Artykuły

Bez emocji

"Cosi fan tutte" w reż. Evy Buchmann w Operze Krakowskiej. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

" Cosi fan tutte", jak zresztą każda opera Mozarta, to karkołomnie trudne zadanie zarówno dla muzyków, jak i reżysera. Spektakl Evy Buchmann w Operze Krakowskiej jest zaledwie poprawny, pozbawiony emocji, a niektóre decyzje reżyserskie są wyraźnie nietrafione

Trudność polega przede wszystkim na tym, że tematem tej kameralnej (zaledwie sześcioro bohaterów) opery są wyłącznie uczucia. Niewzruszona, wydawałoby się na początku, miłość dwóch sióstr, Fiordiligi i Dorabelli do Gugliema i Ferranda zostaje poddana próbie. Intryga Don Alfonsa, która ma dowieść, że "tak czynią wszystkie", czyli że kobiety są skłonne do zdrady, uruchamia lawinę. Nieszczęśni kochankowie plączą się, nie potrafią już odróżnić prawdy od fałszu, i to i kobiety, i mężczyźni. Miłość, wierność, zdrada, zazdrość - to kłębowisko uczuć przybiera rozmaite, wciąż inne odcienie. Przede wszystkim w muzyce, bo Mozart z mistrzowską swobodą porusza się na cienkiej granicy między powagą i komizmem. A często nawet w jednej i tej samej arii te dwie tonacje są tak ściśle połączone, że trudno dojrzeć tę granicę. ,bohaterskie" arie Fiordiligi są jednocześnie wyrazem jej prawdziwych uczuć i subtelnym pastiszem heroicznych oper.

Wszystko zawiera się tutaj w muzyce, a przede wszystkim charaktery bohaterów w ich zmienności. Trzeba tylko wrażliwie wydobyć na scenie to, co zapisane | jest w muzyce. Eva Buchmann jednak nie do końca uwierzyła Mozartowi i postanowiła uatrakcyjnić "Cosi fan tutte". Przede wszystkim dodała trójkę mimów. Jeden z nich, w czarnym płaszczu i masce z ponurym grymasem, jest rodzajem alter ego Don Alfonsa (tego, który nakręca intrygę). Drugiej intrygantce, pokojówce Despinie, reżyserka przydzieliła dwóch mimów-figlarzy, w maskach uśmiechniętych. Czasami mimowie się przydają (przy drobnych zmianach dekoracji), ale atrakcyjność tego pomysłu jest wątpliwa. Po co tak do znudzenia i tautologicznie przypominać, że mamy do czynienia z intrygą, sterowaniem i manipulacją? Mozart i Da Ponte byli znacznie subtelniejsi i mieli większe zaufanie do widzów.

W programie można przeczytać wypowiedź reżyserki, która umieszcza operę Mozarta w kontekście epoki Oświecenia, szczegółowo rozważa przynależność klasową bohaterów, tudzież tropi ich światopoglądy. Tyle że na scenie niewiele jest śladów tej wiedzy; może to i lepiej, skoro ilustracją tezy "Despina należy do przeciwległego bieguna praktycznego" ma być scenka, w której owa Despina (śpiewając, że przygotowuje właśnie czekoladę na śniadanie dla pań) robi pranie. Od prania były w bogatych domach praczki, nie pokojówki.

Próba stworzenia spójnej interpretacji scenicznej nie powiodła się - spektakl jest serią obrazów ilustrujących muzykę. Na tle ostatnich osiągnięć Opery Krakowskiej (zwłaszcza "Normy") obrazy te korzystnie wyróżniają się skromnością, utrzymana w bielach i szarościach scenografia i pastelowe kostiumy może nie są szczególnie wyrafinowane, ale nie skłaniają do zamykania oczu.

A uszy (oglądałam drugą, poniedziałkową, premierę) mogły być chwilami' usatysfakcjonowane. Zwłaszcza dzięki paniom - Annie Wierzbickiej (Fiordiligi), Monice Ledzion (Dorabella) i Marcie Boberskiej (Despina).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji