Artykuły

Dobra zabawa na jubileusz

Tańce połowieckie nie zachwyciły mnie wprawdzie tak jak tego oczekiwałem, ale - życie miałoby zbyt wiele uroku, gdyby i dla ucha i dla oka wrażenia przynosiło jednakowo korzystne, chociaż czasem - lecz rzadko - i zdarza się i to. Przykład: Zabobon czyli Krakowiacy i Górale w Teatrze Dramatycznym. Ta świetna scena, kierowana przez Gustawa Holoubka obchodziła właśnie dwudziestolecie swej łagodnej przemiany z Teatru Domu Wojska Polskiego na Teatr Dramatyczny. Dwadzieścia lat działalności, którą miło sobie dzisiaj powspominać. Co prawda nie byłem zbyt dokładnym obserwatorem Dramatycznego od samych jego narodzin, lecz pamiętam przecież choćby świetne przedstawienie Policjantów Mrożka, już w pierwszym sezonie pod nowym szyldem, wkrótce potem Romulusa Wielkiego Durrenmatta z wielką rolą Świderskiego, Wariata i zakonnicą Witkiewicza z Lucyną Winnicką i prześmiesznym Gołasem, Po upadku Millera ze Świderskim i Elżbietą Czyżewską, Hamleta z Holoubkiem i jedyną czarnowłosą Ofelią jaką widziałem w życiu - Ewą Krzyżewską... to tylko kilka tytułów przywołanych w pamięci z tamtych, pierwszych lat. A ostatnio - znowu znakomity okres dyrekcji Holoubka, znaczony przede wszystkim Królem Learem i zabawnym Kubusiem fatalistą.

Zabobon wyreżyserowany przez Ludwika Rene jest idealnym spektaklem na jubileusz! Polski, barwny, roztańczony, rozśpiewany, roześmiany, nieograny, a przy okazji satysfakcjonujący 200-lecie urodzin Jana Nepomucena Kamińskiego, który do muzyki Karola Kurpińskiego Zabobon napisał. W przeciwieństwie do bardzo popularnego Cudu mniemanego czyli Krakowiaków i Górali Bogusławskiego i Stefaniego, rzecz Kamińskiego (kontynuująca konflikt krakowiaków i górali o piękną krakowiankę) rzadko jest dzisiaj (lub nawet wcale) wystawiana. A przecież po premierze, w roku 1816, Zabobon cieszył się tak ogromnym powodzeniem, że całkowicie wyparł ze sceny pierwowzór Bogusławskiego, pognębił go generalnie na lat ponad sto, póki nie odgrzebał pierwszych Krakowiaków Leon Schiller i nie przywrócił do łask. Zmienną losu koleją Zabobon zszedł odtąd ze scen, a przecież jest chyba w naszych teatrach miejsce dla obu utworów. Oba mają swe zalety, oba posiadają wielki urok - pod warunkiem, że wystawi się je jak należy.

Ludwik Rene zrobił co trzeba. Zagrał Zabobon z wdzięcznym przymrużeniem oka, uczynił z niego teatralną zabawę, która - podobnie jak wydało mi się to w Kubusiu - bawi doskonale i widzów i aktorów. W obsadzie błyszczy zwłaszcza Małgorzata Niemirska - wspaniała Dorota; przezabawna, świetnie śpiewa, świetnie tańczy i - co też istotne! - świetnie wygląda. Czego żądać więcej? Trzeba zresztą z entuzjazmem stwierdzić, że Rene i Jerzy Dobrzański (kierownictwo muzyczne) cały zespół rozśpiewali i roztańczyli jak w najlepszym musicalowym teatrze. Mirosława Krajewska (Basia), Józef Nowak (Miechodmuch), Piotr Skarga (Bardos) - to, obok Niemirskiej, główne (lecz nie jedyne) filary przedstawienia.

Nie wiem tylko, czy konieczne było wprowadzenie Zespołu Artystycznego ZHP, jest to bowiem w tym spektaklu twór nieco dziwny, który ani nie wygląda dość młodo jak na harcerzy, ani dość staro jak na dorosłych, i często wyraźnie odstaje od świetnych profesjonalistów. Natomiast za doskonały pomysł uznać trzeba zwieńczenie całości zgodnie z dawnym tradycyjnym zwyczajem - aktualnymi kupletami, dopisanymi przez najlepsze do tych rzeczy pióro Wojciecha Młynarskiego.

Doskonała zabawa i cenne przypomnienie uroczej śpiewogry Kamińskiego i Kurpińskiego! Podziękowanie. I za to i za wszystko, czym Teatr Dramatyczny w ciągu swych dwudziestu lat nas zachwycał. Gdyby to ode mnie zależało, odwdzięczyłbym się słowami Bardosa z Zabobonu:

Raczcież przyjąć ode mnie cokolwiek, me

dziatki:

Wszystkie wam, na lat cztery, daruję

podatki!...

No, ale niestety!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji