Artykuły

Dwie premiery

Teatr "Wybrzeże" od kilku dni gra już przedpremierowe spektakle "Mewy", ale jak mówi reżyser Grzegorz Wiśniewski, przedstawienie rozgrzewa się i nabiera kolorów. Premiera w niedzielę 13 października. Z kolei Teatr Miejski w Gdyni na dobry początek sezonu przygotował "Śmierć komiwojażera" Arthura Millera w reżyserii Adama Ferency. Premiera w sobotę - 12 października

Werner Schwab i Trieplew

Po "Mewę" Antoniego Czechowa reżyserzy sięgają dość chętnie, w zdecydowanej większości traktując ten tekst jako odwieczną opowieść o miłości, samotności i zagubieniu. Jednak, jak to z klasyką na scenie bywa: z jednej strony to tzw. teatralny pewniak, z drugiej - realizacja bywa ryzykowna.

- Nie wolno sięgać po klasykę, jeśli takim tekstem nie ma się nic do powiedzenia o współczesności - mówi Grzegorz Wiśniewski, reżyser "Mewy" w Teatrze "Wybrzeże". - Nie interesują mnie u Czechowa koronki czy parasolka Arkadiny, ale to, co możemy odnaleźć w naszej rzeczywistości.

Dla Grzegorza Wiśniewskiego takim współczesnym łącznikiem jest m.in. kult ciała i młodości, któremu dziś tak hołdujemy, a który w "Mewie" uosabia Arkadina i chęć zrobienia kariery za wszelką cenę. - Każdy reżyser, który jednak sięga dziś po "Mewę" musi sobie odpowiedzieć na pytanie: kim jest Trieplew - podkreśla G. Wiśniewski. Przyznaje, że do "Mewy" doprowadził go Werner Schwab, austriacki reformator współczesnego dramatu. Właśnie między Schwabem a Trieplewem G. Wiśniewski widzi sporo zbieżności. - Obaj nie skończyli szkoły, wylądowali gdzieś na zagubionej wsi i popełnili samobójstwo. Rozumienie postaci Trieplewa jako dramaturga-nieudacznika czy grafomana jest dużym uproszczeniem. Akt samobójstwa oznaczać może również rezygnację z kariery.

W dramat Czechowa reżyser wplata fragmenty tekstów Wernera Schwaba, dotykając problemu nowych form w teatrze. Pomysł wydaje się tym bardziej uzasadniony, że "Mewa" Czechowa wystawiona w petersburskim Teatrze Aleksandryjskim okazała się zupełną klapą. Widzowie byli zaskoczeni nowatorską formą dramatu. Dopiero w reformatorskim "MchAT-cie" (czyli Moskiewskim Teatrze Artystycznym Stanisławskiego) dramat Czechowa okazał się ogromnym sukcesm, a MchAT zaczęto nazywać "teatrem Czechowa".

W gdańskiej realizacji "Mewy" zobaczymy Joannę Bogacką, Piotra Jankowskiego, Stanisława Michalskiego, Igora Michalskiego, Dorotę Kolak, Monikę Chomicką, Mirosława Bakę, Annę Kociarz, Krzysztofa Gordona i Grzegorza Gzyla. Scenografię przygotowała Dorota Kołodyńska, a muzykę - Bolesław Rawski.

Premiera w niedzielę 13 października o godz. 19, a przedpremierowe spektakle można oglądać 10, 11 i 12 października.

Generacja Nic

Arthur Miller, jeden z najlepszych autorów sztuk współczesnych uznany został za pisarza zaangażowanego społecznie, ujawniającego moralny nihilizm współczesnego człowieka, a zwłaszcza ukazującego "świat spopielałego amerykańskiego mitu" "Śmierć komiwojażera" wystawiona w 1949 r. na Brodwayu ugruntowała jego pozycję jako dramaturga: premiera okazała się sukcesem, a spektakl zagrano 742 razy. Już w najbliższą sobotę 12 października 2002 w Teatrze Miejskim w Gdyni odbędzie się premiera "Śmierci komiwojażera" w reż. Adama Ferency.

Jak podkreśla Małgorzata Dziewulska w tekście "Dzikie serce" sztuka Millera trafiła dobrze w swój czas: Ameryka żegnała się właśnie z własnymi mitami. Do legendy przechodziły ostatecznie wielkie osobowości, które wydawały walkę przyrodzie albo złym ludziom, samotnicy którzy wiele ryzykowali, ale w pełni stanowili o sobie. I witała się z konsekwencjami praw rynku, z codziennością wielkich aglomeracji, gdzie wszyscy, działając w trybach maszyny zadają sobie pytanie Lindy: co to znaczy być kimś? (...) Te same zasady, które były nieodłączne od cnót uczciwości i umiejętności niby dalej obowiązują, ale w jakiś skarlały sposób, jakby ktoś przyłożył do oczu odwrotną stronę lornetki.

Willy popełnia samobójstwo; stary zagubiony człowiek, z desperacją walczący całe życie o byt swojej rodziny, nie znajduje miejsca w "nowych czasach". To jeden z ważnych - zwłaszcza dziś w Polsce - wymiarów "Śmierci komiwojażera". Tekstu o współczesności, ale bardzo amerykańskiej, i to z lat 50. Wciąż jednak reżyserzy odnajdują w nim nasze tu i teraz: Willy Loman, bohater "Śmierci komiwojażera" mówi synom: - Mierzcie wysoko, a zajdziecie daleko". Nie zaszli. I odpowiadają ojcu głosem dzisiejszych 20.-, 30-latków, którzy sami siebie nazywają przewrotnie "Generacją Nic"(...) Starsi chcieli pieniędzy i wolności, nas interesowała przede wszystkim wolność. Dzisiaj nas i młodszych od nas interesują już tylko pieniądze. Zachłysnęliśmy się wolnością, rozbudziliśmy w sobie optymizm, by za parę chwil stanąć przed ponurą perspektywą bezrobocia i konieczności hołdowania najniższym instynktom nowego idola - bezosobowego klienta - dodaje Kuba Wandachowicz.

W gdyńskiej premierze "Śmierci komiwojażera" zobaczymy m.in. Marcina Trońskiego (gościnnie), Elżbietę Mrozińską, Adama Dzienisa (także gościnnie), Mariusza Żarneckiego, Beatę Buczek-Żarnecką, Bogdana Smagackiego, Dariusza Siastacza. Scenografię przygotowała Beata Nyczaj, muzykę - Jacek Ostaszewski.

Premiera w sobotę 12 października o godz. 19.00

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji