Artykuły

Znany adres na europejskiej mapie teatralnej

- Od kilku lat jesteśmy zapraszani do koprodukcji z ważnymi scenami w Europie, co jest znakiem uznania dla naszej marki - mówi GRZEGORZ JARZYNA, dyrektor TR Warszawa.

Już nie laboratorium. Już nie - jak w dawnym haśle reklamowym -"najszybszy teatr w mieście", już nie "getto". Jaki jest obecny TR Warszawa? Co jest jego siłą, a co słabością? Opowiada dyrektor Grzegorz Jarzyna. Dorota Wyżyńska: Kiedyś o TR Warszawa mówiłeś "teatr-laboratorium". A jak obecnie określasz tę scenę? Jaka jest dziś kondycja waszego teatru? Jak to wygląda od kuchni? Grzegorz Jarzyna: To teatr... w przemianie. Na pewno inny niż ten 13 lat temu, kiedy przyszedłem tu na Marszałkowską. Już nie laboratorium. Już nie - jak w dawnym haśle reklamowym -"najszybszy teatr w mieście", już nie "getto", bo tak też o nas mówiono.

Ten obecny TR jest bardziej transparentny, oswojony, przyjazny, rozpoznawalny, być może w związku z czym mniej zaskakujący. Umiejscowiony. Silnie związany z miejscem, w którym działa. Myślę, że jest ważnym punktem odniesienia dla innych instytucji kulturalnych i działań teatralnych w mieście. Jest znanym adresem na europejskiej mapie teatralnej. Już z pewną tradycją. Mam wrażenie, że jesteśmy w połowie drogi.

A ta droga prowadzi do...?

- To jak podróż np. po Australii. Lądujemy. Wyjeżdżamy w bezkres interioru. Chcemy dotrzeć do świętej gory Uluru. Po latach zauważamy, że błądzimy po ziemi, która jest nam nieznana, ale bliska. Teraz w połowie drogi zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej w Alice Springs. Musimy zatankować.

Przed rozpoczęciem nowego sezonu, nowej podróży chciałabym porozmawiać o waszej sile, ale i o słabościach. Dla mnie siłą TR Warszawa, niepodważalną, jest zespół artystyczny. Mimo że całkiem niedawno kilku ważnych aktorów odeszło z TR Warszawa do Nowego Teatru. A jednak bardzo szybko udało ci się odbudować zespół. Oglądałam ostatnio kilka dobrych polskich filmów, m.in. na festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu, i te najbardziej nieoczywiste role zagrali właśnie "twoi" aktorzy.

- Cieszę się, że to mówisz. W dzisiejszych czasach nie ma co przesadzać z wymyślaniem do tego specjalnej filozofii, ale myślę, że ten zespół ma swoje idee, konkretne zasady uprawiania tego zawodu. I to procentuje. Mają specyficzne nastawienie do aktorstwa, ale też do życia.

Za granicą najbardziej rozpoznawalną cechą naszego teatru jest właśnie oryginalny, specyficzny sposób grania. To się podkreśla w recenzjach. To, że nasi aktorzy pokazują się w filmach, też mnie cieszy. Specyfika tego teatru, schronu , ukształtowała pewien charakterystyczny styl aktorski, inne budowanie napięć i relacji między postaciami. To jest kameralne, filmowe granie.

Tak jak mówisz - był moment przesilenia w zespole, ale być może to właśnie dało nową energię. Przyniosło oczyszczenie, rodzaj otwarcia nowej przestrzeni - z tymi samymi założeniami, ale w nowych warunkach. Wróciliśmy do początku. Choć to też pewnie jeden z bonusów, który odcinamy od tego, co udało nam się wypracować przez wiele lat. Ta "linia teatru" - artystycznego, poszukującego - już sama się realizuje.

Waszą siłą jest też to, że jesteście jedną z niewielu warszawskich scen czy - mówiąc wprost - jedną z dwóch czy trzech, które są obecne na ważnych międzynarodowych festiwalach na świecie.

- Od pewnego czasu, już od 12 lat, stało się to normą. Natomiast od kilku lat jesteśmy zapraszani do koprodukcji z ważnymi scenami w Europie, co jest znakiem uznania dla naszej marki.

Gdzie w tym roku jedziecie?

- Do Mińska, do Madrytu, do Brukseli. Głównie podróżuje "Między nami dobrze jest". "T.E.O.R.E.M.A.T." jeździł w ubiegłym sezonie. Ze starszych spektakli: "Uroczystość" będzie pokazana w Nowym Jorku, a "4.48. Psychosis" w Hongkongu.

Siłą są reżyserzy, którzy z wami współpracują. Już po raz drugi pracuje u was uznany niemiecki reżyser Rene Pollesch. Co Pollesch daje TR, co TR daje Polleschowi?

- Pollesch to taki reżyser, który daje teatrowi... przestrzeń. Pewnie nie ucieszyłby się, że go nazywam reżyserem. Bo on ucieka od tego określania, nazywania wprost. Mówi, że nie robi teatru. A jednak jego spektakle, mimo że burzy w nich tradycyjne formy, są bardzo teatralne.

Myślę, że Pollesch ze swoją filozofią, sposobem uprawiania sztuki bardzo do nas pasuje. Aktorzy bardzo lubią z nim współpracować, bo wyzwala z nich nową energię. Wyznacza szerszą perspektywę. Stoi za tym jego filozofia, jego sposób myślenia o życiu i teatrze. Jego pierwszy spektakl w TR był dobrze przyjęty przez widzów, przez krytyków również, uznawany na festiwalach, ale bez szaleństwa. Pierwszy spektakl to było przetarcie szlaków. Myślę, że nowa premiera będzie zaskoczeniem.

Pollesch pierwszy raz napisał oryginalną sztukę dla zespołu, który nie jest niemieckojęzyczny. Trzeba dodać, że on pisze na scenie, w trakcie prób. Jednak kiedy pracował w Japonii, Szwecji czy w Brazylii przygotowywał swoje sprawdzone teksty, wystawiane wcześniej w Niemczech. Zaufał nam, że jesteśmy w stanie przeprowadzić taką operację. Spektakl "Jackson Pollesch" jest... aktualny. Aktualny - złe słowo. On opowiada o tym, co ma odbicie w naszej społecznej świadomości. Przedstawienie jest bardzo inteligentne, zabawne, pozytywnie zabawne.

- To jest nasza "linia", którą z Agnieszką Tuszyńską, kierownikiem literackim teatru, realizujemy od czasów "Terenu Warszawa". Interesuje nas tekst oryginalny, oryginalni reżyserzy. Interesują nas nowe teksty, które się nigdzie nie pojawiły, a odbijają polską dynamikę, mówią w nowy sposób.

Masz też dobrą rękę do tzw. hitów. Artystycznych hitów, na które chodzi się potem kilka razy. Zgadnij, ile razy oglądałam "Między nami dobrze jest"?

- Dwa, trzy?

Pięć.

- Wow. Pięć razy widziałaś?

"Nosferatu" w Narodowym też będzie takim tytułem? "Drakula" to twoja fascynacja z młodości?

- Nie, z młodości ulubione były filmy, pierwszy to "Nosferatu" Herzoga , a potem to już "Bela Lugosi" w reżyserii Toda Browninga.

Czego szukasz w tej powieści?

- Dziś jestem niedospany, bo nocą pracowałem nad sceną ze spektaklu, która dotyczyła sekcji zwłok. Kiedy nie możesz zidentyfikować wirusowej choroby, trzeba pobrać próbki z każdej części ciała. Podobnie jest dla mnie z tą powieścią. Mam poczucie, że jest tak wielowątkowa, wieloaspektowa. Z każdego rejonu można wyciągnąć coś , i wsadzić pod mikroskop . Co w tym mózgu drzemie i gdzie jest ten wirus, który nas wciąż gna.

Co robiliście z "Nosferatu" na Wyścigach? Na waszej stronie www.trwarszawa.pl można obejrzeć zdjęcia, plenerową sesję.

- Całowaliśmy się. Umieraliśmy. Czekaliśmy na zachód słońca. A tak na serio to był pomysł Jacqueline Sobiszewski, autorki światła oraz zdjęć do programu i plakatu. To ona zaproponowała, aby z ekipą "Nosferatu" wybrać się na Wyścigi i niejako uprzedzić proces prób. Aby za pomocą fotografii uzewnętrznić te przeczucia. Zobaczyć na obrazie, dokąd zmierzamy. Przeczuć atmosferę, relację, napięcie, które jest w tym temacie.

"Nosferatu" powstaje w nietypowej koprodukcji z Teatrem Narodowym. Jak doszło do tej współpracy?

- To chyba w ten sposób przejdziemy płynnie do tematu "słabości". Mam mówić szczerze? W ostatnich latach dotknęły nas bardzo duże cięcia finansowe. I dlatego też ostatni sezon był marny. Zostaliśmy bez środków na eksploatację spektakli, a co dopiero na produkcję. Jedyną szansą było znalezienie silnego partnera. Stąd taki mariaż. Nie taki zupełnie przypadkowy, bo Teatr Narodowy zmienia się, też staje się poszukujący, artystyczny. Ta współpraca - moim zdaniem - umacnia obie sceny.

Pamiętam, że "Nosferatu" był planowany na otwarcie nowej siedziby TR Warszawa na placu Defilad.

- Gdy nadejdzie taki moment to wtedy będziemy tam grać "Nosferatu". Taką obietnice złożył nam Teatr Narodowy .

Nie jesteście specjalnie rozpieszczani przez miasto. Do tego niejasna perspektywa nowej siedziby. Jak to wszystko przeskoczyć?

- Przez 13 lat, odkąd jestem dyrektorem, nie było aż tak źle.

Muszę to powiedzieć głośno - miasto do premiery "Nosferatu" nie dokłada ani złotówki. Ta produkcja finansowana jest ze źródeł zewnętrznych, głównie przez naszych dodatkowych koproducentów: Narodowy Instytut Audiowizualny, Barbican Theatre, Dublin Festiwal, Adelaide Festival, Fundacji TR Warszawa i Instytutu Adama Mickiewicza. Podobna sytuacja była przy "Miedzy nami dobrze jest", kiedy zalecano nam nie rozpoczynanie produkcji i odmówiono finansowego wsparcia, wtedy na szczęście z pomocą przyszło nam berlińskie Schaubuhne.

Ale nie chodzi tylko o to, że z roku na rok są coraz mniejsze finanse, że obcina się dotację na teatry, ze względu na kryzys jestem wstanie zrozumieć takie działania. Boli mnie jednak to, że nie ma zainteresowania ze strony władz miasta. Nie ma rozmowy, wsparcia czy wspólnego planu, nie ma żadnych perspektyw. Na pytanie, co robić, słyszę "redukować zespół", "nie przygotowywać premier" i "rzadko grać". Takie jest stanowisko władz miasta. Liczą na to, że sobie jakoś poradzimy, skoro tak podkreślamy, że rozsławiamy Warszawę na świecie. Skoro stać nas na podróże, to dlaczego sobie nie radzimy? Miasto zapewnia nam środki na tzw. etaty, których jest w TR coraz mniej, oraz na utrzymanie budynku. Ale nie mamy pieniędzy na remonty, sprzęt, wydawnictwa, eksploatacje, czy nowe produkcje.

Perspektywa nowej siedziby też jest odległa.

- Bardzo się w ten projekt zaangażowaliśmy. Osobiście wierzę, że ten budynek kiedyś powstanie. Pytanie: kiedy? Może w 2017 roku, może w 201 8 . Takie miejsce z nowoczesnym muzeum i teatrem w samym centrum Warszawy zapewne podniesie europejski prestiż miasta. Ale to jest droga przez konflikty, które przesuwają się na coraz to inne rejony. Jedna ważna rzecz, nietypowa w tym chaosie: w pewnym momencie pozwolono nam, przyszłym użytkownikom podziemi, naszkicować na planach tę przestrzeń teatralną, dookreślić, jakby ona miała wyglądać, oczywiście mieszcząc się w wyznaczonych gabarytach. I tak wspólnymi siłami udało nam się stworzyć - na papierze - piękną teatralną salę, taką "postmeyerholdowską" przestrzeń, czystą, bez widowni, sceny i kurtyny.

Czego mogę życzyć TR Warszawa w nowym sezonie?

- Płynności finansowej. Nowy sezon finansowo nie zapowiada się lepiej niż poprzedni, ale ryzykujemy. Albo będziemy pracować, produkować nowe spektakle, albo się poddamy, a to będzie znaczyło, że wkrótce zaczniemy się powoli rozpadać . Bez nowych przedstawień teatr nie istnieje. Możesz nam życzyć płynności. Żebyśmy mogli nieustannie płynąć... A jak nas wyniesie na brzeg, szybko wskoczyć do rzeki i znów płynąć środkiem rwącego nurtu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji