, że panuje raczej poprawność, choć ja wolę bliższe prawdy tchórzostwo. Młodzi, aspirujący, nie chcą walczyć, przekraczać, wytyczać granic, w akademizmie i kaligrafii ścigają się ze starymi. Kawiarniani buntownicy, wyabstrahowani z rzeczywistości społecznej, tworzą dla garstki przyjaciół, ani razu chyba nie zeszli do piekła, nie przeżyli choćby jednego dnia jako dnia ostatniego. Dlatego odwaga i konsekwencja Misiury są cenniejsze od wszystkich kwiatów Holandii i diamentów Afryki.

Goście

Wielkim nieporozumieniem okazał się niemiecki spektakl "Roadkill" w choreografii Johanenesa Wielanda. Dwuosobowy duet przez prawie godzinę próbował opowiedzieć historię pewnej miłości czy znajomości młodych ludzi, których los sprowadził na "martwe" lotnisko. Do żadnych formalnych odkryć nie doszło, podobnie jak do zbudowania napięcia scenicznego czy stworzenia plastycznej wizji przekazu. Były to raczej warsztatowe wprawki młodych tancerzy, którzy akurat znaleźli czas i ochotę na prezentację.

Z chłodnym przyjęciem spotkał się również Śląski Teatr Tańca z Bytomia, który zaprezentował "La, La, Land". Właściwie można odczytywać ten spektakl na kilka sposobów i żaden nie wydaje się do końca słuszny i pewny. Przyjęta idea wirtualnego świata, w jakim znaleźli się umownie bohaterowie, rozmywa się scenicznie, ponieważ zabrakło pomysłu na interesujący motyw przewodni. Tak jak bohaterowie, spektakl "zagubił się" w cyberprzestrzeni.

Grupa zwolenników Teatru Tańca Zawirowania dała wyraz swojemu zachwytowi nad "Fuera de Campo", skupionej analizie tańca, ruchu i ciała tancerza. Czworo tancerzy opowiadało swoje historie "uwięzione" w ruchu, który wydobywał się i rodził z potrzeby przeżywania i komunikowania się ze światem. Estetyzacja przekazu była zasadniczym celem tego spektaklu.

Uwagę widzów przyciągnął Polski Teatr Tańca spektaklem "Minus 2". Początek występu zapowiadał przedstawienie wielkiego formatu. Urzekająca, dynamiczna muzyka i niezwykle liczebny zespół tancerzy rozpoczął od zrytmizowanego, powtarzalnego tańca, wymownie ilustrującego różne emocje, od zdziwienia po strach. Plastyczne sceny zdejmowania poszczególnych części garderoby, nadawały z początku wielki walor przedstawieniu. Później "rozkładanie" konstrukcji różnych form, do jakich widz mógł się przyzwyczaić w teatrze tańca, zaczęło zmierzać w stronę parodii musicalu i happeningu. Pomysłów na łamanie konwencji było sporo. Mnie najbardziej spodobała się dekompozycja, kiedy tancerze zeszli na widownię i wybrali równą sobie liczbę osób, z którymi wkroczyli na scenę. Lekko przekroczeniowa prowokacja skończyła się zabawą taneczną z niesamowitym finałem. Jedna z zaproszonych do tańca osób (imię i nazwisko pani profesor znane redakcji) została bohaterką wieczoru, którą po zakończeniu długo oklaskiwano, a operator świateł bezpiecznie odprowadził na miejsce na widowni.

Jako ostatni podczas Spotkań wystąpili Hiszpanie, prezentując dwie taneczne odłony "Hidden" i "Choice" w choreografii Olgi Cobos, Petera Miki oraz Russella Maliphanta.

Imprezy towarzyszące

Wspomniany wcześniej panel dyskusyjny "Od Kyliána do Piny Bausch" oraz odsłonięcie tablicy poswięconej Janinie Jarzynównej-Sobczak to dwa dodatkowe, publiczne wydarzenia tych Spotkań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji