Artykuły

Między nami czarownicami

"Po latach Pana sztuka nabrała nowych znaczeń i odsłoniła warstwy, których przedtem nie dostrzegaliśmy" - stwierdziła Marta Kornatowska w rozmowie z Arthurem Millerem, autorem "Czarownic z Salem" po tegorocznej premierze tej sztuki w National Actors Theatre. A Miller jej na to: "Zbiorowe histerie występują i dziś, choć w zmienionej postaci, i dalej są groźne. Wciąż znajdują się tacy, co im ulegają. Akta procesu z Salem i protokoły przesłuchań prowadzonych przez Komisję Badania Działalności Antyamerykańskiej dowodzą, że jeśli podejrzani załamywali się, przyznawali do zarzucanych im grzechów i przestępstw, do spotkań z diabłem, czarów i kontaktów z komunistami, wyrażali skruchę i sypali przyjaciół - zyskiwali łaskawe względy trybunału".

Nie prowadziłem śledztwa, jak wyglądała rozmowa między dyrektorem Teatru im. Bogusławskiego - Zbigniewem Lesieniem a reżyserem "Czarownic..." w Kaliszu - Jackiem Bunschem. Być może obaj naoglądali się obrad naszego Sejmu i naczytali różnych prasowych enuncjacji rodzimych "sędziów" i "szeryfów". W każdym razie mroczny dramat Millera trafił znów w Polsce po latach na teatralny afisz. Podejrzewam, że sztuka ta ma u nas jeszcze większą nośność niż w zaprzyjaźnionych i kochanych Stanach Zjednoczonych Ameryki.

Lesień z Bunschem uważają, że to amerykańskie dzieło epoki maccarthyzmu czeka w kraju nad Wisłą triumfalny pochód przez sceny. Ja ich zdania nie podzielam. Byłby to cios w "światłość" naszych politycznych elit. W nasz Ciemnogród, który okrzepł i jest z siebie zadowolony. Choć jestem przekonany, że owe elity nawet by nie zareagowały, gdyż intelektualna refleksja jest im obca, a do teatru nie chodzą, zaś kultura we wszelkich swych przejawach po prostu im... (przepraszam, Państwa) dynda!

"Czarownice z Salem", których akcja dzieje się równo trzysta lat temu, są sztuką gęstą, jak wspomniałem mroczną i nie nastrajającą optymistycznie, bowiem trudno nosić się z poczuciem bezradności i beznadziejności.

Porwał się na nie teatr nie mający znakomitego zespołu aktorskiego, ale te mankamenty wyrównuje w jakimś stopniu inscenizacja Bunscha i świetna, prosta, bardzo surowa, a jednocześnie efektowna scenografia Jadwigi Mydlarskiej-Kowal, znanej wrocławskiej publiczności z plastycznego oprawiania przedsięwzięć Wrocławskiego Teatru Lalek na scenie dla dorosłych jak "Proces" Kafki, "Gyubal Wahazar" Witkacego czy "Faust" Goethego.

Przy okazji tej wizyty w Kaliszu przekonałem się, że Lesień też jest czarownicą, bo potrafi zgromadzić wokół siebie ludzi życzliwych, ciekawych, a tym co robi zwabić różnych "wampirów" czyli krytyków i recenzentów, co nie zawsze udaje się dyrektorom teatrów położonych w pewnym oddaleniu od stolicy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji