Artykuły

Disco - nie wszystko

- Spokojnie, zaraz go utłuką - informuje rzeczowo Stachu. Dziewczyna, z którą przyszedł denerwuje się. Właśnie puścili taki ostry kawałek, nogi same niosły, a tu znowu stop. Co innego Stachu, jest już bywalcem, trzeci raz ogląda historię disc-jockeya, wczoraj też był w teatrze pomylił się, leciały "Czarownice z Salem", ale został, nawet niczego sobie, po przerwie rozpoznał tego disc-jockeya, ostry szept przeleciał przez salę, kiedy Janusz Hamerszmit w przebraniu gubernatora wkroczył do akcji.

Może więc pomysł z tym dyskotekowym wieczorem w teatrze tarnowskim nie jest taki ekstrawagancki, jak by się na pierwszy rzut oka mogło wydawać, choć tekst Jana Piszty nie podnieca szczególnie wyobraźni. Jedno jest pewne: Tarnów jeszcze nie widział takiej dyskoteki. Świetna aparatura, video, migające węże, najnowsze przeboje. Toteż run na kasę zrobił się od razu, gdy tylko rozeszła się wieść, że w teatrze można potańczyć.

Pomysł był odważny: zamiast pokazywać monodram, jak te w Tarnowie jest w zwyczaju, na małej scenie dać go w warunkach normalnie rozkręcanej dyskoteki. Tekst Piszty daje taką możliwość: oto majster od zabawy w disco prowadzi kolejny wieczór, dostaje wiadomość od matki o konieczności przeprowadzenia skomplikowanej operacji, na to potrzeba pieniędzy, nerwowo więc próbuje je zgromadzić, wplątuje się w aferę narkotykową i pada ofiarą konkurujących gangów. Niewiele to prawdopodobnie interesuje polskiego widza, tekst jest raczej telewizyjny, szeregowa "Kobra", ale nie było lepszego pod ręką.

Najważniejszy wydawał się pretekst sytuacyjny: akcja toczy się w czasie trwającej dyskoteki i tak właśnie jest w Tarnowie. Hamerszmit wkracza za pulpit i rozpoczyna dyskotekę, błyskają różnokolorowe światła, dymy, a on z miną pana i władcy zagania do zabawy. Potem co jakiś czas biega do telefonu, do swojej pakamery i coraz mniej rządzi dyskoteką - aż do finału.

Kiedy ogląda się to wszystko z boku aż żal, ze nie można zanotować kamerą sytuacji, która powstaje. Bo powstaje, niechcący, inny teatr - teatr walki aktora z dyskotekową klientelą, pojedynek pasji i obojętności. Hamerszmit gra bez wytchnienia, nawet wówczas, gdy nikt go nie ma prawa widzieć, gdy jest odwrócony tyłem do sali. Ma jednak nikłe szanse przebicia się. Jego pakamera to oszklona, teatralna kasa, praktycznie niewidoczna dla ponad połowy widzów, dysponuje tylko mikrofonem. Trwa więc ta nierówna walka aż do finału, kiedy ster nad dyskoteką przejmuje Piotr Metz i młodzież bawi się już bez przeszkód.

Nie zawsze tak jest. Wszystko zależy od tego, kto akurat

przyjdzie do teatru. Na jedno z pierwszych spektakli przyszły klasy parami z nauczycielami. W ogóle nie można było rozpocząć dyskoteki. Tym razem przewaga aktora okazała się zbyt znaczna. Nie wiem, czy coś z tego narodzi się, czy wykiełkuje pomysł mariażu teatru z dyskoteką. Nawet gdyby tak się nie stało - "DISC-JOCKEJA" (w reżyserii Andrzeja Jakimca i Ryszarda Smożewskiego) nie uważam za realizację chybioną, choć z natury swej wielce ryzykowną. To jeszcze jeden sposób, taki sam dobry, jak każdy inny, walki o widza.

Ryszard Smożewski, dyrektor tarnowskiej sceny, jest powszechnie uznawanym mistrzem w kategorii teatru terenowego. Teatr pod jego kierunkiem aż kipi od pomysłów, liczba 500 spektakli rocznie sama mówi za siebie. To prawda, że na tę niezwyczajną nawet dla teatru terenowego liczbę przedstawień składają się chętnie w Tarnowie uprawiane małe formy, nawet impresyjne, spektakle edukacyjne dla szkół, bajki dla dzieci pokazywano w przedszkolach, spory objazd. Ale właśnie to wszystko: "małe" i "duże" premiery "pracują" na wymowną propozycję teatru, który jest po prostu potrzebny.

Nie jest to teatr lektur szkolnych, choć przede wszystkim młodzież i publiczność dziecięca stanowi trzon widowni. Jest to teatr publicystyczno-popularny, w którego bogatym repertuarze (obecnie 16 pozycji) spotykają się takie spektakle, jak np. "Królewna Śnieżka", "Czarownice z Salem" Artura Millera, "Szklana menażeria" Tennessee Williamsa, wspomniany monodram i widowisko publicystyczne "Dziś rano zmarł Stefan Żeromski". Efekt jest taki, że w Tarnowie chodzi się do teatru, choć niezbyt chętnie chodzi się do kina, a bywa i tak, że imprezy estradowe z udziałem gwiazd trzeba odwoływać z powodu braku zainteresowania.

Teatr prowadzi szeroko zakrojoną działalność edukacyjną w szkołach, realizując dwa cykle - "Poznajemy teatr", inscenizowane wykłady z historii teatru i "Teatr przy tablicy". Właśnie widowisko o Żeromskim przygotowano jako kolejną premierę z tego cyklu.

Wychodząc z siedziby, prowadząc objazd, odwiedzając przedszkola i szkoły, teatr nie zaniedbuje pracy w swoim budynku. Nierzadko bywają dni, kiedy gra się tutaj dwa, trzy razy dziennie. O poziomie produkcji świadczą ostatnie premiery, wystawiające niezłe świadectwo możliwościom zespołu.

"Czarownice z Salem" to spektakl inscenizacyjnie dojrzały, zrealizowany w planie krzyża, z kilkoma co najmniej efektownymi scenami. Andrzejowi Jakimcowi (reżyser) udało się stworzyć mroczny klimat tej opowieści o nietolerancji, co umiejętnie podkreśla muzyka i żywe światło. Występujący gościnnie w roli Johna Procktora aktor Starego Teatru, Kazimierz Borowiec stworzył rolę w swoim dorobku znaczącą, przeciętnego człowieka wciągniętego w wir historii. Wartościowe propozycje aktorskie dali również: Ziuta Zającówna jako Mary Warren, służąca Proctorów, Paweł Korombel jako pastor Hale, przejmujący w scenie modlitwy egzorcysty i Janusz Hamerszmit jako cyniczny gubernator Danforth.

Wiele dobrego można by napisać o "Szklanej menażerii" w reżyserii Piotra Paradowskiego, która idzie na małej scenie. Ta nieco staroświecka, banalna historyjka miłosna o niespełnionych uczuciach, broni się poetyckim klimatem i budzącym szacunek zespołu aktorskiego. Maria Wójcikowska, doświadczona artystka, tworzy w roli Matki postać przekonującą swoją macierzyńską troską i złamanym życiem. Alina Więckiewicz-Wiśniewska, lalkarka, debiutująca na scenie żywego planu, broni się nie tylko dziewczęcym wdziękiem, ale i umiejętnością ukazania piekła uczuć skazanej na samotność dziewczyny, Paweł Korombel w epizodzie Gościa pokaże trafnie pęknięcia, jakie zarysują się w jego pozornie niezmąconej pewności siebie. Najmniej przekonujący jest Krzysztof Sosur jako Syn, mimo rzetelnego wysiłku ze strony młodego aktora.

Wreszcie premiera ostatnia - "Królewna Śnieżka", spektakl muzyczny dla dzieci, odsłaniający jednak słabości wokalne trupy i nie powściąganą w porę (przez reżysera) ochotę do bycia śmiesznymi, co - jak wiadomo - nie zawsze wychodzi na zdrowie.

Tak, to jest teatr dla ludzi. Można tu popłakać, pobawić się, a nawet potańczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji